💚Rozdział 42💙

515 34 26
                                    

Pov. George

Obudziłem się z wielkim bólem głowy spowodowanym przez wczorajszy płacz, obok siebie poczułem czyjąś obecność, lecz wiedziałem że to nie jest mój ukochany. Odwróciłem się na plecy przecierając zaspane, zaczerwienione oczy piąstkami. Podniosłem się do siadu obok widząc miło uśmiechającego się Karl'a, od razu się na niego rzuciłem przytulając go. Brakowało mi blondyna cholernie, czułem się bezradnie... Nie wiem co robić i co sobie myśleć. Co z nim jest i czy w ogóle przeżyje... Nie mam ochoty żyć bez niego, jakby całym źródłem mojej Energi był właśnie Clay. Odsunąłem się od szatyna próbując wymusić najmniejszy uśmiech, co się udało lecz był prawie nie widoczny.

- Jak się czujesz?- zapytał podnosząc się do siadu, patrząc na mnie z troską w oczach.

- Okropnie... Bez siły na nic, chcę być tylko obok Clay'a...- odpowiedziałem patrząc się w martwy punkt.

- Będzie dobrze, Dream jest silny I się nie poddaje- pocieszył mnie, w moim oku pojawiła się łza która swobodnie spłynęła po moim policzku- Nie płacz już, proszę- położył dłoń na moim policzku wycierając kroplę słonej wody.

- Nie mam czym, wszystkie łzy wylałem dla Clay'a...- zamknąłem oczy wtulając się w jego ciepłą dłoń, przytuliliśmy się jeszcze raz a po tym chłopak powiedział abym się ubrał. Oczywiście ubrałem na siebie bluzę Clay'a I jakieś luźne spodnie, poSZEDŁEM do łazienki patrząc w swoje odbicie. Wyglądałem okropnie, Clay powiedziałby że jak zombiak, uśmiechnąłem się do siebie lekko na wspomnieniu o chłopaku. Odświeżony wyszedłem z pomieszczenia, w kuchni zobaczyłem Nick'a I Karl'a. Najmłodszy stał przy kuchence robiąc prawdopodobnie śniadanie.

- Sap?- zapytałem na co ten odmruknął abym wiedział że mnie słucha- Zawieziesz mnie do szpitala?- zapytałem bez żadnych emocji w głosie, lecz nadzieją że się zgodzi.

- Jasne- odpowiedział prawdopodobnie się uśmiechając - Pod warunkiem że najpierw zjesz śniadanie- powiedział tym razem stanowczo nakładając każdemu z nas po jakiejś porcji jajecznicy.

-N-nie mogę...-

- Czemu?-

- Czuję się jakbym miał zwymiotować-

- Spróbuj chociaż trochę zjeść, dla Dream'a...- ponownie się do mnie uśmiechnął, wziąłem widelec w ręce nabierając trochę niego trochę jedzenia. Dla Clay'a... Z lekkim obrzydzeniem zjadłem posiłek, wstałem z krzesła próbując nie zwrócić śniadania. Gdy miałem już wszystko pod kontrolą udałem się z chłopakami na przed pokój, tam ubraliśmy buty I kurtki i wyszliśmy z domu.

Byliśmy w ogromnym budynku zwanym szpitalem, podszedłem do pani recepcjonistki.

- Dzień dobry, mogę wiedzieć co się stało z Claytonem Smithem?- zapytałem z lekkim uśmieszkiem na twarzy, by nie wystraszyć kobiety.

- A kto pyta?- zapytała starsza.

- George Smith, jego mąż- odpowiedziałem.

- Jest w sali pod numerem 105 na górze, pacjent jest w śpiączce, ale można go odwiedzać - na te słowa zamarłem, dosłownie się zawiesiłem, nie wiedziałem co robić. Nawet mi się płakać nie chciało, w klatce piersiowej poczułem lekki ból, jakby moje serce zostało przebite... - Proszę pana?- zapytała zmartwiona

- Dziękuję, miłego dnia- powiedziałem I podszedłem do sztynów - Sala 105, ponoć jest w śpiączce- powiedziałem spuszczając głowę, przetarłem oczy do których zbierały się już łzy i cała nasza trójka podeszła do windy. Zaraz byliśmy na drugim piętrze, jak poparzony wyszedłem z niej szukając odpowiedniej sali.

Stajnia pełnych przygód | DnF | Poprawione |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz