Rozdział 9: Spojrzał na ich złączone dłonie. Nawet nie zauważył, że to zrobili.

741 69 3
                                    


Prawie wszystko wróciło do normy. Matka szatyna upewniała się wielokrotnie, że Harry nie ma jej za złe za tą rozmowę. Proponowała mu coś w zamian za wybaczenie, ale stanowczo nie chciał. I tak siedział w pałacu; nie musiał nigdzie inaczej i był przede wszystkim blisko Louisa. Czuł się strasznie dziwnie bez niego. Coś szeptało mu do ucha, że musi (ale to tak bardzo mocno) znaleźć się obok niego. Przez to też spali ze sobą w jednym łóżku.

— Słuchasz mnie, Hazz?

Spojrzał nieprzytomnie na szatyna i zaprzeczył. Nawet nie zamierzał kłamać. Louis westchnął i przesunął się bliżej. Harry wręcz wpadł w jego ramiona.

— Co mówiłeś? Nie mogę się skupić...

— Jadę jutro za miasto. Już rozmawiałem z mamą i nie mogę cię zabrać. Trochę się boję, bo to... Ugh, nie chcę, aby znowu rolę się obróciły.

— Boisz się, że znowu będę miły dla ludzi? — Zapytał Harry i prychnął. — Skarbie, umiem być wredny, kiedy tylko chcę.

— Wierzę, że dałbyś sobie radę, ale nie chcę cię stresować. Jadę na kolejne spotkanie z księżniczką. Niestety ta pani nie chciała się spotkać w pałacu. Nie wiem, czy dojadę na noc.

Kiwnął głową. Powinien się przyzwyczaić, że Louis ma poważne zajęcia niż tylko obijanie się pół dnia po zajęciach, tak jak on to robił. Louis od czasu do czasu zabierał go do stajni, jeździł na Demonie. Mógł nawet stwierdzić, że on i ten koń bardzo się zaprzyjaźnili. Zwierzę doskonale zdawało sobie sprawę, że Harry musi przyzwyczaić się do tego rodzaju sportu. Teraz uważał to za przyjemne, wręcz powodowało, że nie stresował się tak, jak jakiś czas temu. Tak samo lekcję z tańca szły mu bardzo przyjemnie i nauczyciel nie wiedział potrzeby, aby siedzieli po kilkanaście godzin w sali. Parę razy tańczył z Louisem, aby przyzwyczaić się do jego prowadzenia w tańcu. Zajęcia szkole też szły mu dobrze. Zaczynali równo o siódmej, a kończyli o dwunastej. Musiał pilnować swoich godzin.

— Dzisiaj poznasz swojego asystenta. Niall go skądś znalazł. Podobno jest bardzo zorganizowany — powiedział Louis i przeczesał Harrego włosy. — Będę tęsknić za tobą, skarbie.

— To tylko cały dzień!

— To aż dzień. Jak jesteś na lekcjach, a ja na tych gównach, to nie mogę się skupić — jęknął męczeńsko i zaraz się uśmiechnął, słysząc jego śmiech. — Nie śmiej się. Zobaczymy, co ty powiesz, jak jutro będziesz kompletnie sam. Wyjeżdżam jutro z samego rana i wrócę wieczorem albo dopiero rano.

Brunet nie wiedział, co powiedzieć. Już go rozrywało od środka. Zmarszczył brwi, kiedy doszła do niego pewna informacja.

— Jakiego znowu asystenta?

— Masz dużo na głowie. Stwierdziłem, że musisz mieć kogoś, z kim będziesz mógł porozmawiać, jak nie chcesz ze mną. Ułoży ci twój dzień; nie będziesz musiał patrzeć wciąż na zegarek. To on będzie twoim zegarkiem.

— A dlaczego ty nie masz asystenta? — Zapytał.

— Mam. Niall jest moim asystentem, przyjacielem, powiernikiem każdych sekretów. Nie widzimy się zbyt często, bo wszystko wysyła mi na telefon. Od dziecka byłem uczony organizacji, kochanie. Rodzina królewska to nie jest coś "łatwego", to zdecydowanie jest trudne zadanie i ciężki orzech do zgryzienia.

Harry nic nie odpowiedział. Wiedział o tym. Wielokrotnie zauważył to na własnej skórze. Nigdzie nie mógł się spóźnić. Musiał chodzić jak w zegarku. Już nawet nie denerwował swojego nauczyciela od tańca i sam starał się utrzymywać prosto swoją posturę. Uważał na swój język. Lekcja etykiety przychodziła mu najciężej, bo jednak od prawie osiemnastu lat, nikt mu nie mówił, że nie może grabić się przy stole czy jakiego widelca, czy kieliszka używać do danego dania czy napoju. Uczyli to, jak ma się odnosić oraz tytułować osoby. Królowa nie znosiła tytułowania. Szczególnie od członków rodziny. On nie był rodziną, ale nie sprzeciwił się jej.

Spojrzał na ich złączone dłonie. Nawet nie zauważył, że to zrobili. Było mu przyjemnie ciepło i dobrze w ramionach Louisa. Mógłby zostać w nich na zawsze. Kusiła go ta opcja, ale wiedział, że mieli sporo zadań. Ostatnio też bardzo dużo myślał nad tym wszystkim. Do końca życia miał zostać w pałacu jako partner króla Wielkiej Brytanii. Ratowało to jedynie to, że powoli (albo już się to stało) zakochiwał się z Tomlinsonie. Znali się już od paru tygodni. Nie miał nawet z kim porozmawiać na ten temat, aby rozwiać swoje wątpliwości czy zapytać o radę. Wielokrotnie z jego ust prawie padły słowa, które zapewniłyby szatyna o dozgonnej miłości i wierności po sam grób. Chciał zobaczyć, czy jego uczucia się rozwinął. Zawsze pragnął iść do ołtarza z miłości. Chciał spojrzeć na swojego partnera z uwielbieniem, tymi serduszkami w oczach. Nie wiedział, jak ma kochać. Nikt go nie nauczył; nawet w jego domu nie było miłości. Nie wiedział, czy czuje to, bo Louis jest wspaniałym człowiekiem i sprawił, że te uczucia u niego się pojawiły, czy czuje to, bo jest mu wdzięczny za to, że może tu mieszkać. Zacisnął usta w cienką linię i niespokojnie się poruszył w ramionach szatyna.

— Co się stało, skarbie?

— Wszystko jest dobrze. O której mam poznać swojego asystenta?

Książę nie był tego pewny, ale nie chciał naciskać. Poznał już na tyle Harrego. Musiał cierpliwie poczekać aż wybuchnie z tych emocji, które w sobie gromadził albo sam powie, sam z siebie. Uśmiechnął się delikatnie.

— Jeśli będzie się coś działo, to mi powiesz, prawda?

— Tak, powiem ci, Lou. Obiecuję. A...

— Asystent powinien być w każdej chwili. Przejdziemy do salonu?

Styles nie mógł nic innego zrobić, tylko zgodzić się i dać tam się pokierować. Sam jeszcze się gubił w tym wszystkim. Ponownie się bał, ale wiedział, że to tylko jeden człowiek. I jeśli Niall go polecał, to musiał być w porządku. Musiał. Nie było innego wyjścia.

What the f**k?! → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz