Rozdział 12: Cierpiałem również pod względem fizycznym

709 68 7
                                    

I jeden na dobry sen (:

Dobranoc! 


Przetarł swoje oczy i z całych sił próbował się uspokoić. Nie chciał płakać, ale ten krótki sen przypomniał mu o wszystkim, co zrobili jego rodzice. Dlaczego tej nocy, kiedy rozkoszował się bliskością i ramionami Louisa?

 — Powiesz mi, co ci się śniło? — Zapytał Louis i cierpliwie poczekał za odpowiedzią. Wiedział, że musiał dać mu chwilę na odpowiedź. — Pójść ci po sok do kuchni? Podejrzewam, że straż zaszyła się gdzieś po kątach...

— M-możemy pójść razem, a kiedy tutaj wrócimy... Powiem ci?

— Oczywiście, skarbie. Chciałbyś koc?

Kiwnął tylko głową i kiedy wstał z łóżka, Louis od razu zarzucił mu na ramiona puchaty koc. Otulił się nim bardziej i wpadł w ramiona szatyna. Ten pokiwał głową i ruszyli do wyjścia. Spojrzał na podłogę i zauważył bose stopy Harrego.

— Harry Edward Styles! Dlaczego nie założyłeś kapci albo skarpet?! Chcesz mnie o zawał przyprawić w tak młodym wieku?! Albo ciebie o chorobę?! Siadaj z powrotem na łóżko, a ja idę po skarpety!

— Ale Louis...

— To rozkaz! 

Stylesowi nie pozostało nic więcej niż wykonanie rozkazu. Usiadł na łóżku, a całą minutę później, Tomlinson wrócił z kolorowymi, grubymi skarpetkami. Nie narzekał, nie było tak zimno, choć listopadowe noce były zimne. W dzień dało się wytrzymać, wieczorami również, ale tylko przy odpowiednim ubiorze.

— Teraz możemy iść. Chodź, skarbie.

Poczuł, jak na jego policzka wkradają się rumieńce, ale wstał i ruszył za nim. Chciało mu się też trochę jeść, jakby miał być szczery. Rzadko kiedy budził się w nocy na pić, a tym bardziej na jedzenie. Pewnie gdyby obudził się sam z siebie, przez głowę nie przeszła mu myśl, aby pójść do kuchni. Nadal gubił się pomiędzy korytarzami, ale coraz bardziej sobie radził.

Całe piętnaście minut później, zbliżali się do pokoju. Harry trzymał w ręku kanapkę, którą Louis mu zrobił, a szatyn trzymał dzbanek ze sokiem oraz dwie szklanki. Harry zajadał już po drodze. Spotkali tylko trzech mężczyzn ze straży, który uśmiechnęli się do nich i kiwnęli głową.

Usiedli na łóżku, wcześniej Lou włączył dwie lampki, które stały na stoliczkach.

— Więc... Możesz mi powiedzieć, co się stało. Pamiętaj, że jestem tutaj dla ciebie. I cokolwiek ci się śniło, poradzimy sobie z tym, tak? Nawet jeśli będzie to coś bardzo absurdalnego, znajdziemy sposób, aby się tego pozbyć?

Przygryzł wargę, bojąc się tego co usłyszy.

— Cokolwiek to było — dodał jeszcze cicho i uklęknął na przeciwko Harrego. — Pamiętaj, że możesz mi ufać, możesz przyjść do mnie z każdą sprawą. Ze wszystkim.

— Um... Jak pewnie zauważyłeś, kiedy byłeś mną, że moi rodzice byli... Byli po prostu tacy. Ja... Po prostu to czasami boli, kiedy przypominam sobie, że nie znaczyłem dla nich tyle, co używki; że zawsze stawiali to na pierwszym miejscu, a ja musiałem sobie radzić sam. Wielokrotnie... Cierpiałem również pod względem fizycznym, ale kiedy byłem trochę starszym i rozumiałem wiele rzeczy. Próbowałem ich namawiać na terapię i odwyk, ale zawsze kończyło się to awanturą, wyzwiskami i czasami podnosili na mnie rękę. Zaczęło się, kiedy skończyłem czternaście. Wtedy było to rzadko, ale kiedy zrobiłem coś nie tak i im się to nie podobało... Miałeś przecież przykład tego, co zrobiła moja matka wtedy w kuchni. Powinienem cię za to przeprosić...

— Nie musisz przepraszać za coś, na co nie masz wpływu — powiedział i dotknął jego kolana. — Chciałbyś porozmawiać z kimś doświadczonym i kimś, kto się zna na rzeczy?

— Masz na myśli psychologa?

— Może być psycholog, ale bardziej myślałem nad terapeutą. Może on podczas rozmowy wytłumaczy ci niektóre rzeczy, pomoże spojrzeć na świat z innej perspektywy i zrozumie, jak mało kto. Bo nawet ja, obiecałem, że cię zrozumiem, nie do końca wiem, co mógłbym dla ciebie zrobić. Oczywiście oprócz bycia przy tobie, miliona przytulasów, ciepłej herbaty i kocyka. Masz też całkowite wsparcie od mojej rodziny. Nie zostawimy cię z tym samego. Więc co? Chciałbyś porozmawiać z kimś wykwalifikowanym? 

— Myślę, że... że mogę spróbować.

Kiedy Harry powiedział do końca cały sen, Louis położył go do łóżka i zakrył kołdrą pod sam noc. Pogasił światła, a potem mocno go przytulił. Pierwszy raz była taka sytuacja. Wiedział, że Harry jest złamany sytuacją rodzinną i w końcu pęknie, ale nie sądził, że to tak bardzo zaboli.

Musiał, chciał, przede wszystkim chciał mu pomóc. Już teraz chciał szukać odpowiednej osoby na stanowisko terapeuty Harrego, ale wiedział, że to wcale nie będzie takie łatwe, jak teraz mu się to wydawało. Musiał się dowiedzieć, z kim najszybciej dogaduje się Styles. Mężczyzna czy kobieta?

— Śpisz skarbie?

— Mmhm... A dlaczego ty nie śpisz? — Zapytał, ale nie otworzył oczu. — Czy tej nocy zmrużyłeś chociaż na chwilę oczy?

— Oops. Lubię obserwować to, jak śpisz.

— Zaczynam się bać...

— Nie masz czego. Zamykaj już oczy, też już idę spać.

Louis chciał wierzyć, że większe problemy w życiu Harrego już zniknęły; że teraz będzie naprawdę spokojnie i nie musieli się martwić takimi rzeczami. I powoli w to wierzył. Harry też był tutaj bezpieczny, szczęśliwy (miał nadzieję), znalazł wspólny język z Zaynem. Chciał uwierzyć w to, że on sam odetchnie z ulgą, kiedy Harry zostanie jego mężem. Maleństwo nie było na pokaz (dla niego). Małżeństwo było przede wszystkim do potwierdzenia tego, że dwójka mężczyzn, on i Harry, będą razem szczęśliwi. Nikt nie będzie zaczepiać Stylesa, że ten go wykorzystuje czy oszukuje, bo nasłuchał się już wiele historii. 

Przeczesał jego włosy i delikatnie się uśmiechnął. 

— Louis, idź spać. Za chwilę to ja będę nad tobą czuwał, abyś poszedł spać.

— No już idę, idę. Chodź się przytul.

A może jednak była to już miłość?

What the f**k?! → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz