MELANIE
Widzę, jak szatyn siada na łóżku i spuszcza głowę, wlepiając wzrok w zdjęcie. Mam wrażenie, jakby głos w moim gardle zupełnie zastygł i nie mam pojęcia, co powinnam w tej sytuacji powiedzieć. Przeważnie nie mam takich trudności w prowadzeniu z nim rozmowy. A teraz po prostu żadna opcja nie wydaje się tą odpowiednią. Podchodzę więc w zupełnej ciszy do łóżka.
Jedyny dźwięk to tupot moich butów o podłogę, który wydaje mi się teraz naprawdę strasznie głośny; aż zbyt głośny. Tak, jakby miał zburzyć spokój panujący między nami. Materac łóżka ugina się pode mną, czuję jego miękkość. Odsuwam się od Cadena na bezpieczną odległość, ponieważ nie ufam mojemu własnemu ciału. Zdążyłam zauważyć, jak mocno dziś reaguję na jakiekolwiek bodźce zadawane mi przez niego, nawet nie naumyślnie i zdecydowanie nie chcę, aby to się powtarzało.
Patrzę na jego dłonie ściskające dość mocno ramkę, a następnie przenoszę wzrok na jego twarz. Ma niejednoznaczny wyraz. Widzę, jak zamyślony jest. Widocznie wspomina w tym momencie swoją siostrę, może nawet ponownie zadręcza się, obwinia o jej śmierć. A ja? Ja tylko głupio tutaj siedzę, burząc jego poczucie bezpiecznej strefy jego pokoju. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
Łamię swoje własne zasady — dotykam jego kolana. Czuję pod palcami szorstki materiał jego spodni. Szatyn zostaje wyrwany z tego stanu rozmyśleń, teraz patrzy na mnie, jest zdziwiony takim nagłym ruchem. Szczerze mówiąc ja sama nie spodziewałam się, że się do tego posunę. Chciałam go wesprzeć, to fakt. Nie chciałam patrzeć na to, jak obwinia się o coś, na co nie miał najmniejszego wpływu. I dlatego też moje ciało samo zareagowało. Nie miałam wielkiego wyboru, zwyczajnie to zrobiłam.
Gładzę jego udo delikatnymi ruchami i posyłam mu nikły uśmiech, mający na celu odrobinę go pokrzepić. Nie wiem czy to działa, ale i tak uznaję za sukces sam fakt, że nie odtrącił mojej dłoni. Zachowywał się dzisiaj, jakby był naprawdę niepocieszony moją obecnością, może nawet trochę zły, że wtargnęłam do jego domu; jego oazy, w której powinien czuć się dobrze.
Czy aż tak zniszczyłam jego spokój? Wydawało mi się, że do tej pory czuł się w moim towarzystwie komfortowo. Tak wyglądał. A teraz tak naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Ale uspokaja mnie to, że nie odrzuca mojej chęci pomocy. To już coś. Naprawdę widzę efekty niemal codziennych rozmów przez kilka ostatnich miesięcy. Caden Wood się przede mną otworzył.
— Co robisz? — pyta, a moja sielanka zostaje przerwana. Zastanawiam się, jak mu to wytłumaczyć.
— Widzę, jak patrzysz na Lynn. Na to zdjęcie. Chciałam jakoś pomóc — tłumaczę zgodnie z prawdą i zabieram dłoń, pesząc się przez jego słowa. Ton jego głosu nie był w żadnym stopniu zdenerwowany, ale i tak czuję silną potrzebę zdystansowania się.
— Niepotrzebnie. Ale dzięki. Może zmieńmy temat? Jakoś nie mam ochoty na takie rozmowy w tym momencie, wybacz.
W pełni go rozumiem. W ostatnim czasie i tak bardzo wiele mi powiedział. Myślę, że znacząco nagięłam jego strefę komfortu i nawet jeśli tego po nim nie widać, to ja znam prawdę. Otworzyłam jego stare rany, które od tylu lat pragnął uleczyć. Nie wiem, czy powinnam dalej w to brnąć. Chłopak wzdycha, po czym wstaje i odkłada fotografię z powrotem na jej miejsce. Bacznie obserwuję każdy jego ruch.
CZYTASZ
CADEN
Teen Fiction"Pragnęłam go. Wszystkiego, co z nim związane. Jego demonów, zranionej duszy, jego ust na moim ciele. Ust, które paliły mnie, ściągając na mnie piekło, a jednocześnie dając mi ukojenie. Caden Wood przyciągał mnie absolutnie w każdym sensie i nie dam...