Piłem w barze i co chwilę zerkałem na komórkę, wyczekując kolejnego meldunku od Cassie. Byłem maksymalnie wkurwiony, bo zaliczyła długą przerwę. Wiadomość, którą otrzymałem wbiła mnie w krzesło, bo była chamska i bezpośrednia. Cassie „zajmowała się" Killianem. Zacząłem mieć nawet wyrzuty sumienia, że dałem się jej podejść. Zrobiła smutną minkę, spuściła głowę, a potem popatrzyła na mnie tymi swoimi załzawionymi oczami, no i pękłem. Nie byłem z siebie zadowolony. Wystarczyło, że wyszła z domu, a mnie zalała fala nieprzyjemnych wspomnień i doszedłem do jeszcze smutniejszych wniosków: nie potrafiłem zapewnić jej bezpieczeństwa. Chociaż bardzo się starałem, za każdym razem ponosiłem cholerną porażkę.
Jeśli teoria Sama i Jo była prawdziwa, Cassie była bardziej bezpieczna z Killianem, niż ze mną. Nie potrafiłem tego przeboleć. Zawsze starałem się dawać z siebie dwieście procent, stawałem na głowie, ale to i tak było za mało. Odkąd poznałem tę dziewczynę, wszystko się pogorszyło. Cały świat zapragnął, żeby pałała do mnie nienawiścią. Alison tylko to potwierdziła. Powiedziała na głos coś, czego do siebie nie dopuszczałem.
Zamówiłem kolejne piwo. Barmanka podeszła do mnie, kręcąc biodrami. Na krótką chwilę skupiłem wzrok na krągłościach, a następnie spojrzałem wyżej – na jej biust, praktycznie wylewający się z kawałka materiału, który chyba był bluzką, koszulką czy innym badziewiem.
– Ciężki dzień? – zapytała rozbawiona.
Przeniosłem wzrok na jej sympatyczną i ładną twarz.
– Bardzo – mruknąłem. – Ostatnio mam same „ciężkie" dni.
– A kto ich nie ma? – Przesunęła butelkę w moją stronę i zabrała tę pustą. – Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego mężczyźni chodzą do barów, żeby zapić porażki. – Przewróciła oczami. – No dobra, są jeszcze tacy, którzy chcą łatwo zaliczyć, ale to zupełnie inna kategoria.
Uniosłem kącik ust i upiłem porządny łyk piwa. Nie odsuwając butelki od ust, oceniłem całościowo tę kobietę. Miała krótkie czarne włosy z niebieskimi pasemkami, kształtne usta, średniej wielkości biust, wąską talię i szerokie biodra – w stu procentach mój typ. Zwilżyłem wargi językiem, bo poczułem nagłą potrzebę zaproszenia jej do mojego łóżka.
Skoro Cassie tak świetnie bawiła się z Killianem, dlaczego ja miałem być samotny tej nocy?
Wielokrotnie nadstawiałem karku, robiłem wszystko, żeby spojrzała na mnie łaskawszym okiem, a i tak obrywałem. Wolała wierzyć wszystkim innym, tylko nie mnie.
– Jak wypadam? – mruknęła żartobliwie barmanka, opierając łokcie na blacie baru.
W takiej pozycji jej biust prezentował się jeszcze lepiej. Pewnie zrobiła to specjalnie.
– Patrzysz na mnie i patrzysz, więc chciałabym chociaż wiedzieć, jak wypadam na tle tych wszystkich kobiet, z którymi pewnie notorycznie się „spotykasz". – Uśmiechnęła się jednoznacznie. – Bo raczej nie masz zamiaru zanudzić mnie śpiewką, że jestem jedyna i wyjątkowa, a rano zmyć się bez słowa pożegnania?
Zaśmiałem się i odłożyłem butelkę.
– Nie, nie mam zamiaru – odpowiedziałem poważnie. – Potrzebuję rozluźnienia, dlatego tu jestem i piję piwo.
– Czy do tego „rozluźnienia" mogą się zaliczać również inne rzeczy? – zapytała, pochylając się nad barem. – Jeśli poczekasz jeszcze godzinę, to postawię ci piwo na koszt firmy i zabiorę do domu.
Zawahałem się, bo przecież miałem zapewnić bezpieczeństwo Cassie. Komórka zawibrowała, więc od razu po nią sięgnąłem i poczułem gorzki smak porażki, gdy przeczytałem, że Cassie zostaje na noc u tego dupka. Miała zamiar wrócić przed południem, no i zaznaczyła, że nie powinienem się o nią martwić, bo była w dobrych rękach. Odruchowo zacisnąłem palce na komórce, mając ochotę ją zmiażdżyć. Zamiast tego, schowałem ją do kieszeni kurtki i uśmiechnąłem się do barmanki.
CZYTASZ
Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]
FanficDean Winchester jako łowca, poluje na duchy oraz inne istoty paranormalne. Nie rozstaje się ze swoją Dzieciną (Impalą), a w rodzinny interes wkręcił swojego młodszego brata, Sama. Od lat przyjaźni się z Jo, która towarzyszy im czasami w polowaniach...