Rozdział 11

392 30 14
                                    

Leżenie w szpitalnym łóżku było okropne. Nie mogłam się podnosić, bo od razu miałam zawroty głowy. Pielęgniarki często mnie doglądały i kręciły nosem, gdy chciałam coś sama zrobić. Owszem, pozwalały na drobne rzeczy, ale musiałam być bardzo powolna, a to niczego nie ułatwiało. Moja niezdarność wszystko psuła, nawet zwykłe podniesienie kubka do ust.

Jo odwiedzała mnie codziennie. Sam był ze trzy czy cztery razy, a Dean – tylko raz. O raz za dużo. Podał się za mojego brata, próbując wmówić, że naprawdę się o mnie martwi. Gdyby tak było, uratowałby mnie tamtego dnia. Otworzyłby te pieprzone drzwi i wziął w ramiona.

Ale tak się nie stało.

Nie potrafiłam mu tego wybaczyć. Wiedziałam, że mnie nie lubi i miał mocne argumenty, aby być przeciwny mojemu uczestnictwu w polowaniach. Nie chciał, żebym została łowcą. Zgadzałam się z nim, ale to dla niego nie miało absolutnie żadnego znaczenia. Obiłam mu samochód, a przecież Dziecinę kochał nad życie.

Spojrzałam na kolorowe siniaki i westchnęłam cicho.

Uznał, że nie jestem warta...

Zamrugałam powiekami, aby odgonić łzy. Postanowiłam zejść mu z drogi i postawić się Jo. Nie nadawałam się na łowcę. I mówiły to wszystkie znaki na niebie.

۞

– Nie musisz przy mnie siedzieć – mruknęłam, patrząc na Jo.

Od godziny chodziła po sali, machając rękami. Nudziła się, co bardzo rzucało się w oczy.

– Nie zostawię cię samej.

– Nic mi nie będzie.

– Za każdym razem, gdy cię zostawiam, dzieją się bardzo złe rzeczy. Wtedy, w gnieździe... Powinnam była cię ochronić. Myślałam, że jak będziesz siedzieć w samochodzie, to... Ale i tak cię dorwali!

– A ty odcięłaś im głowy – przypomniałam, lekko się krzywiąc. – I tak umarli, więc o co ci chodzi?

– Nie zabiłam wszystkich! Gdybym była bardziej uważna i nauczyła się prosić o pomoc... Nie byłoby cię tutaj...

Odwróciłam wzrok.

– To nie były te same wampiry.

– Cassie, słońce, nie znasz się...

Spojrzałam na nią z przyganą

– To nie były te same wampiry – powtórzyłam chłodno. – Ich Naczelny mnie rozpoznał.

– Co? – zapytała blondynka, siadając na brzegu łóżka. – Że co?!

– Wiem, że powinnam ci od razu o tym powiedzieć, ale musiałam poukładać sobie w głowie pewne sprawy... Przepraszam.

Jo miała otwarte usta i ciężko oddychała. Wiedziałam, że wybuchnie – prędzej czy później.

– Mówiłaś Deanowi?

Pokręciłam głową.

– Nic?! Cassie!

– Nie uratował mnie.

– Obie wiemy, że ktoś go ubiegł.

Prychnęłam.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Powiesz mi wreszcie, kto cię uratował?

– Nie.

– Cassie!

– Nawet nie znam jego imienia! Wiem tylko, że jest łowcą i nie lubi Deana.

– Dlaczego cię uratował?

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz