Rozdział 32

235 24 4
                                    

W Dziecinie panowała cisza. Nie miałem odwagi puścić muzyki. Nie miałem odwagi mówić głośno o tym, co wydarzyło się kilka minut wcześniej. Nie miałem nawet odwagi odwrócić się i spojrzeć na bladą, zapłakaną Cassie. Nie byłem nawet pewien, czy dziewczyna w ogóle zdawała sobie sprawę, że z jej oczu płynęły łzy. Odkąd wróciła do żywych... nie była już sobą. Coś w jej spojrzeniu się zmieniło i była to niepokojąca zmiana. Znałem ją wystarczająco długo, żeby mieć świadomość, że tego wieczoru coś straciła.

Potrząsnąłem głową, bo chociaż powtarzała w kółko, że Ignis naprawdę zniknęła, to kompletnie nie rozumiałem związku. Przecież była intruzem w jej ciele, więc skąd ta nagła zażyłość? Bez problemu wpuściła ją, gdy sprawy przybrały zły obrót. Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie o głębokim nacięciu na jej przedramieniu. Ignis z pewnością miała moc, ale nie potrafiła uzdrawiać. Zacisnąłem dłonie w pięści, żeby nie odwrócić się i nie złapać Cassie za rękę, aby przypatrzeć się ranie.

Zerknąłem przez szybę w kierunku rozdroża, na którym stał Sam. Rozmawiał z Crowleyem, który nie krył irytacji. Najwyraźniej nie spodobało mu się, że ta suka, Riley, spiknęła się z demonami. Może i był wrzodem na dupie, ale lepszy taki wrzód niż jakaś przemądrzała suka. Mój brat spojrzał przez ramię w naszym kierunku i wskazał podbródkiem na tył samochodu. Pokręciłem głową. Sam przejechał dłonią po włosach, a następnie szybko pożegnał się z Crowleyem. Miałem wrażenie, że droga do samochodu zajęła mu wieki.

Wstrzymałem oddech, gdy obrócił głowę i spojrzał na Cassie. Gdy wrócił do mnie spojrzeniem, poczułem bolesne ukłucie w sercu. Zatroskany wyraz twarzy Sama powiedział mi więcej niż słowa.

Z Cassie było bardzo źle.

W innych okolicznościach zrobiłbym jej awanturę, bo przecież miała być ze mną szczera, podczas gdy spiskowała za moimi plecami z Ketchem. Idiotą, który przy pierwszej nadarzającej się okazji, oddałby życie za inną dziewczynę.

Wyjąłem komórkę z kieszeni kurtki i napisałem wiadomość do Jo, ostrzegając ją i prosząc o spokój. Byłem pewien, że całkowicie o tym zapomni, gdy zobaczy swoją przyjaciółkę, ale musiałem przynajmniej spróbować.

Objąłem dłonią kierownicę, ale nie ruszyłem. Nawet nie przekręciłem kluczyka w stacyjce. Czułem na sobie spojrzenie Sama, więc niechętnie zwróciłem na niego swój wzrok. Uniósł pytająco brwi i nagle westchnął, spuszczając głowę. Chyba zrozumiał moją wewnętrzną walkę. Wziąłem głęboki wdech i obejrzałem się przez ramię.

Cassie siedziała sztywno na fotelu i wydawała się nieobecna. Niby patrzyła przez okno, ale pustka w jej oczach była jednoznaczna. Pragnąłem jej dotknąć, chcąc, aby przez chwilę skupiła wzrok na mnie. Chciałem się upewnić, że jest dobrze, chociaż doskonale znałem prawdę. Cassie była rozbita. Rozbita, złamana i... pusta. Tego ostatniego określenia sama użyła. Mówiła też wiele innych rzeczy, jeszcze mniej zrozumiałych. Nie drążyłem, bo wiedziałem, że na zadawanie pytań przyjdzie jeszcze czas.

– Dean – szepnął ponaglająco Sam.

Westchnąłem cicho i ponownie spojrzałem na drogę.

Czułem ciężar na żołądku. Spieprzyłem sprawę. Miałem zrobić wszystko, żeby Cassie była bezpieczna.

Reszty myśli nie dopuściłem do siebie, bo to nie było ani odpowiednie miejsce, ani odpowiedni czas na takie rozmyślania.

۞

Cassie zamknęła się w swoim pokoju, chociaż nie byłem przekonany co do tego pomysłu, ale wzrok Sama kazał mi ugryźć się w język, więc to zrobiłem. Jo za to nie odpuszczała, wisząc nade mnie jak pieprzony cień.

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz