Rozdział 62

98 12 7
                                    

Siedziałem w bunkrze i gapiłem się na komórkę, która milczała od kilku godzin. Dzwoniłem, pisałem, ale Cassie nie raczyła w żaden sposób odpowiedzieć na moje próby kontaktu. Nie do końca wiedziałem, co miałem o tym myśleć. Nie wierzyłem, że wybrała tego dupka. Może byłem głupcem, ale chwytałem się nadziei, że jednak chodziło o coś więcej.

Dlaczego w ogóle pozwoliłem jej odejść? Dlaczego nie byłem bardziej stanowczy, gdy chciała odjechać z Ketchem? Dlaczego nie zmusiłem jej do wyjaśnień?

Przetarłem twarz dłońmi i zastanowiłem się nad różnymi scenariuszami. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że miałem realny wpływ na swoje życie. Pomimo Boga, dupkowatych aniołów i innych dziwadeł, człowiek mógł dosłownie wszystko. Otrzymał wolną wolę i rzadko korzystał z tego przywileju. Nikt nie chciał być kowalem swojego losu, bo łatwiej było wierzyć w siłę wyższą, która sterowała naszym życiem i przygotowywała boże plany. Walczyłem z tym, odkąd tylko poznałem prawdę. I kiedy zdobyłem się wreszcie na odwagę, aby związać się z kobietą... Pierwsza umarła, a druga odeszła do innego mężczyzny. Nie mogłem uratować Lisy, ale mogłem zawalczyć o Cassie.

Nie namyślałem się zbyt długo. Wiedziałem, gdzie powinienem jej szukać. Sięgnąłem po telefon i włączyłem GPS. Ketch miał kilka kryjówek, ale dwie z nich znałem. Jedna była położona w niedużej odległości od bunkra. Tam postanowiłem uderzyć w pierwszej kolejności. Musiałem dowiedzieć się prawdy. Nie zamierzałem dzwonić do tego dupka i informować go o swoim przyjeździe. Zamierzałem zrobić im niespodziankę.

Jeśli Cassie faktycznie mnie nie chciała, dlaczego bawiła się w trzymanie mnie na dystans? Dlaczego nie była szczera? Dlaczego wybrała mojego największego wroga? O co, do diabła, w tym wszystkim chodziło?

۞

Wkurzony, oddychałem ciężko, bo na podjeździe nie zauważyłem samochodu Cassie. W bunkrze też go nie było, co sugerowało, że wybrała się na samotną przejażdżkę. Może pokłóciła się z tym idiotą i postanowiła przemyśleć kilka spraw? Na to liczyłem, ale i tak zapukałem głośno do drzwi. Dom wydawał się opuszczony, ale samochód i motor Ketcha sugerowały coś innego. Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Arthur. Miał grobową minę, co mnie zaskoczyło.

– Problemy w związku? – zadrwiłem.

– Nie ma tu jej – odpowiedział Ketch bez cienia złości. – Niepotrzebnie się fatygowałeś.

– To gdzie jest? – drążyłem. – Wyjechała z tobą, więc nie próbuj mi wmawiać, że nie znasz jej miejsca pobytu.

Ketch zacisnął dłoń na drzwiach. Zmrużyłem oczy, bo coś mi nie grało.

– Nie wiem, gdzie pojechała. – Brzmiał naprawdę szczerze. – Ostatni raz widziałem ją kilka godzin temu.

– Co to znaczy, do diabła?

Jego grdyka poruszyła się niespokojnie. Ściągnął brwi i zacisnął usta.

– Zapomnij o niej.

Wkurwiony, popchnąłem go. Zatoczył się do tyłu, dlatego wszedłem do środka i zacząłem przeszukiwać pomieszczenia. Nikogo nie znalazłem. Musiał mówić prawdę, ale nie wierzyłem w to. Ketch był pieprzonym dupkiem. Nie zamierzałem mu ufać.

– Gdzie ona jest? – zagrzmiałem, wracając do wejścia, przy którym wciąż stał. – Dokąd pojechała?

Opuścił głowę i milczał.

Son of a bitch! Gdzie ona jest?!

Wciąż milczał, więc złapałem go za koszulę i docisnąłem do drzwi. Uderzył w nie plecami i znieruchomiał.

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz