Rozdział 8

377 29 15
                                    

– Nakopię mu do dupy – powiedziałem wkurzony, krążąc po pokoju hotelowym. – Cass!

– Daj mu czas.

Pokręciłem głową.

– Czas? Na co? Od dwóch dni próbuję się z nim skontaktować!

– Fakt, dziwne, że się nie odzywa, ale wiesz... Na pewno jest zajęty, bo w Niebie...

– Come on – mruknąłem. – Nie chrzań mi teraz o porządkach, bo nie mam nastroju do żartów! Jak chce być batmanem, to załatwię mu kostium z wypożyczalni!

– Dean...

– Sam, nie zaczynaj! Mamy na głowię kilka cholernie ważnych spraw, w tym życiową ciamajdę, która jakimś cudem jest powiązana z wiedźmami. – Na chwilę zacisnąłem mocno zęby. – Nie chcę jej niańczyć przez kolejne lata. Musimy wyjaśnić tę sprawę i ją zamknąć!

Sam westchnął ciężko, całkowicie pochłonięty stukaniem palcami w klawiaturę.

– Znalazłeś coś ciekawego, skoro od rana gapisz się w ten ekran?

– Nie jestem maszyną, Dean. Swoją drogą, myślałem, że twoja nienawiść do tej biednej dziewczyny zmalała...

Posłałem mu piorunujące spojrzenie.

– Dobra, nie wnikam – uciął. – Szukam dodatkowych informacji o rodzie Warrenów.

Prychnąłem pogardliwie, chodząc po pokoju.

– Wciąż wierzysz, że ta dziewczyna jest warta więcej niż...

– Dean...

– Dobra, nic nie mówiłem!

– Musimy zgłębić się w historię, bo jest za dużo niewiadomych.

– A rodzice Cassie?

– Bardzo ciekawa sprawa.

Odwróciłem się w stronę brata i popatrzyłem na niego wyczekująco.

– No?

– Tutaj nic nie ma na temat rodziny Cassie.

– Co to znaczy? – zapytałem, marszcząc brwi.

– Podano, że rodzice Cassie zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy skończyła pięć lat.

– Co chcesz mi przez to powiedzieć? Cassie to duszek? Taki Casper w wersji damskiej? – dopytywałem zszokowany. – Przecież ona pracuje! Przyjaźni się z Jo, do cholery! Z łowcą! Jak mogłaby zataić przed nią taki fakt...

– Uwierz mi, dziewczyna nic nie wie!

– Ale przecież...

– Dean!

Posłałem Samowi wściekłe spojrzenie. Dlaczego znowu musiał się ze mną kłócić? Dlaczego z góry założył, że dziewczyna mówi prawdę?

– Coś jeszcze? – zapytałem niechętnie.

– Według podanych danych, została adoptowana przez Blackwoodów, mieszkających kilka przecznic dalej.

– Że jak?

– Sprawdziłem ich. Żadna kobieta w tej rodzinie nie nazywa się Doris.

Oklapłem na łóżko. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, a potem wyciągnąłem komórkę z kieszeni spodni.

– Dean, co ty wyprawiasz?

– Zadzwonię do Jo, aby ją ostrzec.

– Przed czym? – uniósł się Sam. – Nawet sama Cassie nie wie, że...

Nie próbuj mnie ratować (Supernatural) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz