°Rozdział XXXIII°

255 41 19
                                    

Wsiedliśmy do samochodu Slava i zaczęliśmy jechać, jednak nie tam gdzie się spodziewałam...

Na początku siedziałam z założonymi rękami, opartymi o brzuch. Zaczęła mnie powoli wkurwiać ta cisza między nami, ale nie wiedziałam jak zacząć.

- Nie musisz płacić za moje wizyty u ginekologa.- powiedziałam w końcu.

Zerknął na mnie kątem oka, a jego prawy kącik ust powędrował do góry.

- Nie muszę, ale chcę.- odparł po chwili.
- Czemu?- zapytałam, nie chcąc aby znowu zapadła cisza, bo ona była dla mnie najgorsza.
- Jestem ojcem dzieci, też chcę coś dla nich zrobić.- prychnęłam na tę odpowiedź.
- Trzeba było być przy mnie przez te 3 miesiące.- powiedziałam bardziej do siebie, a nawet tak żeby nie usłyszał.
- Wiem.- oj, chyba jednak usłyszał.- Chcę ci teraz poświęcić maksimum swojego czasu i pomagać ci ze wszystkim.
- Haunt dobrze się sprawował w tej roli, jak ciebie nie było.- nie przemyślałam trochę tego co powiedziałam.

Momentalnie na twarzy Slava pojawił się szczery smutek. Głupia Heaven. Oczywiście, że musiałam coś palnąć.

- Gdzie jedziemy?- zapytałam, kiedy ogarnęłam, że oddalamy się coraz bardziej od naszego miejsca zamieszkania.
- Niespodzianka.- odparł, jakby już zapomniał o tym co wcześniej powiedziałam.
- Nie trzymaj mnie w niepewności.- popatrzyłam na jego przystojny profil.

Heaven, stop.

- Musisz być cierpliwa.- odparł, skręcając.

Jak ja bym mu chciała wybaczyć, naprawdę bardzo, ale cholera nie mogę tak łatwo tego zrobić, bo będzie wiedział, że jak znowu ucieknie, to jak wróci, znowu mu wybaczę. No niestety tak to nie działa.

Straciłam zaufanie do niego. Cieszę się, że wrócił, ale i tak jestem zła, że w ogóle wyjechał.

Może się tłumaczyć, że chciał zapracować na to, żebyśmy razem zamieszkali, ale czy to usprawiedliwia jego 3 miesięczną nieobecność. Otóż nie.

W końcu samochód się zatrzymał, tym samym odciągając mnie od moich rozmyśleń.

- Chodź.- powiedział, a ja tylko zmarszczyłam brwi, widząc przed sobą bramę wjazdową.

Wysiadłam i zaczęłam się rozglądać.

Cały ogródek okrążony żywopłotem, a na środku zrobiona z grubych słupów brama uruchamiana prawdopodnie pilotem. Nie mogłam teraz zbyt wiele zobaczyć, jednak Slave szybko otworzył furtkę, przez którą weszliśmy na posesję.

Pięknie przystrzyżony trawnik, równo ułożona kostka prowadząca do wbudowanego w ziemię wielkiego basenu z miejscem na leżaki i parasole oraz do dosyć dużego dwupiętrowego domu.

Dom był sam w sobie przepiękny. Białe ściany oraz ciemny dach, z boku dwa duże słupy, które podtrzymywały dach, osłaniający taras.

Akurat nie było śniegu, bo jak to zwykle jest w Stanach, rzadko się on pojawia. Było również całkiem ciepło, a dom, który miałam przed sobą, został pięknie oświetlony przez promienie słoneczne, przebijające się przez chmury.

- Podoba ci się?- zapytał, kiedy ja się zachwycałam.
- Gdzie my jesteśmy?- odparłam pytaniem.
- Jeśli będziesz chciała to nasz nowy dom.- powiedział nie pewnie.

Spojrzałam na niego w szoku. Przecież ten dom musiał kosztować majątek! Przez 3 miesiące żaden normalny człowiek nie zarobiłby na coś takiego.

- Jak bardzo była nielegalna twoja praca?- popatrzyłam na niego z podniesioną brwią i lekkim uśmiechem.
- Oj, wolisz nie wiedzieć.- odparł i wziął mnie za rękę, ciągnąć do przodu.

°To nie twoja GRA°|Patryk Skóbel I Maciej Rembowiecki|✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz