Rozdział 33 Coś tracisz, coś zyskujesz

1.7K 55 34
                                    

Draco nie mógł zasnąć. Szukając wygodniejszej pozycji, przewrócił się na plecy i westchnął z rozdrażnieniem, gdy jasny księżyc zaświecił mu prosto w twarz. Zamknął oczy, próbując zasnąć mimo to, jednak po chwili uklęknął na łóżku i sięgnął do dziwnego, plastikowego sznurka.

Dziwny sznurek, dziwna zasłona, dziwny dom.

To była jego pierwsza noc w mieszkaniu Rose Granger. Przez ostatni tydzień przesiadywał razem z matką u jej siostry, aż w końcu dostał list. List, w którym Hermiona prosiła go, by przyjechał. Bez większego namysłu chwycił parę swoich rzeczy i chwilę później pojawił się przed domem jej babci. Nie pytał o nic, doskonale ją rozumiejąc. Listy nie zaspokajały tęsknoty, nie oddawały w całości uczuć. Nie mogły cię przytulić ani się o ciebie zatroszczyć. Poza tym, we dwoje jakoś prościej było udawać normalność, gdy jedyne co chcesz robić to zwinąć się w kłębek i wylewać niezliczone pokłady łez.

Normalność. Wydawało mu się, że już nigdy jej nie zazna. Nie, kiedy w snach nadal jest tam, w Zakazanym Lesie, a jego brat umiera, wpatrując się w niego z wściekłością. Nie, kiedy co noc widzi twarze zmarłych, a zwłaszcza tę jedną, dziecięcą. Bo czy można spokojnie spać, gdy widzi się oczy, które błagają o litość i jednocześnie wydają się być pogodzone z losem? On nie mógł.

Zaklął, gdy pomimo jego starań zasłona pozostała nieruchoma. Pociągnął z drugiej strony, jednak nadal nic się nie działo. W końcu sięgnął po różdżkę i rzucił zaklęcie. Zasłona oderwała się razem z czymś, co utrzymywało ją w górze i, strącając w locie stojącego na parapecie kwiatka, z hukiem wylądowała na podłodze.

Arystokrata przymknął oczy, złorzecząc na zasłonę i spojrzał na drzwi, spodziewając się, że te za chwilę otworzą się z hukiem i stanie w nich uzbrojona w wałek pani Granger. Odczekał chwilę, jednak nic takiego się nie stało. Widocznie staruszka miała mocny sen.

Naprawił szkody jakich dokonał i zrezygnowany z powrotem położył się na łóżku. Zakrył twarz ramieniem, zdeterminowany, by zasnąć za wszelką cenę. Musiał być w pełni sił, skoro jutro czekało go coś, na co nie miał najmniejszej ochoty. Pogrzeb.

Pomimo problemów ze snem, twardego materaca i irytującego księżyca, powoli zaczynał zasypiać. Jego oddech unormował się, oczy stały się ciężkie. I właśnie wtedy usłyszał stukanie i głośne jęki sąsiadów z góry.

— Serio? — warknął, posyłając w stronę sufitu na wpół niedowierzające na wpół zniesmaczone spojrzenie.

Odrzucił kołdrę i wstał z łóżka, gdy zrozumiał, iż nie będzie mu dane spokojnie zasnąć tej nocy. Nie, kiedy parka z góry zachowywała się jak króliki na wiosnę. Porwał z krzesła koszulkę i nałożywszy ją, wyszedł z pokoju, z trudem powstrzymując się od zatrzaśnięcia drzwi z hukiem. Przez chwilę zastanawiał się, co zrobić. Mógł pójść do salonu i znaleźć sobie coś do poczytania. Mógł też zajść do pokoju Hermiony, ryzykując tym samym obłożenie przez jej babcię jakąś mugolską, ludową klątwą. Przypomniał sobie jej spojrzenie, gdy stanowczo oznajmiła im, iż mają spać w oddzielnych sypialniach. Tak, Rose Granger byłaby do tego zdolna. Poza tym dziewczyna pewnie już dawno zasnęła.

Wybrawszy trzecią opcję, przeszedł przez korytarz i wszedł do kuchni. Gdy jego bose stopy zetknęły się z chłodną podłogą, od razu pożałował, że przed wyjściem nie nałożył choćby skarpetek. Stawiając ciche kroki, podszedł do lodówki i skrzywił się, gdy do głowy przyszła mu myśl, że zachowuje się jak złodziej.

Lodówka. Kolejna dziwna rzecz. Otworzył ją i uniósł brew na jej zawartość. Wszystko w środku było starannie ułożone w małych pudełeczkach z załączonymi etykietami. Najbardziej zaciekawiła go ostatnia półka wypełniona słoikami.

Naucz mnie lataćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz