Rozdział 4 Zróbmy coś szalonego cz. 1

1.9K 98 78
                                    



— To jest tak samo moje dormitorium, jak i twoje, mam prawo przebywać w nim, kiedy chcę i nikt nie będzie mnie z niego wyrzucać! — o ile swoją wypowiedź zaczęła głośno i stanowczo, jej pewność siebie nieco zmalała pod wpływem groźnego spojrzenia jej współlokatora.

Draco oparł się o sofę, krzyżując ręce na piersi. Nie odrywając od niej swojego arktycznego spojrzenia, rzekł:

— Posłuchaj mnie, Granger, uważnie, bo powiem to tylko raz. Zabiłem nie raz, nie dwa i nigdy nie miałem wyrzutów sumienia. Bez wzruszenia patrzyłem na tortury i śmierć. Jak sądzisz, pozwolę dyrygować sobą komuś takiemu, jak ty?

Chłopak przeklął w myślach. Nie mieć wyrzutów sumienia? Nie mógł sobie pozwolić na taki luksus. Podobnie jak w przypadku koszmarów, które nie dawały mu zapomnieć.

— Pewnie nie. Pewnie nie pozwoli ci na to ta śmieszna duma.

"Otóż to, Granger. Otóż to..."

— Ciekawe, że o śmieszności rozprawia ktoś, kogo rodzice zarabiają na życie, dłubiąc w paszczach innych ludzi. Czy jest bardziej kompromitujące zajęcie w tym waszym mugolskim świecie? — spytał, niemal wzdrygając się na myśl, iż musiałby spędzać całe dnie, czując fetor wydzielany zapewne przez większość mugoli.— Och, czyżbym trafił w czułe miejsce? Czy twoi rodzice w ogóle żyją? A może jesteś taką samą niedojdą jak Potter?

— Zamknij się, Malfoy.

— Ależ oczywiście, że się zamknę, zaraz po tym, jak zrobią to drzwi, za którymi znikniesz.

Odwrócił się i podszedł do barku, chcąc zakończyć już tę rozmowę. Wybrał jedną ze szklanek i nalał Ognistej, jednak cichy szelest uświadomił go, iż Gryfonka nadal stała w miejscu.

— Wynoś się na patrol i nie wracaj na noc do dormitorium — warknął i w końcu został sam.

Chłopak oparł się o barek, rozmyślając nad słowami, które wypowiedział do Gryfonki. Owszem, miał swój własny, cholerny bagaż, który już do końca życia musiał taszczyć i z którym musiał nauczyć się żyć. Usprawiedliwiał się tym, że nie miał żadnego wyboru. Od dziecka przygotowywano go do roli Śmierciożercy, a Czarny Pan potrafił każdego skłonić do współpracy, w ten czy inny sposób.

Zerknął na lewe przedramię, gdzie znajdował się Mroczny Znak. Teraz był ledwie widoczny. To był koniec. Większość ze Śmierciożerców siedziało w Azkabanie. W tym jego ojciec. Jeśli miał być szczery, cieszył go taki obrót spraw.

—Draco, coś ty zrobił Granger? — z zamyślenia wyrwał go głos przyjaciela.

— Nic, czego już wcześniej bym jej nie zrobił — rzucił, opróżniając szklankę do dna.

Drażniło go to, że każdy go niańczył. Dobrze wiedział, pod jakimi warunkami wrócił do Hogwartu. Gdyby mógł, to rzuciłby naukę w cholerę, jednak wszyscy mówili, że nikt nie przyjmie do pracy byłego Śmierciożercy bez wykształcenia, który w dodatku został ze szkoły wywalony. I mieli rację. Najwięcej truła mu o tym matka. Nie rozumiał tylko, dlaczego miałby pracować, skoro do jego dyspozycji jest ogromna rodzinna fortuna. Jednak Narcyza Malfoy chciała, aby przyszłe pokolenia jej rodu również żyły w dostatku.

"O ile powstaną przyszłe pokolenia."

— Stary, jesteś prefektem naczelnym. Nikt nie każe ci się z nią zaprzyjaźniać, ale mógłbyś...

— Nie, nie mógłbym. Napij się Zabini, bo zaczynasz pieprzyć głupoty — przerwał czarnoskóremu kolejną próbę umoralnienia go.

Blaise nie mógł odmówić, gdy kolega tak ładnie go prosił. Nalał sobie do szklanki Ognistej i stanął tuż obok Malfoya.

Naucz mnie lataćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz