Rozdział 21 Pocałunek dementora

2.8K 81 115
                                    

— Kochanie, śniadanie na stole!

Hermiona uśmiechnęła się sennie i odgarnęła z twarzy kilka niesfornych loków. Zmotywowana przez zapach rozchodzący się po całym domu wstała z łóżka, by przebrać się w krótkie szare spodenki i podkoszulek w tym samym kolorze. Upinając włosy na czubku głowy, podeszła do okna i rozsunęła zasłony, a poranne promienie słońca rozświetliły jej mały, jasny pokoik.

Gdy osiągnęła wiek, w którym zaczynała nabierać swoich własnych upodobań, natychmiast wypowiedziała wojnę różom i fioletom, w których jej ojciec urządził sypialnię. Słysząc jej żarliwą przemowę, na temat tego, iż nie jest już małą dziewczynką i nie może mieć takiego dziecinnego pokoju, Bob Granger tylko uśmiechnął się i w tajemnicy przed żoną zabrał swoją pięcioletnią córeczkę na zakupy. Tak mała Hermiona, usadzona w wózku sklepowym niczym królowa na szlachetnym rumaku, wskazywała to na meble, to na farby, które jej się podobały. Ojciec spełniał każde życzenie pięciolatki, choć parę razy delikatnie wyperswadował jej z głowy niektóre pomysły. „Kochanie, po co ci łóżko piętrowe? Przecież nie masz rodzeństwa". „Nie, Mionka, nie możesz mieć w swoim pokoju zjeżdżalni". „Na pewno chcesz mieć ściany w takim kolorze? A co sądzisz o tym?".

W taki oto sposób jej sypialnia zmieniła swój wygląd, który dotrwał do dnia dzisiejszego. Wraz z dorastaniem Hermiony, przybyło tu kilka roślin, obrazów, książek i nowych mebli, a na jednej z beżowych ścian pojawił się brązowy kwiecisty wzór. Z biegiem lat coraz więcej zabawek zostało wyniesionych na strych, aż został tylko jeden duży miś, ustawiony w kącie pokoju.

Dziewczyna otworzyła okno i natychmiast uderzyło w nią suche, gorące powietrze. Tego lata temperatury były bardzo wysokie, sprawiały, iż okoliczna zieleń żółkła przez niedobór wody. Mimo to postanowiła zostawić otwarte okno, w nadziei, że choć jeden delikatny powiew świeżego powietrza przedostanie się do środka.

— Hermiona! Śniadanie ci wystygnie!

— Już idę, mamo! — odpowiedziała i podeszła do wiszącego na ścianie kalendarza, by wykreślić kolejny dzień, dzielący ją od rozpoczęcia piątego roku nauki w Hogwarcie.

Pomimo tego, iż jej rodzice doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ich córka jest czarownicą, jej podręczniki, kociołek i inne przybory schowane były na strychu, w razie niezapowiedzianych odwiedzin. Nie mogła się doczekać, kiedy ponownie razem z rodzicami wybierze się na Pokątną, by zakupić nowe księgi, jednak musiała uzbroić się w cierpliwość, gdyż minął dopiero pierwszy tydzień wakacji.

Podążając za zapachem, ruszyła do jadalni, w której Bob Granger przeglądał gazetę. Był to wysoki, szczupły mężczyzna, po którym Hermiona odziedziczyła tylko kolor oczu i dołeczki w policzkach, pojawiające się przy każdym uśmiechu. Pomimo tego, iż dobiegał czterdziestki, czerni jego włosów nie zakłócało ani jedno pasemko siwizny.

— Radzę ci uciekać najszybciej, jak możesz. Znowu eksperymentuje w kuchni... — powiedział cicho, zerkając na córkę znad gazety. Wymienił z nią znaczące spojrzenie i dyskretnie podał jej opakowanie tabletek na problemy natury trawiennej.

— Myślisz, że znowu będzie aż tak źle? — spytała Hermiona, zajmując miejsce przy stole i mimowolnie wzdrygnęła się na wspomnienie zupy z wodorostami.

Jean Granger przechodziła ostatnio okres fascynacji kuchnią koreańską, jednak ani dziewczyna, ani tym bardziej jej ojciec, nie mieli serca powiedzieć jej, iż kompletnie nie ma do tego odpowiednich umiejętności.

— Jestem o tym święcie przekonany. Dziś rano szukała miksera — dodał mężczyzna, jakby sam fakt, iż jego żona zamierzała korzystać z tego urządzenia, przesądzało o efekcie końcowym jej dzieła.

Naucz mnie lataćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz