Rozdział 23 Ostrożnie z życzeniami

2K 68 75
                                    

Znowu widzę tę kobietę. Nie mogę jej rozpoznać, nieprzeniknione cienie okrywają ją niczym peleryna. Powoli zbliża się do mnie, a przerażającą ciszę zakłócają krople, spływające z niej na podłogę.

Kap. Kap. Kap.

Nie mogę się ruszać. Moje ręce i nogi są bezwładne, odmawiają mi posłuszeństwa. Powoli unoszę się, moje włosy delikatnie falują, zupełnie jakby były zanurzone w wodzie. Pieką mnie oczy. Tym razem nie mogę nic powiedzieć. Czuję, jak moje płuca napełniają się wodą. Jak ja się teraz obudzę?

Kap. Kap. Kap.

Topielica wchodzi w snop światła, jednak nadal nie mogę dostrzec jej twarzy. Mokra peleryna przylepiła się do jej ciała, upodobniając ją do kostuchy. Wystarczyłoby lekkie uniesienie głowy, by odkryła przede mną swoją twarz.

Kobieta stawia jeszcze kilka kroków i zerka na mnie. Nagle jestem w zupełnie innym miejscu. Jedyne, co mogę dostrzec, to woda. Otaczająca mnie ze wszystkich stron woda. Panika przejmuję kontrolę nade mną. Ogarniające mnie przerażenie zmusza moje ciało do rozpoczęcia chaotycznej walki o przeżycie. Macham rękami, próbując wypłynąć na powierzchnię, jednak kamień przywiązany do mojej kostki bezlitośnie ciągnie mnie w dół. Nie mam już sił. Wiem, że to koniec. Mówią mi to moje poddające się dłonie. Mówią mi to moje oczy, przysłonięte ciemną mgłą. Mówi mi to moje serce, stopniowo zwalniające swoją pracę.

Stuk. Stuk... Stuk...

Umieram.

***

— Granger, jak ja cię nienawidzę!

Draco doprawdy nie mógł się zdecydować czy udusić swoją współlokatorkę, czy dalej wgapiać się w widok, jaki prezentował się przed nimi.

— Mówiąc o miejscu do ukrycia się nie miałem na myśli, na miłość Salazara, pieprzonego labiryntu! — ryknął, oskarżycielsko patrząc na dziewczynę.

Hermiona otworzyła usta, jednak nie mogła zdobyć się na to, by cokolwiek powiedzieć. W końcu zdołała zapanować nad swoim oburzeniem i, zakładając ręce na piersi, by powstrzymać się od rękoczynów, krzyknęła:

— To moja wina, tak?! Dla twojej wiadomości: WCALE nie myślałam o labiryncie!

Ślizgon zmrużył oczy, które rozbłysły złowrogo. Ponury śmiech przyprawił Gryfonkę o gęsią skórkę. Instynktownie wyczuwając niebezpieczeństwo, niemal nieświadomie zrobiła krok w tył, by zwiększyć dystans między sobą a rozjuszonym chłopakiem.

— Och, więc sugerujesz, że labirynt bez wyjścia to mój genialny pomysł, tak?

— No jaki ty jesteś domyślny — prychnęła Hermiona i skuliła się, widząc jego zaciśniętą szczękę.

„Tak trzymaj! Wkurzaj Ślizgona, mającego skłonność do agresji, przebywając w miejscu, w którym nikt was nie znajdzie!" — skrytykowała swoje zachowanie, niemal przygryzając wargę do krwi.

Stali na niewielkim kamiennym wzniesieniu, skąd stare schody prowadziły w dół, do wejścia labiryntu. Wysokie, gęste krzewy tworzyły sieć zawiłych korytarzy, zapowiadając godziny błądzenia pośród nich.

Prefekci zerknęli ku górze, a ich oczom zamiast sklepienia ukazało się bezchmurne, nocne niebo usłane gwiazdami. Daleko przed nimi znajdowało się niemal niewidoczne wzniesienie, przy którym błyskało niewyraźne światło.

Gryfonka podeszła do drewnianej balustrady i zerknęła w dół, by upewnić się, że nie czyha tam na nich żadne niebezpieczeństwo. Oprócz ubitej, ciemnej gleby i krzewów nie dostrzegła niczego niepokojącego. Zlustrowała labirynt badawczym wzrokiem. Była niemal pewna, że Pokój Życzeń jeszcze nigdy nie przybrał aż tak olbrzymich rozmiarów.

Naucz mnie lataćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz