Rozdział 9

239 19 4
                                    

Szliśmy przez opuszczone miasto. Loki i Sylvie jak zawsze pewnie, a ja kręciłam głową w każdą stronę i stawiałam ostrożne kroki.

- Wszyscy już uciekli. - słowa Laufeyson'a wybudziły mnie z transu.

- I tak nic im to nie da. - głos Sylvie był absolutnie nie przejęty tym wszystkim.

- Ile mamy czasu? - dopytywał.

- 12 godzin co najwyżej. Będzie tylko gorzej. - powiedziałam zrównując się z bogami. Loki popatrzył na mnie i widząc moje zdenerwowanie chwycił mnie w talii. Trochę się uspokoiłam i uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił.

- Więcej meteorytów, zapaści grawitacyjne. - pokiwałam głowąna podsumowanie blondynki.

- I oczywiście upadek społeczeństwa w obliczu zagłady. - dokończyłam i popatrzyłam na Sylvie. Zerknęła na mnie i Lokiego, a potem wróciła spojrzeniem na drogę przed nami. Podeszliśmy do jednego z budynków.

- I to mogłoby naładować czasownik? - bożek popatrzył na mnie z zapytaniem w oczach.

- Może. - odpowiedziałam w tym samym czasie co blondynka. Zaczęliśmy wchodzić po takiej jakby rampie dla wózków. Sylvie podbiegła do okna i patrzyła po pomieszczeniu przez szybę. Po sekundzie odwróciła się do nas przodem.

- Sprawdzam połączenie. - kiwnęłam głową z delikatnym uśmiechem.

- Jasne. - Laufeyson powiedział w zamyśleniu.

- Dobra, daj go. - wystawiła do mnie rękę, a ja popatrzyłam na Lokiego. Ten zaśmiał się i zaczął mocniej mnie obejmować, a ja nie wiedziałam jak mam zareagować.

- Żałosne. Nie da ci go, musisz wymyślić coś bardziej kreatywnego. - kobieta tylko westchnęła. Podeszła do nas i stanęła centralnie przed nami.

- No to daruj sobie uwagi, których nikt nie potrzebuje. - przewróciłam oczami na myśl o kolejnej kłótni. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ja byłam szybsza.

- Czasownik wymaga potężnego źródła zasilania. - wariant Lokersa kiwnął głową. Popatrzyła jeszcze raz na każde z nas, a potem nas wyminęła. Nie czekając na nic podbiegłam do niej wyrywając się z objęć Lokiego. Po chwili dogonił nas. Znów ruszyliśmy, wychodziliśmy coraz głębiej w miasto, a moja głowa wymyślała mnóstwo czarnych scenariuszy. Szybko przez nie przeszliśmy. Po opuszczeniu miasta szliśmy pustkowiem, ale przed nami znajdowała się jakaś budowla. Zwolniliśmy kroku i przemieszczaliśmy się spokojniej, a przynajmniej oni. Niestety, lub stety jestem tu najmłodsza, najbardziej przestraszona i najmniej doświadczona, w końcu żyją znacznie dłużej niż ja. Dom nie był duży, czy okazały, ale i tak miał swój urok, co z tego, że dla mnie wszystko ma swój urok. Głowa mnie dalikatnie zabolała, więc chwyciłam się za skroń. Czułam, że coś się stanie, prędzej czy później. Weszliśmy po schodkach na taras. Szłam na końcu, sama nie wiem dla czego, ale tym bardziej nie wiem czemu Sylvie zatrzymała się i wystawiła w moim kierunku rękę by pomóc mi wejść. Popatrzyłam na nią zaskoczona. Zignorowała to i weszła przed Lokiego, który zabijał ją spojrzeniem. Stanęliśmy obok drzwi wejściowych. Kobieta  wyciągnęła miecz, a ja i czarnowłosy popatrzyliśmy na siebie. Chwyciliśmy ją za przedramię.

- Rozwiązania siłowe, nie mogą się równać silę dyplomacji i podstępu. - powiedział, a jego damska wersja popatrzyła na niego z politowaniem. Na ten gest zabrał rękę z jej przedramienia, a ona chwyciła moją dłoń i odsunęła ją do mnie.

- Oczywiście. - uśmiechnęła się ironicznie, a ja stanęłam bliżej Kłamcy.

- To chyba nie jest dobry pomysł. - szepnęłam, a on pokiwał głową w zgodzie, patrząc na mnie kątem oka. Lady Loki w tym czasie podeszła do drzwi i otworzyła je kopniakiem. Przez sekundę się uśmiechała, ale już w następnej sekundzie dostała strumieniem powietrza i poleciała na około 3 metry w tył. Powstrzymywałam się od zaśmiania. Blondwłosa zaczęła wstawać, a ja i Laufeyson patrzyliśmy na to z rozbawieniem.

- To zadziwiające, że udało ci się zajść tak daleko. - komentarz Lokiego w połączeniu z tym co się stało, sprawił, że prawie upadłam ze śmiechu na podłogę. Na szczęście podtrzymywałam się ramieniem bożka by nie upaść. Uspokoiłam się po kilku chwilach i wstałam na równe nogi. Postawiłam jeden krok w kierunku drzwi.

- Przepraszamy! - ja i mój przyjaciel powiedzieliśmy. Starałam się mówić głośno, ale nie za głośno.

- Niepotrzebnie. - usłyszałam kobiecy głos z domku. - Sprawiło mi to dużą frajdę. - jej samozadowolenie mnie trochę przerażało.

- Nam również. - posłałam w kierunku bożka zmęczone spojrzenie.

- Mógłbyś się za mnie nie wypowiadać. - szepnęłam znudzonym i zmęczonym głosem i westchnęłam prawie bezgłośnie.

- Ale zapewniam, że choć nasza znajoma zachowuje się prymitywnie i nagannie...- Sylvie prychnęła patrząc na niego z pogardą, a ja nie wiedziałam po czyjej stronie stanąć. - ...Nie mamy złych zamiarów, jesteśmy tylko zmęczonymi podróżnikami. - dokończył kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej.

- Na bank. - przez chwilę stałam tak jak kołek, a Loki w tym czasie zajrzał przez okno do mieszkania. Kiedy po sekundzie spojrzałam na niego prawie upadłam z wrażenia, gdy nie zobaczyłam Kłamcy, a jakiegoś faceta. Posłał w moją stronę jak i Lady Loki spojrzenie mówiące, że wszystko załatwi, a ja nie byłam wogóle przekonana. Wymieniłyśmy z boginią nieprzekonane spojrzenia i skupiłyśmy się na jej Wariancie. Bożek stanął tak poprostu przed kobietą.

- Cześć, skarbie. - uśmiechnął się pod koniec zdania.

- Patrice? - brunet uśmiechnął się jeszcze szerzej. Zrobił minę, jakby miał płakać i zaczął kiwać głową na tak.

- Minęło tyle czasu, a ty jesteś tak samo piękna jak... - i oberwał strumieniem powietrza. W locie przemienił się w Lokiego, a ja parsknęłam śmiechem. Podbiegłam do niego i pomogłam mu usiąść. By mu pomóc byłam zmuszona kucnąć, co jest strasznie nie wygodne. Sylvie patrzyła na niego z uśmiechem zwycięstwa.

- Patrice nie powiedział mi niczego równie miłego od 30 lat! - zagryzłam wargę w zdenerwowaniu. - Jesteście jakimiś diabłami.

- To była sztuka dyplomacji, czy...? - widać, że była rozbawiona.

- Daruj sobie. - skomentował. Kobieta wyszła na taras z bronią, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Postanowiłam, że teraz moja kolej. Wstałam i zaczęłam podchodzić do kobiety. Mimo sprzeciwów obu bogów stanęłam przed nią i uśmiechnęłam się blado.

- Ja nie jestem diabłem... Nie jestem też zwykłą dziewczyną. - spuściłam wzrok i westchnęłam. - Sama nie wiem kim jestem. - znów podniosłam wzrok. Patrzyła na mnie z zainteresowaniem i delikatnie obniżyła broń.

- Czego ode mnie chcecie? - dopytywała, a ja nakazałam być moim towarzyszom przez chwilę cicho.

- Chcemy o coś zapytać. - podniosłam ręce delikatnie w górę na znak, że nie mam złych intencji. Kiwnęła głową prawie niezauważalnie

- Gdzie są wszyscy? - zapytała Sylvie.

- Na arce. - głos jej się załamał gdy odpowiadała. Popatrzyłam na bogów nierozumiejąc o co chodzi, a oni na mnie. Kobieta tylko cicho westchnęła i postanowiła wyjaśnić o co chodzi. - To statek ewakuacyjny. - wycofałam się i stanęłam tuż obok Lokich.

- Na czymś takim napewno doładujemy czasownik. - uśmiechnęłam się szeroko na wizję powrotu. A przynajmniej liczyłam na to, że w końcu opuścimy tą apokalipsę.

***************************************

Brawo ja i moja mobilizacja. Napisałam dziś trzy rozdziały (łącznie z tym) i zaczęłam czwarty. Mam nadzieję, że się podoba.

Anomalia i WariantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz