Czarna maź zaczęła przybierać kształt człowieka.
- Bardzo dawno temu, jeszcze przed powstaniem TVA, na XXXI-wiecznej Ziemi żył sobie mój Wariant. Był naukowcem. Odkrył, że jego świat był częścią całego układu wszechświatów. - czarna masa przybierała różne formy w zależności od tego, co mówił mężczyzna. - W tym samym czasie moje inne wersje zgłębiły tę samą wiedzę. W końcu nawiązali ze sobą kontakt. Przez jakiś czas panował pokój. Pokój wypełniony narcyzmem i samozadowoleniem. "Fajne buty." "Ładna fryzura." "Piękny nos." "Dzięki." I tak dalej. Oczywiście, zdarzały się osoby bez swoich kopii, ale były bardzo rzadkie i praktycznie może istniały tylko dwie, trzy. Dzielili się technologią i wiedzą. Korzystali z zalet swoich wszechświatów, by pomagać innym. Ale...- wziął gryza kolejnego jabłka. - ...nie każda wersja mojej osoby miała takie szlachetne serce. Dla niektórych z nas nowy świat oznaczał jedno : kolejne ziemie do podbicia. Pokój między tymi wymiarami... - pokazał dłońmi wybuch i wydał taki sam dźwięk. - ..przerodził się w otwartą wojnę. Każdy Wariant bronił swojego wszechświata i próbował unicestwić pozostałe. Niemal doszło do końca, panie i panowie. Końca wszystkiego i wszystkich.
- I wtedy pojawili się Strażnicy Czasu i uratowali nas wszystkich. - przerwała mu Sylvie.
- Starannie okrojona propaganda. - popatrzyłam w sufit nie chcąc na nikogo patrzeć.
- Amen. - złożył dłonie jak do modlitwy śpiewając to słowo. Chwilę później zaczął się szczerzyć. - Nie. A ty De Vil masz rację, czasami propaganda jest najlepsza.
- Najsilniejsza i ulubiona broń władców, wszystkich, bez wyjątku. Zawsze czerpią z niej ile się da. - odpowiedziałam nad wyraz spokojnie. Ten Ostatni uśmiechnął się szeroko.
- Tutaj, w tej historii, odbiegamy nieco od przyjętych dogmatów. Ten pierwotny Wariant napotkał istotę, która powstała z różnych wyrw w rzeczywistości. Istotę zdolną, do pożerania czasu i przestrzeni. Istotę... którą już poznaliście.
- Alioth. - Loki spuścił delikatnie głowę w dół gdy mówił.
- Bingo. Udało mi się okiełznać moc tego potwora i zacząłem z nią eksperymentować. Uczyniłem z Aliotha broń...- wzdrygnełam się, na wzmiankę o broni. - ...i położyłem kres wielowymiarowej wojnie. A gdy wyodrębniłem naszą oś czasu, wystarczyło już zarządzić jego upływem i zapobiegać dalszym wyrwom. Tak narodziło się TVA. A wraz z nim Strażnicy Czasu i bardzo skuteczna organizacja. Skutkiem były całe wieki kosmicznej równowagi. Choć jednemu zadaniu nie podołaliśmy. - ostatnie zdanie wyszeptał, jakby nie chciał się przyznawać do błędu, jednocześnie stając na krześle by wejść na blat biurka. Poprzednie zdania krzyczał, dlatego było to dość dziwne. Moi towarzysze na mnie spojrzeli, no tak, moja oś dalej istnieje. - Wniosek? Nie ma za co. - kucnął przed nami z uśmiechem. Wszyscy siedzieliśmy cicho, nie wiedząc co powiedzieć. Ostatni kliknął w to coś na nadgarstku, a czarna masa zniknęła jak przy niwelowaniu. - Przybyliście tu, by zabić tego złego, prawda? - zaśmiał się krótko i zeskoczył z biurka. - A co się okazało? To dzięki mnie jesteście bezpieczni. A jeśli myślicie, że jestem zły...to poczekajcie, aż poznacie moje Warianty. - ja i moi towarzysze popatrzyliśmy na siebie, byliśmy skołowani. - Taki jest wybór! Despotyczny porządek albo katastrofalny chaos.
- Dlaczego nic się nie stało, choć moja oś dalej istnieje? - popatrzył na mnie z miną wielkiego filozofa.
- Bo twoja moc nie tylko ją podświadomie chroni, ale też sprawia, że nie jest zagrożeniem dla naszego wszechświata. - zaczął wracać za biurko. - Możecie nienawidzić dyktatora, ale jeśli go obalicie, pustkę po nim wypełni coś znacznie gorszego. - położył się tłowiem na blacie. - Przeżyłem już miliony pokoleń. Przeanalizowałem każdą możliwość. To jedyny sposób. TVA...spełnia swoje zadanie. - znów usiadł na krześle.
CZYTASZ
Anomalia i Wariant
Short StoryKsiążka na podstawie serialu Loki. Kiedy Bóg Kłamstw trafia do TVA poznaje dziewczynę, która rozumie go dużo lepiej niż ktokolwiek inny. Po niedługim czasie zaczyna czuć do niej coś, czego nigdy nie czuł. Staje się ona jego jedyną słabością, której...