Rozdział 11

204 25 2
                                    

- Nie mam zamiaru tracić czasu na przeszukiwanie was, skoro faktycznie ktoś was nauczył magii. - miałam ochotę prychnąć, bo tak naprawdę TVA niczego mnie nie nauczyło o mojej mocy.

- Mnie matka. - Loki był ewidentnie dumny z tego, a ja usiadłam na kokardkę i nie chciałam się nadmiernie angażować w tą wymianę zdań. Mam wrażenie, że z każdym z nich mam dobry kontakt, ale oni ze sobą nie i muszą jakoś to naprawić.

- Jaka była? - na pytanie Sylvie popatrzyłam na Lokersa z zainteresowaniem.

- Była.. - zastanowił się chwilę. - Królową Asgardu. Była dobrą, przyzwoitą osobą. - tu popatrzył na mnie. - Trochę była jak ona. - oboje przenieśli na mnie swoje spojrzenia.

- Czyli przerażona, nie wiedząca co robi i szukająca swojego prawdziwego ja? - zapytałam go przekręcając głowę w bok. Pokręcił głową ze śmiechem.

- Każdemu chciała dać szansę, troszczyła się o wszystkich. - blondynka cicho parsknęła.

- Napewno była twoją matką? - Lady nie przestawała się delikatnie uśmiechać.

- Istotnie, nie była. Adoptowała mnie. - podkreślił. - Wybacz, jeśli zepsułem niespodziankę. - uderzyłam go łokciem w rzebro.

- Nie. Wiem, że jestem adoptowana. - miałam ochotę się zaśmiać, gdy tylko zobaczyłam minę Lokersa.

- Co? Powiedzieli ci? - niedowierzał.

- Pewnie, a tobie nie? - ona też była zaskoczona.

- Jemu nie powiedzieli, sam się dowiedział. - odparłam za bruneta.

- Po jakimś czasie. - wszyscy popatrzyliśmy na siebie nawzajem, ale na mnie patrzyli przez dłuższy czas.

- No co? To, że jesteście swoimi Wariantami, nie znaczy, że wszystko was łączy. Są rzeczy z przeszłości, czy charakteru które was różnią. - wzruszyłam ramionami. - Może w takim razie opowiesz jaka była twoja matka. - zaproponowałam blondynce.

- Ledwo ją pamiętam. - wszystkich teraz robi mi się żal, tak tylko zauważyłam. - To tylko urywki wspomnień.

- Wiem co czujesz, ja też jej nie pamiętam. - uśmiechnęłam się smutno do kobiety. Przez chwilę trwała przyjemna cisza.

- Gdy byłem mały... - popatrzyłam zamglonym spojrzeniem na Kłamcę. - ..pokazała mi magiczne sztuczki. - niewidocznie się uśmiechnęłam do niego. - Przemieniała kwiat w żabę, albo robiła pokaz fajerwerków nad wodą.

- Musiało być ciekawie. - szepnęłam prawie bezgłośnie.

- Wydawało mi się to niemożliwe, ale mówiła, że będę mógł tak robić, bo...będę umieć wszystko. - moje kolana znalazły się pod brodą. Otoczyłam moje nogi rękami i patrzyłam na Lokiego tak jak Sylvie. Miałam ochotę znów płakać. Chyba jedna łza się wydostała, bo syn Laufeya wytarł ją kciukiem. - Pokazać wam przykład? - pokiwałyśmy głowami. Rozłożył dłoń, a z niej zaczęły strzelać małe fajerwerki. Uniosłam moją rękę i prubowałam dotknąć jednej, ale jak łatwo się było domyśleć, nie mogłam jej złapać. Zaśmiałam się z mojej własnej głupoty.

- Nieźle. - szybko powiedziała bogini, a ja znów oplotłam dłonią moje nogi. Uśmiechnął się i zacisnął dłoń w pięść, a fajerwerki zniknęły.

- Zawsze chcemy by takie osoby w nas wierzyły. - stwierdził wzdychając bezgłośnie.

- I chyba wierzy. - ja i Sylvie znów powiedziałyśmy w tym samym momencie.

- Wierzyła. - spuścił wzrok udając niewzruszonego.

- Dalej wierzy, możesz być tego pewny. - zamilkłam na chwilę i układałam sobie w głowie co jeszcze chciałam powiedzieć. - Zawsze w ciebie wierzyła, wierzy i będzie wierzyć, bo mimo, że nie płynie w was ta sama krew, to ona cię wychowała i pokochała jak własne dziecko. - przez kolejne kilka minut brunet myślał nad moimi słowami, a blondwłosa patrzyła w jakiś punkt bez celu. - Gdzie nauczyłaś się tych swoich... - nie wiedziałam jak skończyć.

Anomalia i WariantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz