Rozdział 28

85 9 4
                                    

Znaleźliśmy się kilkanaście metrów od pałacu. Naokoło nas rozciągał się gigantyczny pierścień niebieskiego światła. Słyszałam od niego jakieś szepty i krzyki, złapałam się za głowę z bólu.

- Wszystko okej? - popatrzyłam na Lokiego i niepewnie skinęłam głową.

- Tak, poprostu, tak jakby od tego pierścienia słyszę głosy ludzi, twój też. - spuściłam głowę zdezorientowana.

- Najwyraźniej twoja moc ci w tym pomaga. - Sylvie też na mnie popatrzyła. Kilka minut później znaleźliśmy się pod drzwiami do zamku. Były czarne, jakby popękane. Pęknięcia miały kolor złoty. Weszliśmy po schodach ramię w ramię, jak nie trudno się domyślić, znów szłam po środku, Loki z lewej, a Sylv z prawej. Stanęliśmy przed drzwiami w ciszy, blondwłosa podeszła do nich trochę bliżej. - Nie powiecie mi, żebym nie wywarzyła drzwi?

- I tak nigdy nie słuchasz. - powiedzieliśmy z Lokersem w tym samym czasie i wzruszyliśmy ramionami. Kobieta stanęła do nas przodem.

- Jeśli sądzicie, że to zły pomysł, to mi powiedzcie. - przewróciłam oczami.

- Sylv, otwórz te drzwi, bo inaczej ja to zrobię. - warknęłam zirytowana, jestem strasznie niecierpliwa. Przyjrzałam się kobiecie.

- Wszystko gra? - tym razem odezwał się brunet.

- Tak, dajcie mi chwilę. - mężczyzna popatrzył na mnie, a ja na niego.

- Sylvie, wiem, że to dla ciebie trudne. Może jednak my otworzymy te drzwi? - w moim głosie dało się słyszeć troskę, bałam się o przyjaciółkę.

- Zniwelowano mnie zanim się urodziliście. Całe życie czekałam na tę chwilę. Dajcie mi chwilę na zebranie myśli. - podniosłam ręce do góry na znak kapitulacji.

- Oczywiście. - mruknęłam cicho, a Loki złączył swoje dłonie za plecami. Podskoczyłam w miejscu kiedy nagle drzwi otworzyły się same z siebie. Aż Laufeyson musiał przytrzymać mnie za ramiona bym nie spadła ze schodów.

- Uważaj niezdaro. - zaśmiał się cicho, a ja tylko przewróciłam oczami. Weszliśmy do środka nastawieni na atak. Loki miał sztylet na plecach, Sylv miała miecz przy pasie, a ja poprostu ściskałam sztylet w dłoni. Znaleźliśmy się w wielkiej, okrągłej sali, a przy ścianach stały pomniki. Stawiałam kolejny krok, kiedy drzwi za nami się zamknęły. Popatrzyliśmy po sobie, zielonooka trzymała dłoń na rękojeści miecza. Znów zaczęliśmy iść najciszej jak się da. Nagle przed nami wyskoczyła Pani Minutka krzycząc "Cześć!", normalnie jak jakiś jumpscare! Tym razem oboje moich towarzyszy musiało mnie trzymać, bym nie upadła na posadzkę. Stanęłam na własnych nogach, a wtedy wystawiliśmy w jej kierunku nasze bronie.

- O, Pani Zegarynka. - zrobiłam oczy szczeniaczka. - Jak ja nie tęskniłam. - warknęłam drugie zdanie.

- Witajcie w Cytadeli na Końcu Czasu. - Loki pochylił się nad nami.

- Idziemy..

- Gratuluję. - przerwał mu hologram. - Przebyliście długą drogę, by tu dotrzeć. - zaczęliśmy ją okrążać. - Zaimponowaliście mu.

- Komu? - od razu Sylv zaczęła wypytywać.

- Ostatniemu.

- Kim on jest? - czarnowłosy tym razem zapytał.

- Twórcą wszystkiego. Władcą wszystkiego. I Ostatnim, który pozostanie. Ma dla was propozycję. Dopracował kilka rzeczy. Może przywrócić was na właściwe osie bez naruszenia spójności czasu. - kątem oka widziałam jak bogini opuściła delikatnie broń w dół.

Anomalia i WariantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz