Rozdział 17

186 20 6
                                    

Po niedługim czasie, znaleźliśmy się przy jeziorze niedaleko miasta. Przed nim były dwa kamienie. Na jednym kamieniu, tym mniejszym, siedziała Sylvie. Ja i Loki powoli podchodziliśmy do niej. W końcu usiedliśmy na kamieniu, ale tym razem to bożek był po mojej prawej, a Sylv po lewej. Ja jak i kobieta patrzyłyśmy na wodę przed nami, lampy oświetlające w minimalnym stopniu okolicę i jakieś stojące cosie.

- Przykro mi dziewczyny. - patrzył na nas z niepewnością w oczach. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałam.

- Pamiętam Asgard. - spojrzałam na blondynkę. - Nie za wiele, ale jednak coś pamiętam. Mój dom, rodaków, dawne życie. - tu spojrzała na mnie. - A ty od niedawna też. Pamiętasz dom, rodzinę, przyjaciół. - kiwnęłam delikatnie głową. - Wszechświat pragnie się wyzwolić, więc zaczyna od chaosu. Tak się zrodziłam jako bogini psot. - spojrzała na nas. - I gdy tylko pojawiły się problemy ze Świętą Osią Czasu wykasowano te rzeczywistość i pojmało mnie.

- To straszne. - szepnęłam, a bogini kiwnęła głową na potwierdzenie moich słów.

- Byłam dzieckiem. Zresztą, tobie uczynili podobnie. - z każdą spędzoną z nimi chwilą, przekonuję się, że wiele nas łączy. - Później uciekłam. Ukradłam czasownik i długo uciekałam, co nie było przykładem pięknego życia. Niezależnie od czasu i miejsca powodowałam kolejne rozbieżności. Namierzali mnie. Bo nie powinnam istnieć. - patrzyła na mnie, a ja miałam łzy w oczach. - W końcu zorientowałam się, gdzie mam się ukrywać. Dorastałam pośród kataklizmów niszczących kolejne światy. A teraz...w taki sposób umrę. - widziałam, że się boi choć chce to ukryć. Wzięłam głęboki oddech. 

- Mnie zachowali tylko dla mojej mocy. Nieświadomie krzywdziłam nią moich bliskich, ale też obce mi osoby. Nie powinnam istnieć, bo zmieniałam historię z mojego czasu. - wzięłam urwany oddech. Mało mnie dzieliło od płaczu. Patrzyli na mnie czekając aż skończę mówić. - Ojciec mnie nie kochał, chciał zabić mnie, zabił moją matkę, która mnie kochała. Byłam wielokrotnie kozłem ofiarnym na własne życzenie. - pokręciłam głową chcą pozbyć się nieprzyjemnych myśli. Chwyciłam Lokiego za ramię i pokazałam mu wszystkie moje zwrócone wspomnienia. Jego oczy zalśniły w całości szmaragdem tylko na kilka chwil. Potem patrzył na mnie ze współczuciem. - Ale mimo wszystko, żałuję tylko tego, że nie mogłam was znać trochę dłużej.  - uśmiechnęli się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Popatrzyliśmy przed siebie w ciszy. Mimo, że tego nie powiedzą i nie pokażą, to wiem, że moje wyznanie ich wzruszyło. - No może jeszcze, że nie zobaczę już Mobiusa, nie posłucham jego narzeka na Warianty i, że nie zjem już z nim lunchu. - coraz więcej komet uderzało w planetę, zresztą też coraz większych. Przed naszymi oczami unosiło się ich mnóstwo i miały za chwilę uderzyć w powierzchnię planety.

- Już niedługo. - odezwała się blondynka. Jeden meteor uderzył  kilka metrów od nas. - Myślicie, że Loki jest Lokim, bo klęska jest mu pisana? - popatrzyłam na nią i pokręciłam głową. Już nie chamowałam łez. Swobodnie płynęły po moich policzkach. 

- Nie. - odpowiedział Loki.

- Ja to widzę tak, że Loki jest Lokim, bo czasami może przegrać, czasami w bardzo upokarzający sposób, ale nie umieracie. Walczycie do końca. Zawsze udaje się wam uratować. Wam się udało. - spojrzałam najpierw na Lokiego, potem na Sylvie.

- TVA porwało cię gdy byłaś mała, ale prawie udało ci się zniszczyć organizację odpowiedzialną za czas. - przypomniał Lokers.

- Byłaś lepsza od nich i to w pojedynkę. Jesteś wspaniała! - zaśmiałam się cicho pod koniec zdania. Położyłam jej rękę na ramieniu i Lokiemu na przedramieniu. Oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Sylv chwyciła mnie za moją lewą dłoń też swoją lewą i splotła nasze palce. Loki złapał mnie za dłoń też swoją lewą i postąpił jak jego Wariant. W tamtym momencie czułam się bezpieczna, mimo okoliczności. Miałam obok siebie dwie osoby, które mimo swoich wad i innego podejścia są takie same jak ja. Mimo tak krótkiego czasu Sylvie zasłużyła na miano mojej przyjaciółki, a Loki... Sama nie wiem. W końcu nie wierzę w miłość, ale co poradzę na to, że kiedy złapałam go za rękę to moje serce przyśpieszyło?

Narrator trzecioosobowy

Cała trójka patrzyła przed siebie trzymając się za ręce. Kiedy Loki i Sylvie zauważyli łzy na policzkach nastolatki starli je przy pomocy wolnych rąk. Uśmiechnęła się do nich i na ten widok serca dwójki bogów zabiły szybciej niż wcześniej. Kobieta nie wiedziała co to znaczy, ale brunet już tak. W tamtej chwili doszło do niego, że zakochał się w nastolatce i dlatego tak bardzo chciał ją chronić. Zrozumiał swoje zachowanie przy tej niewinnej i delikatnej dziewczynie o niezwykłej mocy. Sylv niepewnie położyła głowę na ramieniu nastolatki. Uśmiech dziewczyny poszerzył się. Położyła swoją głowę na ramieniu Lokiego, a ten oparł głowę o jej.

Nagle w planetę uderzyła naprawdę wielka kometa. Cała trójka popatrzyła na siebie i uśmiechnęła się do siebie. Zdawali sobie sprawę, że to ich koniec, że umrą, ale cieszyli się, że mają obok siebie kogoś kto ich rozumie. Przed nimi kilka metrów dalej tworzyły się chmury kurzu i odłamków planety. Nagle nastolatka kątem oka zobaczyła coś złotego za sobą. Wszyscy odwrócili głowy i zobaczyli trzy przejścia czasowe. Szybko wstali i bez namysłu weszli przez nie. Po drugiej stronie od razu założyli im obroże, a agenci chwycili ich tak, by nie mogli uciec. Wyrywali się, ale to nic nie dało. Każde z nich zostało zabrane do innego pokoju na przesłuchanie. Pierwsza została zabrana Klaudia. Dwójka bogów przestała się na chwilę wyrywać i patrzyli za nastolatką. Następna była Sylvie, a na sam koniec do trzeciej i najdalej położonej sali przesłuchań został zabrany Loki. W drodze, kiedy jego Wariant i nastolatka zostały zabrane zaczął się jeszcze bardziej wyrywać. Mimo wszystko polubił Sylvie i nawet zaczął ją traktować jak przyjaciółkę, a Klaudię poprostu kochał. Nie chciał by coś im się stało, ale był w tym momencie za słaby by walczyć. Mimo to nie poddawał się.

- Czekam. - przemówił Mobius.

- Na co? - warknął na niego bożek.

- Na jakiś zabawny komentarz. - siwowłosy wzruszył ramionami jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.

- Nie mam nic do powiedzenia. - warknął i znów próbował się wyrwać.

- No weź.

- I powinno mnie pilnować tyle samo osób co je! Toż to obelga!

- Nie możesz się powstrzymać. - stwierdził agent.

- Zdradziłeś mnie! - krzyknął brunet. Cała ta sytuacja źle na niego działała.

- Raczej ty mnie. - zbył go.

- Dorośnij. - bożek stawał się coraz bardziej podirytowany.

- Sam dorośnij. - drzwi do sali zostały otworzone przez strażników. - Zrozumiałem, że jednak nie jesteś bogiem psot.

- I znów to samo. - dalej próbował się wyrwać. - Prostacka obelga ze strony typowego prostaka. A kim jestem? Bogiem autodestrukcji? Czy może zdrady?

- Dupkiem i mizernym przyjacielem, który naraża osoby które się za nim wstawiły. - na chwilę przestał się wyrywać. Co do jednego Mobius miał rację. Nie powinien narażać De Vil na to wszystko, ale samo tak wyszło. Na szczęście nic jej się nie stało. - Zastanów się nad tym. Dobra, wszystko gotowe. - nagle przed brunetem pojawiło się przejście w kolorze czerwieni.

- A to co?

- Zobaczysz.

- Mobius! - nie wytrzymał. Musiał coś zrobić.

- Dobra, dajcie mu mówić. Ostatnia sztuczka zdesperowanego pajaca. - Loki popatrzył poważnie na agenta.

- TVA okłamuje cię. - siwowłosy zaśmiał się krótko.

- Kontynuujcie. - pokazał na agentów, a ci wrzucili bożka w kierunku przejścia mimo jego protestów. 

***************************************

Nowy rozdział! Mam nadzieję, że się podoba. Życzę miłego dnia. Pozdrawiam!

Anomalia i WariantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz