Rozdział 27

5 2 0
                                    

Walnęłam jeszcze raz w te cholerne drzwi i poczułam jak wściekłość wypełnia moje całe ciało.

Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły i stanął w nich Henderson ubrany w same dresy a na jego twarzy oprócz ogromnego zaskoczenia widnieje zmęczenie i wyczerpanie.

Cześć Mattheo! - warknęłam wściekle i weszłam do domku robiąc mokre ślady - Myślałeś że tak po prostu odejdziesz bez żadnego słowa wyjaśnienia?!

Chłopak zamknął za mną drzwi i stanął w bezpiecznej odległości tak jakby to miało uchronić go przed moją wściekłością.

Cass. - powiedział niemalże szeptem tak jakby nadal nie mógł uwierzyć że stoję tuż przed nim - Proszę cię uspokój się.

Nie nazywaj mnie tak i nie każ mi się uspokoić! - krzyknęłam czując jeszcze większą wściekłość

Odszedłem dla twojego dobra! - wrzasnął nie mogąc dużej powstrzymać emocji

Dla mojego dobra?! - zaśmiałam się sarkastycznie - Skąd wiesz co jest dla mnie dobre?!

Nie chcę żebyś przeze mnie cierpiała! - krzyknął donośnie

Myślisz że nie cierpiałam gdy obudziłam się rano i przeczytałam ten cholerny list?! - zdjęłam ten głupi i przemoczony kaptur z głowy - Myślisz że Twoje odejście bez pożegnania i bez żadnego wyjaśnienia było dla mnie mniej bolesne?!

Nie wiesz co się dzieję wiec nie oceniaj tego co zrobiłem! - wycedził przez zęby

To po prostu mi powiedz! - krzyknęłam błagalnie - Powiedz mi co się do cholery dzieje!

Nie mogę Ci powiedzieć dla twojego dobra! - powtórzył znów to samo przez co niemalże wpadłam w szał

Przestań pieprzyć głupoty! - warknęłam wściekle - Myślałam że łączy nas coś szczerego i prawdziwego!

Na prawdę myślisz że nic do ciebie nie czuje?! - zrobił wielkie oczy i westchnął urażony

Nie wiem co mam myśleć skoro nagle odchodzisz i nie chcesz mi nic powiedzieć! - wyznałam szczerze

Jak ci powiem to zniszczę ci życie! - odparł przez zaciśnięte gardło - Lepiej będzie jak po prostu o mnie zapomnisz!

Jak mam o tobie tak po prostu zapomnieć?! - fuknęłam nie mogąc uwierzyć w to co mówi - Staram się walczyć o nasz związek! Mimo tego że bardzo mnie zraniłeś to przyjechałam na tą głupią działkę i szłam w tym pieprzonym deszczu tylko po to żeby z tobą szczerze porozmawiać a ty nadal nie chcesz powiedzieć mi o co do cholery w tym wszystkim chodzi!

Spojrzałam prosto w brązowe oczy chłopaka mając nadzieję że w końcu wszystko mi wyjaśni ale nic z tego. Mattheo stoi z zaciśniętymi ustami i nawet nie ma zamiaru się do mnie odezwać.

Przygryzłam policzki od środka aby powstrzymać się od dalszego krzyku i ze zrezygnowaniem odwróciłam się na pięcie i złapałam za klamkę drzwi aby w końcu opuścić ten cholerny domek.

Chcesz wiedzieć co się dzieje?! - krzyknął nagle a ja znieruchomiałam - Umieram! - wrzasnął tak głośno że aż zapiszczało mi w uszach - Mam pierdolną białaczkę!

Serce zaczęło bić mi jak szalone, wszystkie moje organy wewnętrzne jakby nagle się zacisnęły i zaczęło kręcić mi się w głowie.

Na chwiejnych nogach obróciłam się w stronę chłopaka i rozchyliłam usta aby coś powiedzieć ale nie jestem w stanie wydusić z siebie nawet najmniejszego słowa.

Spojrzałam w szkliste oczy blondyna i wiem że mówi prawdę. Do oczu momentalnie naszły mi łzy i cała zaczęłam drżeć.

Właśnie dlatego nie chciałem Ci nic mówić! - krzyknął histerycznie - Nie chcę żebyś cierpiała! Nie chcę żebyś patrzyła jak umieram! Nie chcę żebyś marnowała przy mnie swoje życie!

Mattheo opadł ciężko na kanapę i schował twarz w dłoniach a ja dostrzegłam że dosłownie cały się trzęsie.

Łzy zaczęły spływać po moich policzkach i nagle całe wkurzenie i złość gdzieś wyparowały. Poczułam strach, smutek oraz ogromny szok.

Na chwiejnych nogach podeszłam do chłopaka i bez słowa po prostu go przytuliłam. Blondyn mocno mnie objął i wtulił głowę w moją klatkę piersiową a jego całe ciało ogarnął niekontrolowany płacz i szloch.

Przepraszam. - wymamrotał po kilku długich minutach - Przepraszam że pojawiłem się w twoim życiu.

Mattheo. - wyszeptałam i objęłam jego zapłakaną twarz w dłonie - Twoja choroba nie zmienia tego co jest między nami.

Nie Cassandro. - czule złapał mnie za dłonie - Ty masz przed sobą całe życie a ja nie. Nie pozwolę żebyś je przy mnie zmarnowała.

Przestań. - wydukałam powstrzymując płacz - To jest moja decyzja. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

Obydwoje lekko się zaśmialiśmy a ja dopiero teraz poczułam że jestem przemarznięta od tego durnego deszczu.

Jesteś cała mokra. - zauważył chłopak dotykając moich ubrań - Rozbierz się a ja dam ci coś swojego.

Z wielką ulgą rozebrałam się do samej bielizny a chłopak przyniósł mi swoją grubą bluzę dzięki której od razu zrobiło mi się ciepło.

Dopiero teraz zaczęłam myśleć w miarę racjonalnie i rozejrzałam się po przytulnym domku. Znajduje się w nim nieduży salon połączony z kuchnią, dwie sypialnie oraz łazienka.

Skąd wiedziałaś że tutaj jestem? - spytał robiąc coś w kuchni

Jack mi powiedział. - odparłam niepewnie - Ale proszę cię nie bądź na niego zły.

Spokojnie. - lekko się zaśmiał - Wiem że zrobił to dla mojego dobra.

Mimowolnie się uśmiechnęłam i podniosłam z podłogi moją torbę którą najwidoczniej rzuciłam podczas naszej kłótni.

Weszłam do małej ale mądrze urządzonej łazienki i niemalże przeraziłam się widząc swoje odbicie w lustrze.

Poprawiłam rozmazany makijaż na tyle ile byłam w stanie oraz rozczesałam mokre i splątane włosy.

Wróciłam z powrotem do salonu i z zaskoczeniem dostrzegłam że Mattheo zrobił nam jedzenie.

Możemy porozmawiać o twojej chorobie? - zapytałam siadając obok niego na kanapie

Chłopak od razu kiwnął twierdząco głową i w uroczy sposób przykrył moje nogi kocem.

Co z chemioterapią? - zadałam pierwsze męczące mnie pytanie

Gdy byłem małym dzieckiem to wykryli u mnie białaczkę. - westchnął ciężko - Przez wiele lat miałem chemie która na szczęście pomogła. Teraz nowotwór znów powrócił ze zdwojoną siłą i jedyne co może mi pomóc to przeszczep szpiku kostnego.

Wypuściłam głośno powietrze z ogromnym zszokowaniem. Nie spodziewałam się że sytuacja jest aż tak poważna.

Czyli jeśli znajdzie się dawca i przejdziesz przeszczep szpiku to wyzdrowiejesz? - zapytałam mając nadzieję że w końcu usłyszę coś dobrego

To nie jest takie proste. - odparł przyciągając mnie do siebie - Dawce jest trudno znaleźć a przeszczep nie zawsze się udaje. Poza tym nie chce przechodzić drugi raz przez to okropne leczenie.

Nie mogę mieć mu tego za złe bo w końcu to jego życie i jego decyzja ale mimo wszystko poczułam lekkie ukłucie w sercu.

Więc co teraz? - wychrypiałam - Będziesz tak po prostu umierał w cierpieniu?

Biorę dużo leków które pomagają mi żyć w miarę normalnie. - powiedział splatając nasze dłonie - Ale tak na prawdę każdego dnia może mi się pogorszyć.

Nie mam pojęcia co powiedzieć bo niestety żadne moje słowa go nie uleczą.

Nie ważne co się stanie, zawsze będę przy tobie. - wyszeptałam patrząc w jego brązowe oczy

I won't let you goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz