rozdział XXV

1.1K 123 62
                                    

Toril 

Tuż przed południem piękna słoneczna pogoda uległa drastycznej zmianie - zrobiło się szaro i zaczął padać deszcz, co też pokrzyżowało nasze plany. Nikt z nas tego nie przewidział, więc nie mieliśmy żadnego planu B. Dlatego też siedzieliśmy wszyscy w salonie, nie wiedząc zbytnio co ze sobą zrobić. 

- Już wiem! - ożywił się w pewnym momencie Sapnap. - Sprzątając tu znalazłem szafkę z grami planszowymi i innymi takimi. 

- Mamy grać w planszówki? - spytał nieprzekonany Quackity.

- A masz w tym momencie jakiś inny sposób na nudę?

Na to meksykan wzruszył jedynie ramieniem. 

Sapnap pokazał nam wcześniej wspomnianą przez siebie szafkę. Wybór w niej był zadziwiająco duży, jednak zdecydowaliśmy się na zagranie w klasyczne UNO. Zasady tej gry są mi znane dzięki nikomu innemu jak bliźniakom, jednak postanowiłam odpuścić i wspomóc w grze Georga. 

×××

Zaczęło się dość niewinnie. Graliśmy w ciszy i skupieniu co rusz rzucając na stół kolejne karty. Sama nie wiem w którym momencie coś poszło nie tak i sielankowa atmosfera zamieniła się w jedna wielką kłótnie. 

- Oszukujesz! Widziałem jak z wyciągasz plus cztery z rękawa bluzy! - zarzucił Wilburowi Karl, wyglądając przy tym jak naburmuszony dziecko. 

Okularnik zaczął się bronić i tak oto pomiędzy to dwójką powstał konflikt. Clay wykorzystując zamieszanie dorwał się do kupki pozostałych kart, wybierając sobie te lepsze. Zauważył to siedzący po mojej lewej Gogy, który bez skrupułów powstrzymał go przed tym rzucając w niego poduszką. Nie wiedzieć czemu rozpoczęło to ogromny konflikt ogólny, który zakończył ponad dwu godzinną rozgrywkę. 

Trwał on kwadrans, może trochę dłużej. Kiedy w końcu się zakończył w salonie zapadła grobowa cisza. Każdy starał zająć się sobą, jednak napięcie dalej wisiało w powietrzu wyraźnie przytłaczając.

Nie mogący tego znieść Quackity w końcu się przełamał i znalazł swojego rodzaju ratunek.

- Dobra ludziska, nie ma co się spinać! - oznajmił wkraczając do salonu, po swoim rzekomym wypadzie do toalety.

W rękach trzymał trzy butelki czystej wódki. Na jego twarzy malował się uśmiech zadowolenia, którego nawet nie starał się ukryć.

- Zapomnijmy o wszystkim co miało przed chwilą miejsce i napijmy się!

Reszta spojrzała na siebie wymownie i już wiedziałam, że to nie może skończyć się dobrze. Zwłaszcza dla mnie, zważywszy na to że:

- Nigdy nie piłam alkoholu - przyznałam nieśmiało.

Wszyscy poza Dreamem spojrzeli na mnie jakby zobaczyli kosmitę.

- A więc czas to zmienić mamasita! - oznajmił Alex, podając mi jedną z butelek. - Nie krępuj się i wal do dna!

- Ale że tak z gwinta?!

Dream

Pojawił się alkohol i z powrotem pojawiła się nic porozumienia. Wcale nie trzeba było długo czekać aby rozkręciła się z tego impreza. Will puścił muzykę i tak zaczęła się zabawa.

Quackity nie próżnował i polewał Toril kolejkę za kolejką. Porządnie wstawiona dziewczyna próbowała grać z równie wstawionym Karlem w Twistera, jednak marnie im to wychodziło. Kiedy po raz kolejny wyłożyli się kolorowej macie postanowili dać sobie spokój. Wtedy też dziewczyna wylądowała obok mnie na kanapie.

- Hej Clay - przywitała się przeciągając ostatnie litery.

Po tym swoją głowę ułożyła na moim ramieniu i zaczęła coś cicho majaczyć pod nosem, z czego mimowolnie się zaśmiałem.

-  A wiesz Clay - powiedziała w pewnym momencie, lustrując moją twarz mglistym wzrokiem. - Podobają mi się bardzo twoje piegi, są urocze - uśmiechnęła się półgębkiem. - Tak w sumie to ogólnie mi się podobasz.

Kilkukrotnie zamrugałem zaskoczony jej wyznaniem. Podobno alkohol sprawia, że ludzie są pewniejsi siebie i szczerzy - mówią rzeczy, których na trzeźwo nie byliby w stanie powiedzieć. Jeśli to rzeczywiście prawda, to oznacza, że Toril naprawdę tak uważa. Przez samą myśl o tym dostałem motyli w brzuchu, niczym te wszystkie bohaterki z romansideł dla nastolatków. To był jednak dobry znak. Oznaczałoby to, że mam szanse na... No właśnie - tak właściwie to na co?

Rozwodząc się nad tym nie zwróciłem nawet uwagi na to, iż głowa dziewczyny leżała bezwładnie na moim ramieniu, a ona sama oddychała równomiernie pogrążona we śnie.

- Myślę, z lepiej będzie jeśli zaniesiesz ją do pokoju - stwierdził Phil, który się do nas dosiadł. 

- Też tak myślę - zgodziłem się.

Delikatnie odsunąłem od siebie dziewczynę, po czym wstałem z miejsca. Następnie podniosłem ją z kanapy w stylu panny młodej i ruszyłem na górę, pozostawiając za sobą bawiącą się resztę. Uważając na każdy swój ruch dotarłem w końcu do jej pokoju, w którym położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Chciałem odejść i opuścić jej pokój, jednak uniemożliwiła mi to ręką Norweżki, którą złapała mnie za nadgarstek.

- Zostań proszę - mruknęła cicho, nie otwierając nawet oczu.

Rozczulony uśmiechnąłem się lekko pod nosem i usiadłem zaraz obok niej na łóżku. Dziewczyna od razu przytuliła się do mojej ręki, ponownie oddając się snu. Ja zaś siedziałem i zachwytem przyglądałem się jej spokojnej twarzy.

ibf [Dream]✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz