rozdział XXVII

1.1K 116 64
                                    

Toril

Nastał piątek, czyli kolejny dzień, który miał być już moim ósmym na Florydzie. Wieczór wcześniej razem z chłopakami zaplanowaliśmy wypad do wesołego miasteczka, z którego byłam bardzo podekscytowana - ostatnim razem byłam w tak owym w swoje siódme urodziny w Szwecji, kiedy razem z rodzicami odwiedzaliśmy w święta mieszkające tam wujostwo. To było dobre jedenaście lat temu i niezbyt pamiętam ten wypad, co też uzasadniało moje obecne podekscytowanie.

Aż dziwnym było, że rankiem wstałam jako jedna z ostatnich osób. Dosłownie jak nigdy. Mając niewiele czasu na przyszykowanie się zjadłam na śniadanie płatki czekoladowe, których opakowanie w kreskówkowe bobry tylko do tego zachęcało, po czym szybko ogarnęłam poranną rutynę i ubrałam się. Z tym ostatnim miałam nie lada problem, gdyż dzień zapowiadał się bardzo słoneczny i niezbyt wiedziałam jaki outfit dobrać do okoliczności i pogody. W końcu po kwadransie debatowania samej ze sobą zdecydowałam się na dopasowane jeansy z dziurami oraz błękitny sweter. Dopełnieniem tego wszystkiego był słomiany kapelusz, który nijak nie pasował jednak z wiadomych powodów był konieczny. Zwarci i gotowi jak zawsze zebraliśmy się wszyscy przy busie.

Tym razem to Dream go poprowadził. Hojni chłopcy zwolnili mi miejsce pasażera znajdujące się zaraz obok niego, jednak nie wiem czy to powód do radości - Clay to prawdziwy wariat za kółkiem! Prawie padłam na zawał, kiedy o mało nie potrącił na pasach jakiś dwóch staruszek.

Dream

- Skończ się zgrywać Dream! Jeszcze nie dojechaliśmy do wesołego miasteczka, a Toril już wygląda jakby miała już dość wrażeń na dziś - zganił mnie George siedzący po prawej Måne, która natomiast siedziała obok mnie.

Potwierdzeniem słów Brytyjczyka była jedna z dłoni albinoski, którą kurczowo zaciskała rękawie mojej bluzy. Posyłając uspokajający uśmiech, jednocześnie spojrzałem na nią ze skruchą mówiąc:

- Sorki, już przestaje.

Resztę drogi prowadziłem spokojnie, jak przystało na porządnego kierowcę. Do celu dotarliśmy po upływie jakiś trzydziestu minut. Wesołe miasteczko było gwarne i przepełnione ludźmi, co wcale nie dziwiło zważając na pogodę. Nie ustaliliśmy nawet żadnej godziny ani miejsca spotkania, gdyż wszyscy porozchodzili się w swoje strony pozostawiając mnie samego. No prawie samego - pozostała ze mną Toril, która z zachwytem przyglądała się wszystkim atrakcją. Dobrze się złożyło, gdyż była to idealna okazja aby jeszcze bardziej się do niej zbliżyć.

- A więc znowu zostaliśmy sami - powiedziałem z uśmiechem, zwracając tym samym jej uwagę. - Jakieś propozycję? Na co masz ochotę iść?

Norweżka zamyśliła się chwile, ponownie rozglądając na około.

- Na to - odparła po chwili zastanowienia, wskazując dłonią chyba największą kolejkę w parku.

- A więc jednak nie dość ci wrażeń po przejażdżce ze mną w roli kierowcy? - zaśmiałem się figlarnie.

Ta prychnęła pod nosem i z lekki uśmiechem przewróciła oczami. Następnie pociągnęła mnie za rękaw bluzy w stronę wcześniej wskazanej kolejki.

×××

- To było ekstra! - krzyknęła pełna energii dziewczyna.

Rozbawiony zaśmiałem się z jej reakcji, gdyż w czasie przejażdżki sam prawie popuściłem ze strachu w spodnie. Toril trzymała się za to wyśmienicie! Może poza tym, że zachwiała się niebezpiecznie kiedy schodziliśmy z kolejki. Na szczęście mam niezły refleks i w porę złapałem ją za ramię, tym samym chroniąc przed upadkiem.

- Dzięki, to było takie szalone, że teraz nie przestaje mi się kręcić w głowie - zachichotała, a następnie spojrzała na ramie za które ją trzymałem.

Postanowiłem zaryzykować i zaraz po puszczeniu jej ramienia złapałem ją za dłoń.

- W razie gdybyś jeszcze raz miała mi stracić równowagę - wywinąłem się w głupkowaty sposób puszczając do niej oczko.

Ta nie skomentowała tego w żaden sposób. Zamiast tego zarumieniła się, co próbowała zakryć przy pomocy włosów i kapelusza. To było urocze, jednak nie mogłem na to pozwolić. Złapałem za kapelusz i odchyliłem go lekko, mogąc tym samym znów zobaczyć jej twarz.

- Naprawdę do twarzy ci w tych rumieńcach, wiesz?

Toril przyglądała mi się chwilę z lekkim zdziwieniem. W końcu poprawiła nachodzącą na jej oczy grzywkę, nie próbując już zakrywać swojej zarumienionej twarzy.

- Dziękuję - odwzajemniła nieśmiało mój uśmiech.

Po tej krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy w stronę kolejnej atrakcji, którą oferował park rozrywki. A to w towarzystwie miłego uczucia, które wywołał fakt iż szedłem z Toril za rękę.

Toril

W wesołym miasteczku spędziliśmy czas do późnego wieczora. Razem z Clayem byłam na dosłownie wszystkich atrakcjach jakie oferował i wyszalałam się przy tym jak nigdy. To był wspaniały dzień, spędzony w równie wspaniałym towarzystwie.

W końcu jednak przyszedł czas aby wracać do domu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do marketu na małe zakupy, gdyż chłopcy wpadli na pomysł aby zrobić ognisko. Tym również byłam podekscytowana, gdyż miało być to pierwsze w jakim będę uczestniczyła. Tak - przez osiemnaście lat swojego życia nie brałam udziału w żadnym. A niebywałe, co nie? Tak to jednak jest kiedy żyje się pod ciągłą kontrolą wymagającego i surowego rodzica. Tak czy siak po powrocie do domku razem z Georgem i Karlem zajęłam się przygotowywaniem jedzenia. Reszta zaś zajmowała się rozpalaniem ogniska, bądź organizowaniem jakiegoś wygodnego siedliska dla wszystkich.

W końcu chwilę przed dwudziestą pierwszą usiedliśmy przed ogniskiem. Pomimo iż dawało ono przyjemne ciepło to i tak musieliśmy przykryć się kocami aby nie zmarznąć. Mi akurat trafiło się dzielenie koca z nikim innym jak Dreamem. Nie śmiałam jednak narzekać, gdyż było mi niezwykle przyjemnie. Jedni nad ogniem piekli kiełbaski inni zaś pianki - ja osobiście należałam do tej drugiej grupy, mając z tego niezły ubaw. Wilbur, który zabrał ze sobą na wyjazd gitarę, grał teraz na niej robiąc podkład pod wokal nie tylko swój ale i Alexa oraz Claya. Dzięki temu atmosfera była wspaniała i sielankowa. Byłam szczęśliwa mogąc dzielić te radosne chwilę (jednocześnie tworząc niezapomniane wspomnienia) ze swoimi przyjaciółmi.

Niestety wszystko co dobre ma swój koniec. A uświadomić miał mnie w tym telefon, który rozbrzmiał w kieszeni mojej bluzy wraz z rozpoczęciem przez chłopców kolejnej piosenki.




Życie jest nie tylko nieprzewidywalne ale i niesprawiedliwe. Chce powiedzieć, że jest mi niezmiernie przykro z powodu tego co spotkało Techno. Bądźmy jednak dobrych myśli! Techno jest młody i pełen wigoru, w dodatku jak sam poinformował nie ma się czym martwić, gdyż raka wykryto w bardzo wczesnym stadium, a on podjął już kroki w leczeniu pod okiem specjalistów. Nie zapominajmy również o wsparciu, które ma nie tylko w swoich najbliższych oraz przyjaciołach, ale i w nas - swoich widzach i fanach! To nie Techno walczy z rakiem, a rak z Technoblade'm, nie sądzicie? W końcu Technoblade never dies! Stay strong Techno!🐷👑🗡️ #technosupport

ibf [Dream]✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz