(:
Nie zgasiłem nawet samochodu, a wyskoczyłem z niego i pobiegłem do drzwi. Były otwarte, więc nie musiałem się siłować ze zamkiem. Panowała przerażająca cisza, więc tym bardziej się obawiałem. Zazwyczaj Louis oglądał telewizję. Pobiegłem od razu do góry, patrząc w łazience czy w jego pokoju. Moje serce przyspieszyło, kiedy nigdzie go nie było. Zszedłem szybko do salonu i niemal odetchnąłem z ulgą, widząc go kanapie. Uklęknąłem obok kanapy i dla pewności sprawdziłem puls. Był normlany.
Poczułem pieczenie pod powiekami, a chwilę później musiałem zetrzeć łzy z policzków.
— Hazz?
Podniosłem głowę i spojrzałem na Louisa, który był zaspany. Rozszerzył oczy, widząc moje łzy.
— Co się stało? Coś nie tak? Harry...
— Pisałeś... Pisałeś takie rzeczy, że- Ja myślałem- Dzięki Bogu, nic ci nie jest!
— Chciałem — powiedział cicho po dłuższej chwili. — Chciałem. Zrobiłem sobie krzywdę i ja- Ja nie wiem, co sobie myślałem.
Dopiero po chwili zauważyłem, jak kurczowo trzyma koc na nogach.
— Opatrzyłeś to?
Kiedy zaprzeczył, wstałem i poszedłem po apteczkę. A było naprawdę dobrze i nic poza akcją z jego siostrą, nic się nie działo. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobił. Dlaczego chciał to skończyć.
Wróciłem do salonu i Louis nie miał już na sobie koca, więc widziałem jego poranione uda. Zacisnąłem usta, aby się nie rozpłakać. I tak mi się to nie udało, bo kiedy kończyłem przemywać rany, łzy leciały mi już ciurkiem po policzkach.
— Przep-
— Nie. Nie musisz przepraszać. Miałeś chwilę słabości. To jest okay. Długo tego nie robiłeś i... I okay. Po prostu zaczniemy od nowa i będzie dobrze.
CZYTASZ
Where the stars shine most → larry ✔
FanfictionTam, gdzie gwiazdy lśnią najbardziej. Tam, gdzie ludzie robią ostatni krok. Tam, gdzie są ostatnie chwile życia. Tam, gdzie ich losy się odmieniły na dobre. Harry Styles, dwudziestolatek, piosenkarz, aktor. Mogło się wydawać, że miał idealne życie...