Kiedy pod koniec pracy piszę do mamy wiadomość, w głowie cały czas słyszę słowa Niny. "Napisz do matuli, że coś zatrzymało cię w pracy i leć szukać swojego ciasteczka". Oczywiście miała na myśli Cypka. Gdy tylko dowiedziała się, że zawrócił mi w głowie swoim wyglądem, rozkazała mi się za niego brać. Nina i te jej cenne rady. Nie powstrzymała się również przed zruganiem mnie za to, że nie pomogłam potrzebującemu od razu. Ale przecież pomogłam.
- Nina! Dla ciebie wszystko zawsze jest takie łatwe.
- No, a nie jest łatwe? Po co szukać problemu tam, gdzie go nie ma?
- Serio? Przecież to może być jakiś kryminalista. Złodziej. Może nawet morderca.
- Miśka, nie przesadzasz czasem za bardzo?
Poddałam się po kolejnej próbie dotarcia do niej. Nie docierało do niej kompletnie nic. Ani to, że nic o Estebanie nie wiedziałam, ani to, że był palantem albo na takiego się kreował. Jego uroda nie szła w parze z charakterem, a szkoda. Nie miałam ochoty użerać się z tym bucem. Przyjaciółka jednak ostro namawiała mnie, żebym odpuściła i dała chłopakowi drugą szansę. No i uczepiła się tego, że nawet jeżeli nic między nami nie zaiskrzy, to oboje sobie nawzajem pomożemy.
Zamieniłyśmy jeszcze kilka zadań, a potem się rozłączyłam. Rozmowa z nią miała rozjaśnić mi umysł, a nie wzniecać jeszcze większy chaos. No bo jak to? Naprawdę powinnam odnaleźć Cypriana i zaproponować mu zamieszkanie razem? Był w potrzebie. Ja również, ale... Czy to był dobry pomysł?
Z drugiej strony od kilku dni moje myśli natrętnie krążą wokół jego osoby. Zachował się jak dupek, ale może zasługuje na drugą szansę? Może nie jest takim prostakiem? Może sytuacja, w jakiej się znalazł, sprawiła, że był taki opryskliwy? A może już rozwiązał swój problem z noclegiem? Musiałam się tego dowiedzieć. Może wtedy nie będzie ostatnią myślą przed zaśnięciem i pierwszą tuż po przebudzeniu.
Żegnam się z Edytą, która dzisiaj siedzi w pracy do zamknięcia biura, czyli jeszcze przez dwie godziny, a potem udaje się w stronę przystanku autobusowego. Gdy jestem na miejscu, sprawdzam najbliższy kurs w stronę przytułku. Niestety będę musiała kawałek przejść, gdyż nie ma żadnego bezpośredniego kursu. Nic nie szkodzi. Pogoda jest ładna i może spacer rozjaśni mi co nieco w głowie. W dalszym ciągu nie wiem co zrobić. Wiem tylko, że mam wymówkę, aby go odnaleźć. Tłumacze sobie, że jadę tam, żeby upewnić się, że Cypek ma się dobrze.
Po niespełna godzinie wychodzę z przytułku zawiedziona. Od soboty mężczyzna nie pokazał się w placówce. Spędził w niej jedynie noc z piątku na sobotę, a potem zabrał swoje rzeczy i już tam nie wrócił. Dlaczego? Jedyne wytłumaczenie to takie, że znalazł inny nocleg. Ale czy na pewno?
Do diaska. I co ja mam teraz zrobić? Szukać go czy odpuścić? A jeżeli szukać to gdzie?
Mam tylko jeden marny pomysł, gdzie mogłabym spotkać mojego przystojniaczka, więc bez zastanowienia wsiadam w kolejny autobus. Ten na szczęście jedzie do centrum, więc nic nie tracę. Mam bilet miesięczny na wszystkie linie komunikacji, więc mogę nawet pół dnia spędzić na jeździe po mieście. Mam nadzieję jednak, że nie będzie to konieczne.
Jestem na PKSie po parunastu minutach. Wchodzę do budynku i szukam wzrokiem szafek do przechowywania bagaży. Szybko je odnajduję i po raz kolejny czuje rozczarowanie, bo nikt się tam nie kręci. Wśród podróżnych siedzących na ławkach na środku holu też nie dostrzegam Cypriana. Postanawiam poczekać, choć szczerze nie widzę w tym sensu. Może się zjawi, lecz szanse na to są pewnie bliskie zeru. Może jego rzeczy są dalej w przechowywalni. Może jest jeszcze w pracy. Wspominał, że podpisał umowę, ale nie wiem, od kiedy miał zacząć pracę, ani gdzie, ani w jakich godzinach. Nic nie wiem. I to mnie lekko dobija. Dlaczego nie dał mi swojego numeru?
CZYTASZ
"Współlokator mimo woli"
RomanceONA - żyjąca na pełnych obrotach, impulsywna, rodowita Tarnowianka, która nigdy nie wyjechała dalej niż 50 km, choć pracuje w biurze podróży. ON - cichy i gburowaty trzydziestoparolatek. Czy zyskuje przy bliższym poznaniu? Przyjechał właśnie do ob...