Jest szósta rano, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Cudem udaje mi się otworzyć oczy, ale zwleczenie się z łóżka już nie idzie mi tak dobrze. Ledwo stoję na nogach. Kolejny dzwonek do drzwi wwierca mi się w głowę. Czy ja wczoraj coś piłam, że czuję się jak zombie?
Osuwam się po ścianie, schodząc po schodach. Przeklinam pod nosem tego, kto zjawia się u mnie o tak nieludzkiej porze. Kto to może być?
- Już idę - wołam, gdy słyszę dudnienie w drzwi. - Pali się?
O matko! A co jeśli tak?
Myśl, że po drugiej stronie drzwi może staż straż pożarna, rozbudza mnie. Zaglądam przez judasza, spodziewając się tam ujrzeć strażaka w kasku, ale widzę tylko czarną dziurę, gdyż na korytarzu jest ciemno. Podskakuje na odgłos pukania do drzwi.
- Kto tam? - pytam z ręką na sercu.
- To ja - odpowiada dobrze znany mi zachrypnięty głos.
Otwieram niepewnie, a on wślizguje się do środka przez niewielką szparę. Robię krok w tył, czując korzenno cedrowy zapach. Teraz jestem już całkowicie rozbudzona.
- Co tutaj robisz? - pytam szeptem.
Wtedy Esteban naciska na włącznik światła, który znajduje się obok niego, a ja gwałtownie przykrywam oczy łokciem.
- Zdurniałeś?! Ja jeszcze śpię!
- W mojej łazience pękła rura. Wszystko zalane. Przenocujesz mnie przez kilka dni?
Odsłaniam oczy i patrzę na mężczyznę, z którym niedawno dzieliłam mieszkanie. Nie był to wtedy dobry pomysł, a teraz? Czy po tym, co między nami zaszło, będziemy potrafili wspólnie mieszkać? Szybko przypominam sobie o wczorajszych smsach oraz o tym, co między nami zaszło. Może pęknięta rura to znak, żeby spróbować. Znak dla nas.
Poza tym nie mogę go tak zostawić. Zjawił się tutaj, bo najwidoczniej nie ma się gdzie podziać. Mieszkanie zalane? To musi wyglądać okropnie. Czy jego książki ucierpiały. Oby nie. Chcę o to spytać, ale zamiast tego robię krok w jego stronę. On upuszcza niewielką torbę, która zwisała mu z ramienia i również się do mnie zbliża. Brakuje jeszcze tylko jednego kroku, żebyśmy mogli wpaść sobie w ramiona jak na filmach, ale przypominam sobie, że o poranku mam pewnie nieświeży oddech. Wycofuje się i mówię, że muszę skorzystać z łazienki.
- Muszę iść do pracy - oznajmia pośpiesznie, więc zatrzymuje się w pół kroku. - To jak? Mogę zostać u Ciebie na kilka dni?
- Yyy, tak jasne.
- Dzisiaj postaram się załatwić jakiegoś hydraulika. Obiecuję nie sprawiać problemów.
Uśmiecham się lekko na ten ostatni komentarz. Chyba oboje nie mamy pewności co do ponownego wspólnego zamieszkania razem.
Cyprian łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie, zarzucam mu więc ręce na szyję i się do niego wtulam. Tak miło być w jego ramionach. Że też musi iść do pracy. Toż to środek nocy. Kiedy się od siebie odsuwamy, całuje mnie w policzek i oznajmia, że będzie późno, bo ma sporo pracy. W jego głosie pobrzmiewa jakaś dziwna nerwowość, ale od razu tłumaczę sobie to zaistniałą sytuacją. Kto nie denerwowałby się pękniętą rurą, która na pewno wyrządziła wiele szkód. Zerka na zegarek na nadgarstku, który od razu się podświetla, a potem szybko wychodzi, nie zaszczycając mnie żadnym spojrzeniem.
Po jego wyjściu gramolę się do łóżka, ale jestem tak rozbudzona, że nie ma mowy już o spaniu.
- Dzięki Łosiu - mruczę pod nosem.
Schodzę z powrotem na dół i robię sobie kawę. Uśmiecham się pod nosem, bo być może jutro w końcu wypiję smaczną kawę w wykonaniu mojego tymczasowego współlokatora. Niedawno obiecałam sobie, że po pierwszej wypłacie w nowej pracy kupię sobie wypasiony ekspres. Nie taki przelewowy, który zabrałam z rodzinnego mieszkania, ale taki z prawdziwego zdarzenia. Kupię go, choćbym miała wziąć go na raty. Szkoda, życia na marną kawę.
![](https://img.wattpad.com/cover/286800375-288-k158792.jpg)
CZYTASZ
"Współlokator mimo woli"
RomanceONA - żyjąca na pełnych obrotach, impulsywna, rodowita Tarnowianka, która nigdy nie wyjechała dalej niż 50 km, choć pracuje w biurze podróży. ON - cichy i gburowaty trzydziestoparolatek. Czy zyskuje przy bliższym poznaniu? Przyjechał właśnie do ob...