8. Miarka się przebrała.

592 46 0
                                    

Gdzieś skrycie w sobie miałam nadzieję, że w poniedziałek rano wszystko się odmieni. Myśląc wszystko, mam na myśli mnie i Cypriana. Naszą relację. Zamiast poprawy jest coraz gorzej. Już nie czeka na mnie kawa, choć specjalnie wstałam przed wyjściem Estebana do pracy. Ja mam w końcu drugie zmiany, czyli w pracy muszę być dopiero na dziesiątą. Może mój współlokator pomyślał, że nie wychylę nosa z pokoju, dopóki nie trzasną za nim drzwi. Mógł mieć słuszne podejrzenia, po tym, co ostatnio odwala, poziom focha na niego przez cały czas utrzymuje się na tym samym poziomie, a ja się przecież nie obrażam, nie gniewam, nie wkurzam. Ze mną jak z owieczką. Jestem potulna, miła i ugodowa. Ale nie przy Estebanie.

Wczoraj przeszedł samego siebie. Wyszarpał mi z ręki pojemnik z sernikiem i zamknął się w pokoju. Tyle było z mojej ostatniej pogadanki o dzieleniu się. Chciałam pocieszyć się lodami, które ostatnio kupiłam, ale w zamrażalce zastałam tylko puste pudełko. Serio Esteban?? Nie mogłeś nawet wyrzucić po sobie pojemnika? Miarka przebrała się, dopiero gdy w lodówce zobaczyłam półki upaćkane masłem i dżemem. Nosz kurde, jakim cudem?

Wystrzeliłam do jego pokoju, ale przed drzwiami wzięłam kilka głębszych oddechów. Czy miałam ochotę na sprzeczkę z nim? Na jego wredny ton? Nie, nie miałam. Lepiej było odpuścić i poczekać na lepszy moment. Sądziłam, że taki będzie przy porannej kawie. Nie wiem czemu, ale Cyprian rano zwykle tryska humorem.

Takim go lubię. Takim da się lubić.

Niestety moja teoria okazała się mylna. Dzisiaj Cyprian nie dość, że się spieszy, to nie obdarza mnie żadnym spojrzeniem. Nie ma "cześć, dzień dobry, miłego dnia" ani nawet "pocałuj mnie w dupę". Wpadam na niego w kuchni, upija właśnie ostatniego łyka kawy i wyskakuje z kuchni jak poparzony. Jakby nie spodziewał się mojej obecności, jakby jej nie chciał. Lecę za nim, krzycząc, żeby po sobie posprzątał, gdyż zostawił na blacie kubek, okruchy cukru i karton mleka. Duży dzieciak. Czy on myśli, że będę wszystko odkładała po nim na miejsce? Nie jestem jego matką.

Esteban mnie nie słucha. Łapie za plecak, wkłada buty i... przystaje przy otwartych drzwiach. Już myślę, że coś powie, że przeprosi. Wygląda, jakby chciał przeprosić. Marszczy tak zabawnie brwi, które wystają zza okularów.

Ale nie mówi nic. Tylko wychodzi.

Tego jest dla mnie już zbyt wiele. Chce mnie lekceważyć. Proszę bardzo. Mogę się odpłacić tym samym.

Przygotowuje się do pracy, a kiedy jestem gotowa, chcę zrobić porządek w kuchni, ale się powstrzymuje. Widzę w zlewie pojemnik po serniku, bałagan na blacie i myślę sobie, że tak dłużej być nie może. W lodówce też nie sprzątam. Przekładam jednak moje produkty na dwie półki od góry, które są czyste. Dwie dolne przeznaczam dla Estebana. Stawiam tam karteczkę z jego imieniem. Nie wiem, czy to pomoże, ale muszę w końcu wyznaczyć jakieś granice. Nic mnie nie obchodzi, że będzie głodować. Teraz nie będzie miał wyjścia. Jeżeli będzie czegoś ode mnie chciał, to będzie musiał poprosić.

Na bacie również zostawiam kartkę.

"Wrócę dzisiaj późno. Posprzątaj po sobie!"

*

Czas w pracy dłuży mi się okropnie. Jedyną atrakcją jest nalot szefowej, która koniecznie chce wiedzieć, czy z Edytą uzgodniłyśmy już terminy naszych urlopów. Nie mam zbyt wielkiego pola do popisu. Edyta koniecznie chce w drugim tygodniu sierpnia, a szefowa leci na Malediwy już w tym tygodniu. Dla mnie zostaje albo końcówka sierpnia, albo druga połowa lipca. Korzystniejszą opcją dla mnie jest zatem w lipcu. Nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać, co oczywiście napawa mnie smutkiem, który staram się zepchnąć w odmęty umysłu. A skoro zostaję w mieście, to może uda mi się pogoda i będę mogła kilka razy wyskoczyć z Zośką na basen. Może uda mi się namówić Ninę na przyjazd, albo zaszaleję i sama do nie pojadę. W sierpniu pogoda już nie jest taka pewna.

"Współlokator mimo woli"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz