42. Pęknięta rura part.2

600 40 4
                                    

Kochani. 

Ostatni rozdział jest krótszy, ale mam nadzieję, że dostarczy Wam wiele emocji. Było by mi bardzo miło, gdybyście na końcu zostawili komentarz, jak podobała się Wam całość, którego bohatera szczerze polubiliście, co podobało Wam się najbardziej, a co najmniej. Wasze opinie wiele dla mnie znaczą, cenie sobie każde wskazówki. Pozdrawiam i wkrótce wracam z czymś nowym!

Katie Luks.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Co tutaj robisz? Litości nie masz!? - rzucam wściekle i przecieram oczy. Albo zgłupiałam, albo mój umysł śpi sobie smacznym snem, bo przede mną stoi Cyprian, a obok niego walizka. On sam opiera dłonie na framugach po obu stronach. Wygląda na zniecierpliwionego. I lekko dyszy, jakby trasę ze swojego mieszkania pokonał biegiem.

Co on tutaj do cholery robi? Inaczej się umawialiśmy.

- Rura pękła,

- Chyba nie myślisz, że znowu dam się na to nabrać?

- Mówię prawdę - mówi, wchodząc do środka.

- Wyjdź, Cyprian! - protestuję, przytrzymując drzwi, ale jest silniejszy ode mnie. - Chcę iść spać! Nie możesz się tutaj pojawiać, kiedy tylko ci się zachce. Nie możesz wymyślać durnych pretekstów, byle tylko mnie zobaczyć. Sam o tym mówiłeś - mówię i cofam się o krok, gdyż on właśnie rusza w moją stronę - A nawet jeżeli, to mógłbyś wymyślić coś bardziej wiarygodnego.

- Na przykład zgubienie kluczy? - pyta, stając bardzo blisko mnie. Niestety nie mam się już jak cofnąć. Za mną znajduje się ściana z wieszakami.

- Na przykład.

- Nie zgubiłem kluczy, pękła rura.

- Dobra. Niech ci będzie. Pękła rura, a teraz koniec zabawy. Idź sobie. Chcę iść spać. Naprawdę padam z nóg - używam pretekstu, żeby się go pozbyć. Mam wrażenie, że nic do niego nie dociera, tylko na mnie patrzy. Patrzy tak, jakby miał zamiar postawić na swoim. W końcu rzucam: - Obudziłeś mnie! Wyjdź, obiecałeś dać mi czas - mówię błagalnie.

Wtedy przyciąga mnie do siebie. Jedną ręką łapie za biodro, drugą za kark. Znajduje się tak blisko niego, że moje ciało od razu reaguje. Napina się, oddech mi przyśpiesza i lekko rozchylam usta. Psia kość! Czemu on tak na mnie działa?!

- Tylko, że ja nie chcę czekać. Nie chcę już tracić czasu. Chcę ciebie tutaj i teraz. I wiem, że ty też mnie chcesz!

Staram się zapanować nad rozszalałym oddechem. Jest to cholernie trudne, jego bliskość pobudza moje wszystkie zmysły.

- Cyprian, nie rób mi tego. Nie chcę potem żałować... - Z trudem panuje nad swoim głosem.

- Powiedz, żebym - mówi, zbliżając mnie do siebie jeszcze bliżej. Teraz nasze usta dzielą milimetry. - wyszedł, a wyjdę. Powiedz, że nic do mnie nie czujesz.

- Wyjdź - szepczę bez przekonania.

- Powiedz, wyjdź, bo nic do ciebie nie czuję.

Milczę. Milczę, gdyż te słowa nie przejdą mi przez gardło. Nie chcę ich wypowiadać. Okłamałabym go, ale i siebie.

Ogłuszająca cisza wystarcza mu za odpowiedź. Przywiera do moich ust, a z moich wydobywa się cichy jęk. Całuje mnie natarczywą intensywnością, co odbiera mi resztki zdrowego rozsądku. Poddaję się tej pieszczocie.

- Też cię kocham! - mówi, gdy odrywa się ode mnie. Patrzy mi w oczy i powtarza: - Kocham cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem przyciągnąć cię bliżej do siebie, gdy tak leżałaś obok mnie. Myślałaś, że śpię, a ja walczyłem sam ze sobą, odpędzałem od siebie wizje tego, co mógłbym z tobą robić. Tak bardzo żałuje. Byłem głupi.

- To prawda, byłeś głupi. Bardzo głupi - przyznaję mu rację. Jego wyznanie sprowadziło mnie na ziemię. W jednej chwili przypominam sobie jego zimne gesty, puste spojrzenie, odtrącenie. Robię krok w bok, na co w pierwszej kolejności mi pozwala, ale zaraz znowu do siebie przyciąga.

- Nie uciekaj mi.

- Nie mogę, wybacz. To dla mnie zbyt wiele. Jestem zmęczona. Ty pewnie też. Porozmawiamy innym...

- Mika, nie puszczę cię już! - przerywa mi, po czym wzmacnia uścisk.

- Puścisz, znikniesz, wycofasz się. Wiem. Może nie od razu, ale w końcu puścisz.

- Nie! - woła, a następnie otwiera drzwi i zaczyna wnosić do środka swoje rzeczy upchnięte w workach i kartonach. Moim oczom ukazują się książki powrzucane do pudeł, jak leci, w jednym jest nawet kwiatek.

- Co to? Co robisz?

- Wprowadzam się. Jeżeli pozwolisz, zostanę z tobą już na zawsze. Proszę, pozwól mi - wygląda tak, jakby miał zaraz paść przede mną na kolana i błagać. - Kocham cię i nie umiem bez ciebie żyć. Kiedy zabrakło cię w moim życiu, zacząłem się dusić. Bardziej niż wtedy, gdy zostałem oskarżony o pobicie kobiety, bardziej niż wtedy, gdy rodzice wyrzucili mnie z domu, wyrzekając się mnie. Nie czułem się tak źle nawet, gdy ukradziono mi mój projekt, gdy Ilona mnie zdradziła, gdy nie miałem się gdzie podziać, nie miałem domu. Gdy nie widziałem cię przez te dwa miesiące, byłem bardziej zagubiony niż kiedykolwiek. Przepraszam, że tyle czasu zajęło mi zrozumienie, że jesteś dla mnie najważniejsza. Przepraszam, że tyle zbierałem się w sobie. - Łapie mnie za dłonie i mówi, patrząc mi głęboko w oczy. Widzę w nich smutek, prośbę, ale też miłość. - Przepraszam, że odpychałem od siebie uczucie do ciebie. Przepraszam, że odpychałem ciebie, że dałem ci odczuć, że nic dla mnie nie znaczysz. Znaczysz, od samego początku znaczyłaś dla mnie wiele. Przepraszam. Uwierz, że kocham i już nie odejdę. Nie odejdę, bo wiem, jak wygląda życie bez ciebie i wiem, jak wygląda z tobą. Wybieram to życie z tobą. Nie chcę już więcej czuć pustki.

- Co mam zrobić? - pytam bardziej siebie niż jego. Po takim wyznaniu mam mętlik w głowie. Esti od wczoraj powiedział do mnie więcej słów niż od początku naszej znajomości. Mam wrażenie, że mam przed sobą innego człowieka. Takiego, którego od początku w nim widziałam, lecz nie dawał się poznać od tej strony. Czy w końcu się odblokował? Czy w końcu jest sobą?

- Daj mi siebie. Wypełnij mnie sobą. Potrzebuję cię, by żyć.

- Cyprian...

- A może Szczepan? Chyba bardziej do mnie pasuje. Wiesz, że Esteban to po polsku właśnie Szczepan?

Nie ma takiej opcji, żebym się nie zaśmiała.

- Wariat!

- Powiedz, że twój wariat?

Nagle wszystkie wątpliwości schodzą na drugi plan.

- Mój wariat - mówię pewnie i podchodzę do niego, oplatam jego szyję i całuję go z całych sił.

Łapie mnie w pasie, sadza na swoich biodrach, a potem zanosi do salonu. Siadamy na sofie, nie przestając się całować. Jestem złakniona jego dotyku, pocałunków. Mam nadzieję, że nigdy się od siebie nie oderwiemy. Sen, zmęczenie, cała reszta nie ma teraz znaczenia. Liczymy się tylko my, nasze usta, języki, dłonie, którymi się do siebie przyciągamy tak, żeby być siebie jeszcze bliżej.

- Powiedz, że też mnie kochasz - prosi szeptem wprost w moje usta. W jego głosie słyszę desperację, co mnie rozczula.

- Kocham. Ani na minutę nie przestałam.

Wraca do całowania mnie, ale po chwili odrywa się, odsuwa głowę i mówi bardzo przejęty:

- Cholera, zapomniałem! Daj ten numer do znajomego hydraulika.

- Nie ściemniałeś z tą rurą?

- Nie, ale nawet gdyby nie pękła, to bym się tutaj zjawił ze swoimi manatkami.

- No ja myślę! - wołam i łapię jego twarz w swoje dłonie. Nim znowu przywieram do niego ustami, patrzymy na siebie. Napawam się tą chwilą. Jest tutaj, jest! Jest mój! A ja jestem jego! Cała jego!

KONIEC


Ps. Chcecie Epilog?

"Współlokator mimo woli"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz