Rano budzę się w lepszym nastroju. Dużo lepszym. Praktycznie po wczorajszych nerwach i smutkach nie ma śladu. Powodem tego jest między innymi to, że w końcu zobaczę mojego współlokatora. Oby. Nie myślę o wczorajszej rozmowie z tatą oraz o dzisiejszej wizycie babki od nieruchomości. Tak naprawdę chcę mieć to już za sobą. Niech się dzieje co chce. Skoro rodzice tak zdecydowali, to nie będę się z nimi wykłócać. To jednym słowem nie ma sensu. Po co psuć sobie i im nerwy.
Zaczynam myśleć pozytywnie. W dużej mierze jest to spowodowane okresem, który w kolejnych dniach sprawia, że uchodzi ze mnie całe napięcie i wstępuje we mnie nowa energia. Tak jest i tym razem. Do kuchni wkraczam niemal tanecznym krokiem. Włączam radio i próbuję rozkminić, jak Esteban robi kawę w tym cholernym ekspresie. Chcę zrobić mu dzisiaj przyjemność. Tylko czy to faktycznie będzie przyjemność, czy raczej męczarnia? I czy będzie nam dane wypić kawę razem?
- Hej - słysze za sobą nagle i aż podskakuję. - Daj, ja to zrobię.
- O hej. Gdzie się wczoraj podziewałeś? - pytam szybciej, niż pomyślę.
- Eee, coś załatwiałem.
Gdy jest taki zmieszany, jest taki słodki. Nie wyczuwam w jego toni, aby coś było nie tak, więc może co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Wszystko ok, prawda?
Czy to jest pora, żeby wdrożyć projekt "kuszenie"?
- Lubisz pić kawę z różnymi syropami? - zagaduję, żeby mieć pretekst, aby nagle sięgnąć do górnej szafki. Trzymam tam syropy, które kupiłam kiedyś z Niną, gdy mnie odwiedziła. Robiłyśmy wtedy drinki, ale wyczytałam, że syropy te nadają się także do kawy. - Mam na pewno czekoladowy i orzechowy.
Wspinam się na paluszkach i wyciągam jedną z butelek. Odwracam się w stronę Cypriana i spodziewam się, że ten w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, świadczy o tym jego milczenie, ale on bezczelnie się na mnie gapi. A raczej na podwiniętą koszulkę, która pewnie przed chwilą osłaniała cały mój brzuch. Wczoraj do snu nie ubierałam koszuli nocnej z myszką miki, a top od jednej z letnich piżam.
Przełyka ślinę i odrywa natychmiast ode mnie wzrok. Nalewa wodę do zbiornika ekspresu.
- Czekolada czy orzech?
- Czekolada. Chyba.
- Miałam jeszcze karmel, ale wypiłyśmy z moją przyjaciółką.
Po nastawieniu Ekspresu znika w łazience. W tym czasie wyciągam dwa kubki, nalewam do nich odrobinę syropu, a potem spełniam mleko. Gdy Esteban wraca do kuchni, na stole leżą dwa wypełnione po brzegi kubki. Aż mam ochotę pobiec do pokoju po telefon i zrobić im zdjęcie. Kawa wyszła mi niczym z rąk dyplomowanego baristy.
- Wczoraj zniknąłeś tak wcześnie... - zaczynam, bo po tym, jak Cyprian podziękował mi za kawę, nic się nie odzywa.
- Musiałem być w pracy wcześniej, żeby odrobić godziny. Po południu miałem coś do załatwienia.
- Aha. To dobrze.
Coś dzisiaj w nim jest nie tak. Wygląda na zawieszonego.
- To dobrze - powtarzam. - Bo myślałam, że się na mnie gniewasz... No wiesz, za tamto. Potraktowałam cię okropnie. Miałeś prawo się pogniewać.
- Nie pogniewałem się. Spoko. Rozumiem, że miałaś gorszy dzień. Przepraszam, że nie odpisałem na smsa.
- Rodzice sprzedają mieszkanie - mówię nagle. - To też był powód mojego gorszego dnia.
- Sprzedają? Ale dlaczego?
- Niby potrzebują pieniędzy, bo mama straciła pracę, ale głównie uważają, że... - Trudno mi to przyznać przed niem. - Że nie zasługuję na to mieszkanie. Od samego początku tak było, ale dopiero teraz to widzę. Wcześniej nie zwracałam uwagi na komentarze mamy, że za szybko zamieszkaliśmy razem i pytania, kiedy ślub. Odkąd Bartek mnie zostawił, o czym nie wiedzą, myślą, że rozstaliśmy się w zgodzie, tylko martwią się, że nie dam razy opłacić mieszkania. Może od samego początku chcieli je sprzedać, a ja pokrzyżowałam im plany.

CZYTASZ
"Współlokator mimo woli"
RomanceONA - żyjąca na pełnych obrotach, impulsywna, rodowita Tarnowianka, która nigdy nie wyjechała dalej niż 50 km, choć pracuje w biurze podróży. ON - cichy i gburowaty trzydziestoparolatek. Czy zyskuje przy bliższym poznaniu? Przyjechał właśnie do ob...