Plan zgrywania obojętnej spalił na panewce już pierwszego dnia. A przez to wszystko posypało się jeszcze bardziej.
Tak jak sobie wczoraj obiecałam, dumnie i całkowicie obojętnie wkraczam do kuchni. Z radością stwierdzam, że czeka już na mnie kubek parującego płynu, ale nie daję tego po sobie poznać. Cypek, który siedzi przy stole, pyta jak mi się spało, odpowiadam najbardziej beznamiętnie, jak umiem, że dobrze, a potem zaczynam robić sobie kanapkę. Kiedy siadam do stołu z gotowym posiłkiem, on wciąż siedzi po drugiej stronie. Siedzi, opierając głowę na nadgarstku i mi się przygląda.
- Jedziesz w to lato do Włoch?
Pada pytanie, którego kompletnie się nie spodziewałam.
- Co?
- No chyba będziesz miała jakiś urlop?
- A tak. Jeszcze nie wiem, czy i gdzie pojadę.
- Załóżmy, że pojedziesz. Wybierzesz miejsce, w którym już byłaś, czy może jakiś nowy kierunek.
O co mu chodzi? Co go to nagle interesuje?
Przeżuwam kęs kanapki, a dopiero potem się odzywam. Chętnie podejmuje temat. O Włochach mogłabym rozmawiać całe dnie.
- Cały czas myślę o Amalfi. Ma najpiękniejszą linię brzegową, jaką kiedykolwiek widziałam. - Przytaczam zdanie z ulubionego przewodnika. To miasto byłoby moim pierwszym kierunkiem we Włoszech, od niego zaczęłabym zwiedzanie tego kraju. A może zachwyciłoby mnie tak bardzo, że zostałabym w nim na całe wczasy? - Chciałabym tam wrócić, ale wiele dobrego słyszałam również o półwyspie Gargano. - Im więcej mówię, tym bardziej się ożywiam. - Ale od zawsze fascynuje mnie też Toskania. Tam to dopiero musi być pięknie. Trudno się więc zdecydować na jeden kierunek. Pewnie wybrałabym ten tańszy... - zaczynam, ale gryzę się w język. Nie musi wiedzieć, że nie stać mnie na żadną z wycieczek.
- Byłem w Amalfi. Faktycznie warto tam wrócić. W której części miasta nocowałaś? - pyta, a we mnie zbiera panika. Na szybko próbuję przypomnieć sobie atrakcje i zabytki tego miasta. Na myśl przychodzi mi tylko wieża, ale ona jest na wzniesieniu i w pobliżu nie ma na pewno żadnych posesji. Jestem na siebie zła, przecież zabytki Włoch mam w najmniejszym paluszku, lecz przy Estebanie nagle mam pustkę w głowie.
- Tuż przy plaży, niedaleko był kościół - ryzykuję. - Nie pamiętam, jak się nazywał. Byłam tam parę lat temu.
- Koło kościoła? Hmm. Chyba wiem gdzie, ale z tego, co kojarzę tam nie ma żadnych hoteli, czy kurortów.
- Nocowałam w prywatnej kwaterze.
- Prywatna kwatera mówisz? Co ci się najbardziej podobało w Amalfi?
- Jak to co, plaża, miasto na wzniesieniu, góry z każdej strony - odpowiadam szybko. Zbyt szybko. Natychmiast widzę, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Ok, przypomnij sobie coś więcej, to następnym razem rozwiniemy temat - mówi, a następnie wstaje i się żegna.
Pierwszy raz. Matko, chyba pierwszy raz zachował się tak kulturalnie. Z tego wszystkiego mu nie odpowiadam, jakby zabrakło mi języka w gębie.
*
Do domu wracam zmęczona. Nie lubię drugich zmian, choć jest w nich różnica raptem dwóch godzin, lecz kiedy wracam do siebie, jest już prawie dziewiętnasta. Zbyt mało czasu na cokolwiek. Ani nie chce mi się gotować, ani sprzątać, więc zazwyczaj tylko przebieram się w coś wygodnego, wrzucam coś do mikrofalówki i zalegam przed telewizorem, albo z książką. Odkąd jestem sama, właśnie tak wyglądają moje wieczory. Wcześniej musiałam bardziej się starać. Chciałam się starać dla Bartka. Gotowałam i sprzątałam, starałam się i co mi z tego przyszło? Wielkie nic. A nie, przepraszam. Złamane serce, ból i łzy.
CZYTASZ
"Współlokator mimo woli"
RomanceONA - żyjąca na pełnych obrotach, impulsywna, rodowita Tarnowianka, która nigdy nie wyjechała dalej niż 50 km, choć pracuje w biurze podróży. ON - cichy i gburowaty trzydziestoparolatek. Czy zyskuje przy bliższym poznaniu? Przyjechał właśnie do ob...