1. Nagła zmiana planów.

1.6K 69 10
                                    

Stoi parę metrów ode mnie. Stoi i wygląda na zagubionego.

Ma kilkutygodniowy zarost, który dodaje mu męskości, a wcale nie musi. Wystarczy, że jego sylwetka taka jest. Wysoka, smukła, zaokrąglona tam, gdzie trzeba, ale nie od tłuszczyku, tylko do mięśni. Jest co najmniej dyszkę starszy ode mnie. Chyba nie powinnam tak się na niego gapić. Nie jest w moim przedziale wiekowym i nie jest w moim guście. A przynajmniej tak sądziłam jeszcze parę minut temu. Teraz zmieniłam zdanie.

Ściąga z nosa okulary i przeciera oczy wierzchem dłoni. Nawet ten gest jest idealny. Wszystko w nim jest idealne. To jak stoi w lekkim rozkroku, przeciążając ciało na prawą nogę. Twarz z tym siwiejącym zarostem. Bardzo krótka fryzura i krzaczaste brwi. Mimo wysokiego czoła podoba mi się. Od pierwszego spojrzenia przykuł moją uwagę, ale on skupia się całkowicie na czymś innym. Wygląda, jakby badał układ kostki brukowej. Nie widzi mnie. Nie widzi, jak siedzę na przystanku i bezczelnie się na niego gapię. Jeszcze chwila, a z otwartej buzi pocieknie mi ślina.

Coś go trapi i to też w jakiś sposób jest seksowne. Czy ja jestem chora? Powinnam mu współczuć. Powinnam do niego podejść i zapytać, czy w czymś mu nie pomóc. Zamiast tego obmyślam plan, jak zaciągnąć go w odosobnione miejsce i sprowokować do wyskoczenia z gatek. Chora! Tak zdecydowanie jestem chora. Tak się rozmarzyć w biały dzień! W samo południe. W centrum miasta. Ale co nie wolno mi? Ktoś mi zabroni?

Wolno mi, oczywiście, że mi wolno. Zwłaszcza po tym, co mnie spotkało.

Właśnie napisała do mnie Nina. Nie przyjedzie. Nie wsiadła nawet do autobusu. A ja głupia tłukłam się moim złomem przez pół miasta, żeby ją odebrać. Miała ponad godzinę czasu, żeby mi napisać, że nie wsiadła do tego cholernego autobus, że nie przyjedzie i nie zamieszka ze mną podczas wakacji, że postanowiła zostać w Krakowie, bo trafił jej się staż życia.

Nina, dlaczego?! Dlaczego mi to zrobiłaś?

Przecież nie pogniewałabym się o zmianę planów. Ale teraz byłam wściekła. A ja rzadko bywam wściekła. Nie dość, że kosztem awantury z koleżanką z pracy, musiałam zwolnić się godzinę, to gnałam przez pół miasta na łeb na szyję, żeby zdążyć na czas. Musiałam jeszcze przecież kupić wino, którego szyjka wystawała mi teraz z plecaka. I nie wspomnę o tym, że wczoraj pół dnia spędziłam na sprzątaniu mieszkania, zwłaszcza drugiej sypialni, która po wyprowadzce Bartka była w opłakanym stanie. Mój chłopak, teraz już były, urządził sobie tam schowek. Był malarzem, ale nie takim, który maluje obrazy, tylko ściany. Nie był jednak takim zwykłym wykończeniowcem wnętrz. Miał talent. Potrafił za pomocą kilku farb i przyrządów stworzyć coś fantastycznego, co odmieniało wygląd całego pomieszczenia. Tworzył esy floresy, wzorki, paski, malowidła i tym podobne. Oprócz tego, że w sypialni trzymał swój sprzęt, w tym kilkadziesiąt różnych farb, to ściany służyły mu do testowania swoich pomysłów. Dlatego teraz każda ze ścian wyglądała inaczej i kompletnie do siebie nie pasowała. Sprzątanie tego pokoju przyniosło mi sporo satysfakcji. Zwłaszcza wyrzucenie na śmietnik całego dorobku Bartka. A muszę zaznaczyć, że było tego całkiem sporo. Zasłużył sobie na to. Bydlak!

Razem z Niną miałyśmy przejrzeć resztę jego rzeczy i również się ich pozbyć. Teraz będę musiała zrobić to sama. Tak się koleżanko nie robi!

Nieznajomy wyciąga z kieszeni spodni telefon i coś na nim szybko pisze. Nagle natarczywie zaczyna wciskać przycisk z boku urządzenia. Domyślam się, że właśnie padła mu bateria. Wrzuca telefon do przewieszonej przez ramię niewielkiej torby i przejeżdża dłońmi przez twarz. Zatrzymuje je na głowie i nagle nie mogę już dłużej znieść tego widoku. Wstaję i podchodzę do niego.

- Przepraszam, czy wszystko w porządku? Mogę jakoś pomóc?

Najpierw zerka na mnie. Trwa to może ułamek sekundy, a potem wyrzuca z siebie słowa ociekające desperacją, zdenerwowaniem i opryskliwością.

"Współlokator mimo woli"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz