Nina mruga kilkakrotnie, a następnie pyta z wyraźnym oszołomieniem.
- Jak do licha zdobyłaś adres tej laski?
- Tata mi go dał. Esteban zostawił go u nich w domu. Wiesz wtedy, gdy pomagał przewieźć rzeczy.
- No to już. Musisz się z nią spotkać - nalega.
- Wykluczone! - protestuję. Ani przez chwilę przez myśl nie przeszło mi, że mogłabym się z nią spotkać. - Niby po co?
- Jak to po co? Wszystkiego się w końcu dowiesz! Sama mówiłaś, że Cyprian coś przed tobą ukrywał.
- To już nie ma znaczenia.
Bo nie ma. Nie chciał się dzielić ze mną swoją przeszłością, choć bardzo jestem ciekawa, co go spotkało, to nie będę się tego dowiadywać na własną rękę. Nie od obcej osoby. Nie wpada. Nie będę z siebie robić idiotki. Ani narażać się Cyprianowi. Gdyby się dowiedział... Oj biada mi! Już ja go znam.
- A jeżeli ma?
Nie mówię tego przyjaciółce, ale od samego początku podejrzewałam, że coś z przeszłości Estebana naznaczyło go i teraz jest, jaki jest. Nie chce się wiązać, zaufać. Nie chce otworzyć serca. Muszę się z tym po prostu pogodzić.
- Nie i koniec kropka. Nie ma tematu.
Przyjaciółka nie naciska. Kończymy temat na moją prośbę. Trochę jestem zdziwiona, gdyż zbyt łatwo odpuściła. To do niej niepodobne. Ale to, że się zakochała, też nie jest do niej podobne, więc najwidoczniej albo dojrzewa, albo coś sprawia, że nie jest sobą. Albo ktoś. Pewnie wróci do tematu za jakiś czas. Na sto procent. A ja wtedy po raz kolejny będę musiała go uciąć. Nawet jeżeli coś z przeszłości Estebana wpływa na jego obecne zachowanie, to już nie ma znaczenia. Tak wybrał.
A raczej nie wybrał. Nie wybrał mnie.
***
Kolejny dzień szkolenia mija błyskawicznie. Zajęcia prowadzone są w ciekawy sposób przez bardzo energiczną babeczkę. Jej charakter odzwierciedlają krótkie rude włosy oraz okulary w czerwonych oprawkach. Wczorajszy dzień szkolenia to były same wykłady, dzisiaj dzielimy się na grupki i odgrywamy sytuacje awaryjne, które mogą spotkać pilota wycieczki. Zajęcia są tak fajne, że nawet nie wiem, kiedy mija ich czas.
Wychodzę przed budynek, gdzie ma na mnie czekać Nina. Nigdzie jej jednak nie widzę, więc natychmiast wybieram do niej numer. Milczy. Po parunastu minutach zaczynam się martwić. Jej telefon w dalszym ciągu nie odpowiada. Tłumaczę to sobie tym, że pewnie prowadzi skuter i nie może odebrać. Kiedy mija kolejnych kilkanaście minut, piszę do niej smsa, że będę czekać na nią w hotelu i żeby jak najszybciej się odezwała.
Teraz martwię się już nie na żarty.
Wchodzę do swojego pokoju hotelowego, w którym wczoraj z Niną nieźle popiłyśmy i rozglądam się dookoła. Powinnam tu nieco ogarnąć, ale ze stresu nie jestem w stanie się ruszyć. Wczoraj skończyło się na dwóch butelkach wina i masie przekąsek. Na szczęście nie mam dzisiaj kaca, bo nie wiem, jak przeżyłabym kurs. Dzisiaj chyba daruję sobie picie. O ile Nina da znak życia.
Gdy siadam na łóżku z rozmemłaną pościelą, dostaję w końcu zwrotnego smsa.
Ninek: Jestem już w drodze. Spotkajmy się w knajpie Zaćmienie.
Zrywam się z miejsca, jakby polali mnie lodowatą wodą. Pędząc hotelowym korytarzem, wbijam nazwę knajpy w wyszukiwarce. Po parunastu minutach jestem na miejscu, dostrzegam przyjaciółkę siedzącą w rogu, za ścianką zielonych roślin. Chętnie rozejrzałabym się po wnętrzu, krakowskie lokale mają całkiem inny klimat, niż te tarnowskie, ale widok zdenerwowanej Niny sprawia, że od razu do niej podchodzę. Kiedy jestem kilka kroków od niej, ta gwałtownie wstaje, łapie mnie za przedramię i ciągnie na tył lokalu.
CZYTASZ
"Współlokator mimo woli"
RomanceONA - żyjąca na pełnych obrotach, impulsywna, rodowita Tarnowianka, która nigdy nie wyjechała dalej niż 50 km, choć pracuje w biurze podróży. ON - cichy i gburowaty trzydziestoparolatek. Czy zyskuje przy bliższym poznaniu? Przyjechał właśnie do ob...