Will klęczał na podłodze łazienki prefektów. Był bliski płaczu. Może powinien bardziej postawić się Nicowi? Może teraz nie znaleźliby się w tej okropnej sytuacji.
Po raz pierwszy przyszli tu nie po to, żeby się obściskiwać.
Nico leżał na ziemi na wznak. Pod głową miał małą poduszkę transmutowaną na szybko przez Willa z jakiegoś kawałka pergaminu. Ślizgon dłonie miał złożone na piersi, trzymał w nich różdżkę. Wyglądał, jakby umarł i Will ostatkiem sił powstrzymywał się przed przerwaniem tego, co się z nim działo.
Piętnaście minut. Na tyle się umawiali. Will spojrzał na zegarek od Nica, który miał na ręce. Minęło dopiero pięć. Czas wlókł się niemiłosiernie.
Według książki tak właśnie miało to wyglądać. Sen otwierał portal między światami. Świadomość Nica miała przeniknąć do miejsca przejścia, a jego ciało spowolnić funkcje życiowe. Will bardzo już chciał dotknąć chłopaka. Pierś Nica unosiła się coraz wolniej, jakby zaraz miał przestać oddychać, a skóra zrobiła się bardziej przezroczysta.
Nico przedzierał się przez mgłę. Wszędzie pełno mgły zasłaniającej widok. Szedł przed siebie, rozglądając się za czymkolwiek innym niż mlecznobiały opar. W końcu zatrzymał się i wziął głęboki wdech.
– Mario di Angelo, przyzywam cię! – zawołał.
Przez sekundę nic się nie działo, a potem mgła zaczęła się poruszać i formować. Nico czekał w napięciu. Matka wyłoniła się znikąd. Wyglądała, jak na starych zdjęciach. Piękna twarz o regularnych rysach, długie czarne włosy upięte w elegancki kok i drobna, szczupła figura. Przypominała mu Biankę. Teraz patrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Agesandros? – spytała, a Nicowi wydało się, że słyszy w tym słowie tęsknotę i nadzieję.
Pokręcił głową.
– To ja, Nico, twój syn. To ja cię wezwałem.
– Nico – jęknęła. – Jesteś taki do niego podobny. Ile masz lat?
Nico nie przewidział, że będzie musiał odpowiadać na takie pytania. W myślach, gdy układał sobie scenariusz tej rozmowy, zawsze od razu przechodził do poważnych zagadnień.
– Za kilka dni kończę szesnaście.
Podeszła bliżej. Wyglądała na wzruszoną. Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po policzku. Jej skóra była zaskakująco ciepła, jakby wcale nie należała do zmarłej.
– Taki już duży – szepnęła. – Taki przystojny. Opowiadaj mi wszystko, o swoich przyjaciołach, o dziewczynie, o szkole. W jakim domu jesteś?
– Eee... W Slytherinie. Ale nie mamy czasu na...
– Pamiętam, jak się urodziłeś – przerwała mu. – Ja i twój ojciec robiliśmy zakłady, do których domów traficie ty i Bianca. Ja chciałam, żeby to był Ravenclaw.
– Tak, mamo, ale nie przyszedłem to rozmawiać o Hogwarcie. Nie mamy wiele czasu. Ja nie mam za wiele czasu. Musisz mi odpowiedzieć na kilka ważnych pytań.
– Pytaj, Nico, choć musisz wiedzieć, że nie na wszystkie pytania mogę ci udzielić odpowiedzi.
– Jak ojciec został nerkomantą? Ty mu pomogłaś?
Zawahała się. Nico przez chwilę pomyślał, że to jest ta rzecz, o której nie mogą rozmawiać.
– To nie ja mu pomogłam. To on pomógł mnie – odrzekła w końcu. – Skoro tu jesteś, to znaczy, że znalazłeś moją książkę?
– Twoją książkę?
– Podręcznik do nekromancji. Znalazłam go ukryty w innej książce z biblioteki. Wtedy wydawało mi się to żartem. Tak bardzo tęskniłam za swoją matką, która zmarła rok wcześniej. Byłam młoda i naiwna. Uważałam, że to i tak się nie uda, więc dlaczego by nie spróbować. Chciałam ją przeprosić, powiedzieć, że ją kocham... Twój ojciec... Nie sądzę, by zgodził się brać w tym udział, gdyby zdawał sobie sprawę, w jakie niebezpieczeństwo się oboje pakujemy.
– Więc ojciec... On nie jest nerkomantą? – dopytywał Nico, z trudem trawiąc informacje.
– Oczywiście, że nie. Twój ojciec jest aurorem. Nie złamałby prawa, ale ja... Ja byłam głupia, a on chciał mnie tylko ratować... – urwała, na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
– Mów dalej – naciskał Nico.
– Wchodziłam tu coraz częściej, by wzywać kolejnych umarłych, by z nimi rozmawiać. Potrafiłam spędzać tu całe godziny. Czasem nawet pomagałam twojemu ojcu w śledztwach. Wzywałam ofiary i wypytywałam, kto je skrzywdził. Agesandrosowi to się nie podobało, ale ja go nie słuchałam. Czułam się taka ważna i potrzebna... A potem zaszłam w ciążę, ale nie chciałam rezygnować z wycieczek tutaj. Informacje, które zdobywałam były zbyt cenne. Sprzeczaliśmy się o to. Aż w końcu pewnego dnia, gdy nie było go w domu, przyszłam tu sama, razem z Biancą w łonie. Nie wiedziałam, co się stanie. Nie wiedziałam, że nie będę mogła wrócić, nie dokonując rozszczepienia na nią i na mnie, ale nie mogłam jej tu zostawić samej. Twój ojciec sprowadził pomoc i zabrał mnie z powrotem do świata żywych.
– Pomoc? To znaczy kogo?
– Miał kogoś, kto znał się na czarnej magii – powiedziała jego matka.
– Kogo?
– Nie domyślasz się?
– Nico! – Ślizgon usłyszał nad sobą głos, który nie należał do jego matki.
– Twój łącznik próbuje cię obudzić – powiedziała, uśmiechając się smutno. – Nie myśl o mnie źle.
– Mamo, kto to był?!
– Alecto.
– Alecto?! Ale przecież ona też jest aurorem...
– Nico! Nico! Nico! Obudź się, błagam!
Twarz matki się rozpłynęła we mgle. Nico chciał krzyknąć z wściekłością. Zobaczył niebieskie tęczówki.
– Przecież ona mogła was wydać! – warknął. – I pewnie to zrobiła... – urwał, widząc przerażenie na twarzy Willa.
Zrozumiał, że nie leży już głową na poduszce, a na udach Puchona, który trzymał dłonie na jego policzkach. Z zaszklonych oczu Willa popłynęła łza, którą pospiesznie przetarł rękawem i pociągnął nosem.
– Już wszystko dobrze, nic mi nie jest – powiedział łagodnie Nico i wyciągnął zgrabiałą rękę, by wykonać jakiś pieszczotliwy gest, który by uspokoił Willa, ale Will odtrącił jego dłoń i podniósł się z ziemi. Głowa Nica mało subtelnie wylądowała na podłodze. Syknął z bólu.
– Dobrze ci tak! – warknął Will, wskazując na niego oskarżycielsko palcem. – Co ty sobie wyobrażasz?! Myślałem, że już po tobie. Byłeś zimny jak trup! Byłeś trupem! Nie mogłem znaleźć twojego pulsu! Nie oddychałeś! Byłeś pierdolonym trupem! – darł się Will.
Nico ostrożnie zaczął rozciągać kończyny zesztywniałe od długiego przebywania w jednej pozycji i podparł się na łokciu.
– Will...
– Wiem, co chcesz powiedzieć. Że nic się nie stało. Otóż, kurwa, stało się! Już miałem cię ciągnąć do skrzydła szpitalnego. Przysięgam, że układałem, co powiem Aloe Verze, gdy przyniosę jej trupa.
Nico czekał, aż Will zakończy swój wybuch złości, który zaczynał go niecierpliwić. Chciał już powiedzieć mu, czego się dowiedział i podzielić się swoimi teoriami.
– Przepraszam.
– Nigdy więcej! Nigdy, kurwa, więcej! – denerwował się Will, a potem przycisnął Nica mocno do siebie, prawie łamiąc mu żebra. – Nigdy więcej mi tego nie rób – jęknął rozpaczliwie Puchon.
CZYTASZ
Jak nie zostać nekromantą | Solangelo crossover
FanfictionNico jest synem zbiega i mordercy. Zazdrości wszystkim ludziom, którzy nie muszą nieść tego ciężaru, takim jak na przykład Will Solace. Will jest człowiekiem, który nie ma prawa istnieć. Szkolny prymus, prefekt i kapitan szkolnej drużyny quidditcha...