Nico radził sobie świetnie. Na każdym treningu Clarisse burczała, że to skandal i że powinien już dawno być w drużynie. Nico wzruszał na to ramionami. Dostosowywanie się do zespołu i do strategii innych nie było w jego stylu, ale jakoś się wpasowywał dzięki temu, że jako szukający nadal pozostawał w jakimś stopniu indywidualistą.
Pierwszy mecz zbliżał się wielkimi krokami i Nico czuł napięcie w żołądku, gdy o tym myślał. Clarisse powtarzała mu, że ma złapać znicza jak najszybciej i nieważne, w jakim stylu.
– Jeśli będziesz musiał zrzucić Solace'a z miotły, to zrób to! – mówiła mu.
– Spoko, wtedy zawieszą mnie i już nigdy nie wystąpię – odpowiedział.
Puszczał mimo uszu jej rozgniewaną wiązankę na temat poparcia dla przemocy na boisku. Nie zamierzał nikogo dotykać z własnej woli, choćby od tego zależał wynik.
W dzień meczu obudził się o wiele za wcześnie. Leżąc w łóżku, zastanawiał się, po co mu to było. Mógł olać prośby Clarisse i na przykład zamiast iść na mecz, to zaszyć się w dormitorium i czytać książki. Ale nie, zachciało mu się być bohaterem.
Potem było tylko gorzej. Clarisse darła się, by zjadł porządne śniadanie, choć nie miał na to ochoty.
Śniadanie w ogóle było problematyczne. Za każdym razem, gdy ktoś z drużyny Hufflepuffu wchodził do sali, Ślizgoni wyli i rzucali wyzwiskami. Było to cokolwiek żenujące.
– Ej, skrzacie domowy... to znaczy Billie, masz do posprzątania całą norę Hufflepuffu... Hehe!
– Dakota cuchnie!
– Twoja matka bardzo będzie płakać, gdy odeślemy cię w pudełku od zapałek, Solace?
Will uniósł głowę i nawet nie spojrzał w kierunku osoby, która próbowała go sprowokować. Poszedł prosto do stołu Hufflepuffu. Nico w duchu podziwiał jego opanowanie, sam był na skraju.
Czuł się, jak we śnie, kiedy wychodził z zamku na samym końcu za pozostałymi członkami drużyny, kiedy przebierał się w szatę do quidditcha i kiedy Clarisse przypominała strategię. Przerwała, gdy z zewnątrz dobiegł donośny głos.
– Heja, panie i panowie! Wiem, że tęskniliście. Witam was na pierwszym w sezonie meczu quidditcha. Pozdrawiam – Leo Valdez!
– Znowu on – burknęła Julia Feingold. – Co roku mam nadzieję, że nie będzie komentował i co roku ten sam zawód.
– Skup się! – ryknęła Clarisse. – To niedopuszczalne, żeby jakiś knypek z Gryffindoru rozpraszał cię podczas gry.
Julia wymamrotała coś pod nosem, ale trudno było zrozumieć, czy nadal złorzeczy Leonowi, czy obiecuje poprawę.
– Wychodzimy – zarządziła Clarisse.
– Och, Slytherin wypełzł z szatni – skomentował to od razu Leo. – Kapitanem oślizgłych jest Clarisse La Rue, obrończyni, za nią idą Ellis Wakefield i Sherman Yang, najgroźniejsi pałkarze wśród węży, dalej Travis Hood, Connor Hood... A może odwrotnie? Connor Hood i Travis Hood? Nieważne. Hood jest jeden, ale w dwóch osobach. To ścigający. Julia Feingold, również ścigająca. I... Tego nikt się nie spodziewał. Nico di Angelo. Oby nie podzielił losu ostatniego szukającego Slytherinu.
– Merlinie, jak ten dupek działa mi na nerwy – sarknęła Julia.
– Jest dziś całkiem miły – odpowiedział Travis, wzruszając ramionami.
– A po drugiej stronie Puchoni! Ich kapitanem jest oczywiście Will Solace, szukający. Za nim Paolo Montes, obrońca. Dalej Kayla Knowles, Austin Lake i Billie Ng – trójka ścigających. Na końcu pałkarze – Meg McCaffrey i Dakota. To mamy komplet. Trener Hedge też zdaje się być gotowy na pierwszy gwizdek, jakby właśnie po to się urodził.
CZYTASZ
Jak nie zostać nekromantą | Solangelo crossover
FanfictionNico jest synem zbiega i mordercy. Zazdrości wszystkim ludziom, którzy nie muszą nieść tego ciężaru, takim jak na przykład Will Solace. Will jest człowiekiem, który nie ma prawa istnieć. Szkolny prymus, prefekt i kapitan szkolnej drużyny quidditcha...