19. Jestem prawowitym spadkobiercą tego domu

563 41 12
                                    

Alecto była dziwną niańką. Opiekowała się Nikiem i jego siostrą, gdy ich rodzina się rozpadła. Dla niego i Bianki była raczej kimś zaspokającym ich podstawowe potrzeby, a nie ciepłą opiekunką, która wzięłaby na kolana i pogłaskała po główce. Śmierć matki oznaczała dla rodzeństwa di Angelo erę zimnego chowu. Ale przynajmniej mieli siebie. Mały Nico mógł przynajmniej wtulić się w siostrę.

Kiedyś Nica nie interesowało, jak to się stało, że osoba kompletnie z nimi niespokrewniona dostała opiekę nad dwójką małoletnich. Teraz był starszy i próbował ogarnąć tę sytuację.

Alecto pracowała kiedyś z jego ojcem. Była... nadal jest aurorem. Twierdziła też, że jest ich matką chrzestną. Nie mieli żadnych innych krewnych, więc czuła się w obowiązku ich przygarnąć. Może wabikiem była spora rezydencja, w której mogła zamieszkać? Nico tego nie wiedział.

Dom rodzinny chłopaka bardziej był jak mały pałac niż zwykły dom. Ściany z szarego kamienia przypominały nieco Hogwart, ale dach budowli był bardziej spiczasty niż ten szkolny.

I było w nim zimno.

Alecto przywitała się z Nikiem, zachowując dystans. Nigdy go nie uścisnęła, więc dlaczego miałaby to zrobić teraz?

– Chciało ci się tyle jechać, żeby tu spędzać święta? – spytała tylko.

Nico wzruszył ramionami.

– Chcę tylko trochę spokoju.

Nie drążyła. Chłopakowi to pasowało, choć kiedyś doskwierało mu, że lekceważyła jego dziecięce problemy.

Wyszedł z domu do nieco zarośniętego ogrodu. Wiedział, że jego matka kochała kwiaty, szczególnie róże, i miała do nich rękę. Teraz nie miał kto się tym miejscem opiekować, więc powoli dziczało. Nico parę razy z nudów w wakacje próbował przycinać rozrastające się krzewy, ale jako że nie mógł używać magii, szybko się poddawał.

Na tyłach ogrodu był mały cmentarz. Prawie cała rodzina di Angelo była tu pochowana. Nico stanął przed najświeższym nagrobkiem pokrytym śniegiem. W milczeniu przeczytał nazwisko swojej matki. W myślach zmówił coś na kształt krótkiej modlitwy i po raz kolejny się zastanowił, czy nie powinien wymusić na Alecto postawienia chociaż symbolicznego nagrobka dla Bianki. To, że nie odnaleziono ciała, dawało z jednej strony nadzieję, a z drugiej pozostawiało z uczuciem zawieszenia. Nico czasami się zastanawiał, czy nie lepiej byłoby, gdyby po prostu miał pewność, że ona już nie żyje. Przestał wierzyć w fantastyczne teorie, które kiedyś wymyślał, mające usprawiedliwić jej nieobecność. Przecież gdyby żyła, przez tyle lat dałaby jakiś znak. A jednak nikt nic nie wiedział, nikt nic nie widział.

Wrócił do środka i zaszył się w swoim pokoju. Alecto poinformowała, że ma nocną zmianę i żeby sobie nie wyobrażał, że będzie go niańczyć. Nico odburknął, że jasne, ale cieszył się z takiego obrotu sprawy. Błędem Alecto było to, że zawsze go lekceważyła, ale on nie miał już pięciu lat.

Po jej wyjściu odczekał trochę i udał się do gabinetu ojca. To było kiedyś piękne pomieszczenie, pełne książek i bibelotów. Na ścianie wisiały portrety przodków. Teraz większość rzeczy była usunięta. Nico zastanawiał się, kto to zrobił, komu to wadziło. Przecież rzeczy należały do tego miejsca. Czy stały się jakimiś zakładnikami w biurze aurorów, które gromadziło dowody przeciwko jego ojcu? Nie był pewien. Jak przez mgłę pamiętał ludzi plądrujących dom, ale jego umysł raczej wypierał to przykre wspomnienie.

Zaczął poszukiwania, choć wątpił, czy znajdzie coś, co mogło umknąć aurorom. Przekartkował pojedyncze książki, które stały jeszcze na półkach. Była wśród nich Historia Hogwartu, Zielnik początkującego i Magiczna encyklopedia, tom V. Zajrzał pod portrety, pod zakopcone świeczniki stojące na kominku i pod miseczkę z resztką proszku fiuu. Otworzył szuflady biurka. W jednej leżało mocno zużyte pióro i coś, co wyglądało jak uchwyt, który odpadł od jakiegoś mebla. Zero sensownych tropów.

Usiadł na krześle i oparł kostkę o kolano. Złączył palce i zaczął się zastanawiać, gdzie by ukrył coś, co chciałby schować, coś niebezpiecznego, coś obciążającego, coś wyjawiającego prawdę. Spojrzał jeszcze raz na szuflady biurka. Czyżby to było tak proste? Czyżby aurorzy to przegapili? Wyjął ostatnią z nich i zmierzył dłońmi grubość dna. Próbował palcami je podważyć. Nic z tego. Jeśli szuflada miała podwójne dno, to doskonale udawała, że tak nie jest. Nico wyciągnął różdżkę. Był gotowy rozwalić mebel, jeśli byłoby to konieczne. Problemem było to, że nadal był niepełnoletni, więc jeśli użyłby zaklęcia, zostałoby to odnotowane w ministerstwie. Alecto jednak używała przy nim magii, więc może nic by się nie stało, nie zauważono by, że nie mogła być w rezydencji w tym czasie, że to nie ona użyła czaru.

Wahał się jeszcze chwilę, a potem stuknął w szufladę:

Hedżi!

Mebel zadygotał, ale zaklęcie nie podziałało. Nico przełknął ślinę. Teraz miał pewność, że coś było w środku.

Alohomora – spróbował znowu. Nic się nie stało.

Wziął głęboki wdech. Wypróbował jeszcze kilku zaklęć, które przychodziły mu do głowy. Wszystkie bez rezultatu.

– Jestem prawowitym spadkobiercą tego domu i wszystkiego, co się w nim znajduje. Otwórz się przede mną – zażądał. Chciał powiedzieć, że jest jedynym spadkobiercą, ale przypomniał sobie, że jego ojciec nadal żyje.

Wreszcie coś kliknęło. Deska z góry, jakby się obluzowała. Nico pospiesznie ją podważył. Pod spodem znajdowała się cienka książka oprawiona w czarną skórę. Nie miała żadnego tytułu na wierzchu. Otworzył ją z bijącym sercem i wstrzymał oddech. Na pożółkłym papierze widniało tylko jedno słowo. Nekromancja. Bez autora czy roku wydania.

Nico wcisnął szufladę z powrotem do biurka, a książeczkę położył sobie na kolanach. Zakrył twarz dłońmi i westchnął. Jego ojciec naprawdę zgłębiał zakazaną magię. Palce mu drżały, gdy zaczął kartkować książkę. Wiedział, że prawdopodobnie samo to mogłoby być podstawą do wydalenia go ze szkoły, a gdyby był pełnoletni, to i może grzywny lub osadzenia w Azkabanie.

Przepisy ministerstwa były jasne. Magia związana ze zmarłymi jest zakazana.

Czytał pojedyncze słowa i nagłówki, jakby miały mu wypalić oczy. Otwieranie portali. Przyzywanie zmarłych. Przyzywanie duchów. Ożywianie ciał. Były rysunki obrazujące, jaki ruch ręką należałoby wykonać przy zaklęciu. Nico był raczej przestraszony niż obrzydzony.

Nagle usłyszał jakiś szelest, jakby ktoś był w domu. Nico podskoczył na krześle, na którym siedział. Było już za późno, żeby schować książeczkę z powrotem do szuflady, zresztą wiedział już wcześniej, że nie odłoży jej na miejsce. Wcisnął ją pod szatę na piersi i uniósł różdżkę gotów zaatakować włamywacza.

W drzwiach stanęła Alecto. Nico od razu rozpoznał, że jest wściekła.

– Co ty tu robisz? – warknęła.

– Szukam pamiątek po rodzicach – odpowiedział buntowniczo Nico.

– I dlatego używasz zaklęć, mimo że ci nie wolno? Myślałeś, że się o tym nie dowiem? Co tam ukrywasz? – Ruszyła w jego kierunku.

Nico zamarł. Wybrzuszenie z przodu jego szaty na piersi musiało być widoczne, a Alecto wcale nie była głupia. Nie chciał zostać przyłapany z zakazaną książką.

Po lewej miał kominek. Wiedział, co musi zrobić. Doskoczył i chwycił z gzymsu naczynie z proszkiem fiuu, jednocześnie krzycząc:

Incendio!

Rzucił proszek i wskoczył w ogień, wymawiając adres, który podał mu Will.

Jak nie zostać nekromantą | Solangelo crossoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz