Przez kolejny tydzień Will nie miał czasu, żeby pomagać Nicowi w jego małym śledztwie. Ślizgon to rozumiał i nie miał pretensji, bo zdawał sobie sprawę z nawału obowiązków Puchona. Zbliżał się mecz Hufflepuffu z Gryffindorem, dodatkowo Willowi wpadł kolejny dyżur prefekta, a prace domowe same się nie odrabiały.
Nico dostał godzinę spaceru po błoniach i nie śmiał prosić o więcej. Pocieszał się, że w przyszłym tygodniu powinno być lepiej i Will na pewno znajdzie czas na całowanie. Zdecydował się nawet na całkiem romantyczny gest, jakim było napisanie na kartce: „Powodzenia. N." i podesłanie jej poranną pocztą Willowi przed samym meczem. Puchon uśmiechnął się i pomachał do Nica, gdy to przeczytał, a Ślizgon zdecydował się na uprzejme skinienie głową.
Z matematycznego punktu widzenia Nico powinien kibicować Gryffidorowi, jeśli chciał myśleć o wygraniu pucharu, ale jako Nico bardzo chciał zobaczyć, jak Will po raz kolejny cieszy się ze złapanego znicza.
– Dzień dobry, bardzo mi miło, że mogę dziś do was przemówić – odezwała się Rachel Elizabeth Dare, która zastępowała Leona grającego w drużynie Gryffindoru. – Cieszcie się resztkami dobrej pogody, bo za jakieś piętnaście minut lunie deszcz.
Nico westchnął. Nic nie miał do tej Dare, ale jej problem polegał na tym, że zwykle nie myliła się w swoich osądach, a on nie miał ochoty na moknięcie.
Obydwie drużyny wyszły na boisko. Will przeciwko Percy'emu. Oczywiście obaj grali na innych pozycjach, ale Nico znowu miał okazję na szybkie porównanie. Obecnie Will wygrywał we wszystkich osobistych rankingach Nica, zwłaszcza że nikt nie powiedział, że te rankingi mają jakąkolwiek racjonalną podstawę.
Dare miała rację. Krótko po rozpoczęciu meczu zaczęło padać. Na trybunach na szczęście było całkiem sucho, ale widoczność na zawodników stała się mocno ograniczona.
– Uważaj, Solace – mruknął do siebie Nico, gdy Will jakimś cudem uniknął tłuczka posłanego w jego stronę przez Jasona Grace'a.
Drużyna Gryffindoru była silna. Stopniowo zwiększali przewagę dzięki świetnym akcjom ścigających: Piper McLean, Drew Tanaki i Valentiny Diaz. Hufflepuff zostawał w tyle, więc niewątpliwie liczyli na swojego szukającego.
– Pospiesz się – szepnął Nico.
Deszcz robił z włosów Willa fryzurę na mopa. Szata przyklejała się do jego ciała, a ręka, którą złamał podczas poprzedniego meczu, ćmiła bólem. Odgarnął zlepione kosmyki przyklejone do czoła i próbował dojrzeć cokolwiek wśród coraz większych kropel. Jedyne, co zauważył, to tłuczek zmierzający w jego stronę, więc uchylił się i podleciał wyżej.
– Gryffindor prowadzi już sto do trzydziestu – oznajmiła Rachel.
Will nie zaklął tylko dlatego, że nie chciał, żeby kolejne krople deszczu wpłynęły mu do ust. Picie deszczówki nie uważał za dobry pomysł.
Leo Valdez pomknął w kierunku środka boiska. Will zacisnął dłonie na miotle. Nie chciał dać się nabrać na zmyłki Gryfona, z których był znany. Po chwili spostrzegł, że słusznie zrobił. Znicza tam nie było. A gdyby zagrać w tę grę? Will może nie zamierzał się bawić w zwód Wrońskiego, ale trochę drażniły go sztuczki Leona. Zanurkował dość szybko, trzymając się miotły tylko jedną ręką. Obejrzał się. Valdez złapał haczyk i ruszył za nim. Will przyspieszył w kierunku jednej z trybun, a potem szybko poderwał miotłę. Leo skręcił w ostatniej chwili.
– Niezła sztuczka, Solace – zawołał.
Will nie odpowiedział. To jednak był zwód Wrońskiego.
– Kolejne trafienie Gryffindoru, który prowadzi sto dwadzieścia do pięćdziesięciu – poinformowała Rachel. – A tak w ogóle to dlaczego szukający nie łapią znicza? Jest przy pętli Hufflepuffu. Przepraszam, nie wiem, czy powinnam to mówić.
Will wstrzymał oddech i odwrócił się w kierunku bramek. Trudno było dojrzeć, czy piłka rzeczywiście tam się znajduje. Coś odbłyskiwało na złoto, ale równie dobrze mógł to być metal bramkowych tyczek albo okulary Meg McCaffrey młócącej powietrze pałką do tłuczków.
Leo ruszył, więc Will pognał za nim, próbując nie skupiać się na tępym bólu w prawej ręce.
Rachel miała rację. Will to widział i zamierzał być szybszy. Złota piłeczka była na wyciągnięcie ręki. Will oderwał obydwie dłonie od miotły. Jej trzonek ścisnął udami i wyciągnął się całym tułowiem w kierunku znicza, który próbował się wyrwać, ale Will zdecydowanie zacisnął palce i przycisnął piłkę do piersi. Rozległ się gwizdek.
Zmęczony, ale usatysfakcjonowany wylądował na rozmokniętej ziemi. Jeśli miał nadzieję, że woda nie dotarła do tej pory do jego skarpetek, to właśnie ją stracił.
– Dobra robota. – Kayla poklepała go dokładnie w tym miejscu, które, go bolało, ale Will nawet się nie skrzywił. Uśmiechnął się do swojej drużyny.
– Dziś świętujemy.
– Będzie jedzenie? – spytała Meg.
– Pewnie, załatwimy coś z kuchni.
Gdy zmierzali do szatni, żeby się przebrać, zauważył, że ktoś na niego czeka.
Nico wyczarował sobie bąbel powietrzny, który chronił go przed deszczem. Stał przy ścieżce prowadzącej z boiska do przebieralni. Will chętnie wskoczył pod ten dziwny parasol.
– Uch, co za ulga – stwierdził.
– Ładny chwyt – pochwalił go Nico.
– Czekałeś na mnie?
– Tylko tędy przechodziłem – odpowiedział Ślizgon. – Śmiesznie wyglądasz z tym czymś na głowie.
– Cieszę się, że bawią cię moje włosy. Ja obawiam się, że odchoruję ten mecz.
– Weź gorącą kąpiel – poradził Nico. – Słyszałem coś o łazience prefektów. To chyba jedyna rzecz, której wam zazdroszczę.
– Ładnej łazienki?
– Tak, zaprowadzisz mnie tam?... Kiedyś? – dodał po chwili Ślizgon.
– Chcesz tylko hasło czy chcesz tam pójść na randkę? – spytał Will.
– Chcę jednego i drugiego.
Will zawahał się.
– Jeśli poczekasz na mnie chwilę, to zgarnę swoje rzeczy i możemy iść.
– T-teraz? – wyjąkał Nico.
– Sam mi radziłeś gorącą kąpiel.
– Dobra, tylko pospiesz się, Solace.
CZYTASZ
Jak nie zostać nekromantą | Solangelo crossover
FanfictionNico jest synem zbiega i mordercy. Zazdrości wszystkim ludziom, którzy nie muszą nieść tego ciężaru, takim jak na przykład Will Solace. Will jest człowiekiem, który nie ma prawa istnieć. Szkolny prymus, prefekt i kapitan szkolnej drużyny quidditcha...