8. To tylko mały wypadek

713 57 117
                                    

Nico wyszedł z gabinetu dyrektora, mając poczucie odrealnienia. Dopiero chwilę później spłynęła na niego ulga. Nie został wyrzucony.

Zszedł powoli po schodach, próbując zacząć normalnie oddychać. Pomyślał o Willu. Niepokój ścisnął mu przełyk. Jak zwykle Nico koncertowo spieprzył sprawę. Czy Puchon będzie chciał z nim jeszcze rozmawiać?

Ślizgon skierował swoje kroki w stronę skrzydła szpitalnego, wzywając w myślach Merlina, by nie pozwolił mu tam spotkać Apollina. Życzenie Nica się spełniło. Skrzydło było opustoszałe. Kiedy Nico przekroczył jego próg, natknął się na Aloe Verę, która poprawiała prześcieradło na jednym z łóżek.

– Coś się stało? – spytała, gdy go dostrzegła. Miała łagodny ciepły głos, który przekonywał Nica samym brzmieniem, że jest tu bezpieczny.

– Szukam mojego przyjaciela – odpowiedział. – Trafił tu dzisiaj. Nazywa się Will Solace.

– Ach, Will – skojarzyła od razu uzdrowicielka, jakby Nico mówił o jej dobrym znajomym.

– Nic mu nie jest? – spytał Nico.

– Odpoczywa teraz. – Aloe Vera uśmiechnęła się. – Był trochę poobijany i oszołomiony. Prześpi się ze dwie godziny i go wypuszczę. Nie musisz się o niego martwić. Ale rozumiem, że pewnie chciałbyś go zobaczyć?

– T-tak, pewnie – odpowiedział Nico, który raczej miał zamiar się wycofać po tym, jak usłyszał, że z Willem wszystko jest w porządku.

– Chodź. Jest za tym parawanem. Możesz chwilę przy nim posiedzieć, ale zachowuj się cicho. Trochę regeneracji mu się przyda.

Nico podążył we wskazanym kierunku. Will leżał skulony na pościeli. Rzeczywiście nie wyglądał, jak osoba, która niedawno spadła ze schodów. Nico ostrożnie przysunął sobie niewygodny szpitalny stołek. Ta sytuacja mu pasowała. Nie był pewny, co chciałby powiedzieć Willowi, więc po prostu usiadł i zaczął się przyglądać spokojnej twarzy Puchona. Chętnie by go pogłaskał po dłoni leżącej na poduszce tuż obok głowy albo przeczesał palcami jego blond loki. Ale czy w obecnej sytuacji Will by sobie tego życzył?

Trzasnęły drzwi. Nico był pewien, że do skrzydła szpitalnego wpadło stado wściekłych krów. Usłyszał znajomy głos:

– Pani Vero, pomocy! – zawołał Leo Valdez.

– O Merlinie! – pisnęła uzdrowicielka. – Co mu się stało?

– To tylko mały wypadek – odpowiedział dziewczęcy głos.

Nico ostrożnie wyjrzał zza parawanu. Rozpoznał trójkę Gryfonów. Oprócz Leona, była tam też Piper McLean, a między nimi całkiem zielony na twarzy ledwo stał na nogach Jason Grace.

– Połóżcie go tutaj. – Aloe Vera wskazała najbliższe łóżko, a potem zerknęła w stronę parawanu. Machnęła różdżką i zapadła cisza. Nico widział, że Gryfoni coś mówią, ale w miejscu, w którym był, nic nie słyszał.

Pospiesznie się schował i popatrzył na Willa, a Will popatrzył na niego. Nico po raz kolejny tego dnia wstrzymał oddech.

– J-jak się czujesz? – spytał nieśmiało.

Gdyby Will był Ślizgonem, to by pewnie objechał Nica, że nic mu do tego.

– Wydaje mi się, że w porządku. A ty?

– Po tym, co ci zrobiłem, pytasz, jak ja się czuję? – nie mógł uwierzyć Nico.

– O to spytałem – potwierdził Will.

– Czuję się jak gówno.

– Kontynuuj.

– Serio, Solace? Chcesz teraz wysłuchiwać moich żali?

Jak nie zostać nekromantą | Solangelo crossoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz