Will obawiał się, że okłamuje samego siebie. Brzuch bolał go ze stresu od dwóch dni. Może rzeczywiście w dniu meczu było lepiej, ale co jeśli tym razem wsiądzie na miotłę i nadal będzie sparaliżowany tym okropnym zdenerwowaniem? Jak na razie każdy ruch sprawiał mu ból, a każda rozmowa wymagała od niego nadludzkiego wysiłku. Zdążył już pocieszyć Billie i Austina, którzy narzekali, że sobie nie poradzą.
Na szczęście ludzie z Ravenclawu nie próbowali wyzywać jego drużyny, tak jak to wcześniej praktykowali Ślizgoni czy Gryfoni. Chociaż Willa trochę niepokoiła ta cisza przed burzą.
Przy śniadaniu podszedł do niego Jason Grace. Gryfon miał napuchnięte od zmęczenia oczy i bladą twarz. Will w duchu ucieszył się, że nie jest na jego miejscu.
– Poświęciłem się dla ciebie, Solace, więc nie spierdol tego, bo cię znajdę i zmuszę do odrobienia wszystkich moich dyżurów do końca roku.
Will chyba pierwszy raz tego dnia był szczerze rozbawiony.
– Dzięki, Grace. Masz u mnie kremowe.
– Nie myśl, że się po nie nie zgłoszę. Irytek zrobił mi w nocy piekło – odpowiedział Jason i odszedł w stronę stołu Gryffindoru.
Potem Will zamienił jeszcze parę słów z Nikiem w sali wejściowej i pobiegł czynić honory kapitana, czyli zapewniać wszystkich, że sobie poradzą i podtrzymywać ducha walki. Chociaż właściwie duch walki nie był mocną stroną Puchonów. Przed wyjściem na boisko woleli wymienić uściski niż okrzyki typu „zniszczymy ich!".
Poklepali się po plecach i wyszli z szatni, bo Leo Valdez już od kilku minut raczył wszystkich swoim komentarzem. Mimo słonecznej pogody i oślepiających promieni, nadal było dość chłodno. Will zmarzł już na kilku treningach, a tego dnia nie zapowiadało się, żeby miało być cieplej. Wyciągnął jednak twarz do słońca, by wreszcie trochę podładować baterie po zimie.
Drużyna Annabeth Chase też już była gotowa. Trener Hedge zachęcił, by kapitanowie podali sobie ręce. Will wyciągnął swoją słabszą, czyli prawą, dłoń i spojrzał w chłodne oczy Krukonki.
– Nie wygrasz, Solace – powiedziała.
Will wytrzymał jej spojrzenie. Nawysłuchiwał się już różnych tekstów. Kiedyś Clarisse powiedziała mu po prostu „giń", a Percy Jackson, że ma rozpięty rozporek, więc nie był zaskoczony. Nie odpowiedział. Wyprostował tylko ramiona i uniósł wyżej nos, by pokazać, że się nie boi. Chase wypuściła jego rękę i zrobiła krok do tyłu.
Will przełożył nogę przez miotłę i na sygnał gwizdka wzbił się w powietrze. Odetchnął głęboko. Stres zmalał. Ręce, które zaciskał na trzonku, przestały mu drżeć. Zniknął ból brzucha. Zaczął obserwować. Nie był pewien, co ma myśleć o szukającej Ravenclawu. Była nowa na tej pozycji, więc wcześniej nikt nie widział jej w akcji. Na wszelki wypadek starał się uważać na Leę Dice.
Hufflepuff wyszedł na prowadzenie dzięki wspaniałym akcjom Kayli, która – Will musiał to przyznać – była ich najlepszą ścigającą i zwykle trafiała do bramki bezbłędnie. Nie obyło się bez pomocy Meg, która sprawnie odbiła przeszkadzające tłuczki w kierunku Reyny Ramirez-Arellano. Will poczuł, że ma świetną drużynę, której nie chce zawieść.
Później sprawy przestały iść po jego myśli. Zorientował się w taktyce Annabeth po kilku minutach, kiedy uniknął chyba piątego tłuczka, którego posłała w jego kierunku jedna z bliźniaczek Victor. Najwyraźniej pałkarki Raveclawu miały za zadanie wyłączyć go z gry i jak do tej pory szło im świetnie. Will musiał się gimnastykować, by uciec od wściekłych piłek, które bez ustanku przylatywały w jego stronę. Meg i Dakota robili, co mogli, ale zbytnio absorbowali swoim zachowaniem jego uwagę.
Poczuł ukłucie paniki, kiedy Lea Dice gwałtownie zanurkowała w kierunku murawy. Chwilę później znowu by oberwał tłuczkiem, gdyby nie uchylił się w ostatnim momencie. Zachwiał się lekko na miotle, a potem opadł w dół, by znaleźć się w pobliżu szukającej Ravenclawu.
Zakręciło mu się w głowie. Znicza nie widział. Pamiętał za to ból w ręce, gdy oberwał tłuczkiem, więc z lekką obawą rozejrzał się, gdzie znajdują się dwie złośliwe piłki. Zapewne tego chciała Annabeth Chase: by był rozproszony, by się bał.
– Will Solace chyba nie ma dziś dobrego dnia – skomentował go Leo. – Na razie prezentuje nam taniec z tłuczkami. Ale za to Kayla Knowles, cóż za fenomenalna dziewczyna, kolejny celny strzał dla Puchonów!
Will poprawił pozycję na miotle. Zobaczył złoty refleks nad sobą, więc wyleciał do góry. Znicz był blisko. Nie chciał go stracić z oczu, ale słyszał za sobą furkot tłuczka. Odwrócił się i to był błąd. Zarówno tłuczek, jak i szukająca Ravenclawu pędzili w jego kierunku z dużą prędkością.
Podjął szybką decyzję: złapie znicza i najwyżej oberwie. Zacisnął zęby i ruszył najszybciej, jak mógł, w stronę złotej piłeczki, wychylając się do przodu, by zmniejszyć opór powietrza. W ostatniej chwili wyciągnął obie ręce, by ograniczyć zniczowi możliwość ucieczki. Miotły trzymał się tylko kolanami. Zamknął znicza w uścisku i szybko zmienił kierunek. Tłuczek go ominął.
Stadion eksplodował.
Nico patrzył, jak ludzie rzucają się na Willa, by dać upust swojej radości, by go uściskać, by złożyć gratulacje. Sam był strasznie dumny. Złoty chłopiec Hufflepuffu zasłużył na tę chwilę triumfu.
Podchodzili do niego nie tylko Puchoni. Wśród tłumu, który wtargnął na boisko, Nico zauważył Jasona Grace'a, a nawet Clarisse. Sam się wahał, czy powinien tam teraz iść. Will na pewno nie miałby mu za złe, gdyby Ślizgon pogratulował mu już na spokojnie, bez tłumu rozwrzeszczanych uczniów. Z jednej strony Nico był jego chłopakiem i zdecydowanie miał prawo być obok, ale z drugiej... Czy Will się nie wstydził takiego chłopaka?
Nico próbował się rozluźnić. Zdecydował, że jednak zejdzie z trybun. Powie najwyżej dwa słowa, a porozmawiają później. Przecież miał do czynienia z Willem, najbardziej otwartą i nieoceniającą osobą, jaką Nico miał szczęście spotkać w swoim życiu.
Przedarł się przez tłum. Uznał, że on nie musi czekać w żadnej kolejce. Stanął przed uszczęśliwionym Willem i wykrzesał z siebie nieśmiały uśmiech.
– Brawo – powiedział tylko.
– Nie uściskasz mnie nawet? – spytał Will, wyciągając ramiona.
Nico nie miał zbyt wielkiego wyboru. Pozwolił Puchonowi zamknąć się w uścisku.
– B-byłeś niesamowity – wyjąkał zawstydzony Ślizgon.
Will w odpowiedzi wzmocnił uścisk, aż Nico poczuł, że trzeszczą mu żebra. Ostrożnie odsunął się na odległość ramienia, pozwalając, by Will wciąż trzymał ręce na jego talii.
– Dość tych czułości, Solace. – Nico starał się zachować zrzędliwy ton, gdy to mówił, ale nie był pewien, czy mu wyszło.
– Szkoda. – Will wyszczerzył zęby.
– Porozmawiamy później – dodał Nico znacząco.
– Ehe, porozmawiamy – zgodził się rozbawiony Will, a Ślizgon poczuł, że robi mu się ciepło w podbrzuszu. Pamiętał, co Will powiedział o szatni.
Nico odszedł na bok.
– Ble, już się bałam, że zaczniecie się lizać – powiedziała do niego Clarisse tonem, który sugerował, że raczej miała nadzieję, że tak się stanie.
CZYTASZ
Jak nie zostać nekromantą | Solangelo crossover
FanfictionNico jest synem zbiega i mordercy. Zazdrości wszystkim ludziom, którzy nie muszą nieść tego ciężaru, takim jak na przykład Will Solace. Will jest człowiekiem, który nie ma prawa istnieć. Szkolny prymus, prefekt i kapitan szkolnej drużyny quidditcha...