Neunundzweizig

404 31 2
                                    

Zaraz po wyjściu, że szpitala Naruto zemdlał. Może wcześniej nie czuł, gdy drobne igiełki wbijały się w jego skórę. Myślał, że to drzazgi tym, że spędził jakiś czas na drzewie. Jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast tego zaraz po tym jak padł gdzieś w zakamarkach miasta obudził się. Ale nie na ulicy. Nawet nie na żadnej podłodze za kratami. Obudził się na łóżku. Ale nie byle jakim. Operacyjnym. A obok niego stało dwóch nieznanych mężczyzn. Jeden z nich posiadał maskę chirurgiczną a niebieskie jednorazowe rękawiczki jakby zostały stworzone na długich i smukłych palców które beż najmniejszego drżenia trzymały skalpel. Drugi mężczyzna natomiast trzymał w dłoni marker a na siebie posiadał maskę zakrawająca jego oblicze. Niebieskie oczy spoglądały nie rozumiejąc sytuacji.
- mówiłem byś tego nie używał ty bezmózgi dzbanie - Mamrocze pod nosem mężczyzna, że skalpelem odkładając nożyk na srebra tace - nienawidzę babrać się we krwi
- Danzoo-sama kazał usypać i sprowadzić
- Danzoo kazał, żeby był cały a nie żeby lądował na łóżku operacyjnym, bo nie mógł się obudzić
- Danzoo...
- a niech się pieprzy. Płaci mi marne grosze za siedzenie przy jakimś dzieciaku
Marudzi mężczyzna na Naruto ma ochotę parsknąć śmiechem. Jakiś dzieciak. Na pewno nie był tylko jakimś dzieciakiem. Był kimś. Chciał być. Tylko? Czy jest mu to dane?
- zablokowałem mu czakrę. Nie ucieknie stad. Wybudził się. Podawaj mu ten napój na stole 2 razy dziennie a powinien chodzić. Jesteś fatalny w tej durnej grze
- to kyuubi ciągle go leczy
- a ja jestem yondaime
Mówi na odchodne trzaskając drzwiami lekarz. Oniemiały Naruto nie rozumiał co się dzieje. Spoglądał na pozostałego w pomieszczeniu mężczyznę, który mamrotał coś o Danzoo. Na samą myśl Naruto przechodziły nieprzyjemne ciarki. Próbuje się poruszyć jednak nie może. A gdyby tak ...
 
- Kurama - woła chłopiec do wielkiego lisa jednak odpowiada mu tylko cisza. Naruto spiął się lekko jednak się nie poddawał - Menma- zawołał. Odpowiedziała mu pusta cisza. Zupełnie jakby był sam. Jak palec. Samotny chłopiec, który czeka na wystawienie dłoni. Aż ktoś go przytuli i wskaże odpowiednia drogę. Nienawistnie spojrzał na mężczyznę jaki pozostał w pokoju a jego umysł ogarnęła biel. Przerażająca białą plamą, która tylko się powiększyła czyszcząc jego umysł. Powoli zamykał oczka swe lazurowe i odpływał. W krainę, o której nikt nie śnił marzyć.
 
- Nie no znowu?!
 
***
 
- Hokage-sama! - krzyknęła jedna z pielęgniarek przytrzymując staruszka przy jego łóżku. Starzec leżał tutaj 2 może 3 dni. Bardzo długie dni, w których działo się więcej niż w życiu zwykłego mieszkańca wioski. W końcu... nie wskazując palcem kto przegrał właśnie bitwę o ciało pewnego blondyna. Chłopca, którego będzie czekać masa cierpienia smutku i żali A na końcu wypleni go pustka. I stanie się maszyna jaka każdy pragnie.
- zostaw mnie. Muszę tam iść! - mówił zdenerwowany staruszek wyrywają się spod paznokci młodej kobiety o niesamowitych ciemnych jak noc włosach i oczach świeżych j wiosenna trawa.
 
Ale... chwileczka? Może od samego początku. Co za opowieść bez wyjaśnienia?
 
***
 
Naruto zemdlał w jednej z ciemniejszych ulic, a jego ciało zostało zebrane niespostrzeżenie przez członka Korzenia, którym dyrygował sam Danzoo. Przywódca tejże organizacji nieco się pospieszył, gdyż na ten moment sytuacja jinchuuriki była nieprzesadzona a wszystko zależało od posiedzeń klanów która odbywała się w każdy czwartek bez wyjątków. Spoglądając na kalendarz miało wypadać to jutro, jednak nie kto inny jak sam Danzoo a samym punktem zaczepnym był nie kto inny jak nieobecny na tym spotkaniu przywódca wioski Hiruzen Sarutobi. A dokładniej. Przyczyna jego braku.
 
- CISZAAA! - zawołała jedna z osób na sali. Pod wpływem głosu większość ucichła a Gwar jaki powstał z powodu specjalnego posiedzenia był ogromny. Będą musieli coś poradzić na plotki jakie zapewne się stworzyły. Bo każdemu wiadomym było co się stało. Hokage zemdlał na polu treningowym w obecności geniusza klanu Uchiha i demona, którym niewiadom czemu był z nimi.
- dziękuję - zabrała głos jedna z przedstawicielek rady Konohy, Koharu, to ona wraz ze swoim partnerem Himurą i Danzoo stanowili radę konohy, którzy pomagali Hokage w podjęciu decyzji niezależnych o wioski.
- po co zebraliśmy się tutaj? Wiele osób ma na prawdę wiele spraw niż dziecinne zebrania z powodu tego ze Hokage zemdlał -wypowiedział się jeden z przedstawicieli mniejszych, ale równie szanowanego klanu Inuzuka.
- Inuzuka-san uważa pani, że to, że nasz przywódca zemdlał nie jest ważne - podniósł głos przedstawiciel klanu Hyuuga spoglądając na kobietę.
- Nie, ale trzeba przyznać, że ten pryk ma już swoje lata. I takie rzeczy są czymś codziennym. Czemu nie znajdziemy nowego Hokage który nie mdleje?!
- co zemdlenie ma wspólnego z byciem Hokage! - zawołał kolejny głos. Danzoo niespokojnie uciskał długopis w dłoni aż w końcu wbił go w kamienny okrągły stol spoglądając na zebrane osoby. Każdy zamilkł pod wpływem wzroku pełnego nienawiści.
- korzeń bada tą sprawę, ale mamy podejrzenia i podstawy do tego by sądzić, że lisi demon sprawił ze Hokage wylądował w szpitali i że kontaktuje się z nosicielem.
- co proponujesz zrobić z tym? - zapytała radna, doskonale wiedząc co ma mężczyzna na myśli.
- wnoszę wniosek o przydzielenie demona pod moją opiekę i zwerbowania go do Korzenia by stał się bronią konohy która więcej nie skrzywdzi mieszkańców
 
Domyślić się możecie co było dalej. Wniosek przeszedł bez pieczątki Hokage i bez żadnego głosu przeciw. Każdy w obawie o najmłodszych podpisał się pod drobną petycją decydując o całym życiu Naruto.

~~~
Witaj ludu zgromadzony
Jak tam życie mija cudne?
Może gwiazdkę sobie strzelisz
Czy rozdziały nie są nudne?

Nudzi mi się Okey
Życia nie mam
Do następnego

Nie jestem nikim - ff NarutoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz