~ Rozdział 23 ~

1.1K 114 100
                                    

Tymon

Siedziałem na zimnych, marmurowych schodach, zastanawiając się, co robić dalej. Bezczynność nakłuwała szpilkami moją nadwrażliwą z emocji skórę. Podniosłem się, wkładając ręce do kieszeni i rozglądając wokół. Wziąłem głęboki niemal bolesny wdech i postanowiłem przejść się po kilku starych miejscówkach, żeby znaleźć Agnieszkę albo kogokolwiek ze starych czasów.

Zdążyłem zejść z pierwszego schodka, gdy usłyszałem pikanie windy, a po chwili odgłos szpilek. Wróciłem więc i stanąłem na środku holu, nadal trzymając ręce w kieszeniach. Uśmiechnęła się do mnie szeroko już z daleka. Podeszła zdecydowanie zbyt blisko, lustrując mnie z góry na dół.

– Wiedziałam, że wrócisz prędzej czy później. – Spojrzała mi prosto w oczy. – Zawsze wracałeś.

– Nie po to tutaj przyszedłem. Mam...

Przerwał mi jej śmiech, więc nerwowo przewróciłem oczami. Poprawiła włosy zmysłowym gestem.
– Tymon, kochanie, skończ z tą kokieterią. Żona jednak nie daje ci tego, co dawałam ja?

– Możemy już wejść? – zirytowałem się. – Nie chcę rozmawiać na klatce. Nikt nie powinien słyszeć tego, co mam ci do powiedzenia.

Odwróciła się ode mnie i przeszła kilka kroków, przystając przed drzwiami. Dłuższą chwilę szukała kluczy w torebce, co znów mnie zirytowało, ale przemilczałem to. Weszliśmy w końcu do mieszkania. Agnieszka oparła się o ścianę w niewielkim przedpokoju, czekając, co mam jej do powiedzenia i wiedziałem, że za sekundę jej uśmiech z twarzy zniknie.

– Potrzebuję twojej pomocy. – Stanąłem przed nią, a ona wciąż opierając się o ścianę, lekko wysunęła biodra bliżej mnie. I chyba zrobiła to intuicyjnie. Spojrzałem na nią twardym wzrokiem, żeby zrozumiała powagę sytuacji. – Czarny, Raki i ich ludzie napadli na Marcela. On walczy o życie w szpitalu, Aga. To nie żart. Reanimowałem go, przestał oddychać, zmasakrowali jego ciało.

Jej oczy robiły się coraz większe, a broda opadała powoli w dół. Na twarzy wymalowało się przerażenie.
– Nie – odpowiedziała twardo.

– Zadawałaś się kiedyś z nimi. – Próbowałem ją przekonać. – Nadal imprezujesz z ludźmi, którzy są blisko nich. Muszę wiedzieć wszystko, każdą plotkę. Czy mają kogoś, na kim im zależy? Jak mają naprawdę na nazwisko? Gdzie aktualnie mieszkają? Jakie mają teraz miejscówki? Potrzebuję ich zdjęć, a wiem, że ty je masz. To muszą być tradycyjne zdjęcia. Dla bezpieczeństwa nie powinienem mieć ich w pamięci telefonu.

– Nie, Tymon. – Potrząsnęła głową ze łzami w oczach. – Nie będę się narażała.

– Ja nie będę pytał o zgodę. – Ruszyłem w stronę pokoju i zacząłem grzebać w szafkach. – Czego nie rozumiesz w zdaniu: "Marcel walczy o życie"?

– A czego ty nie rozumiesz w słowie: "Nie"?! – krzyknęła, wchodząc za mną do pomieszczenia. Znalazłem album, który zapamiętałem i zacząłem go pospiesznie przeglądać. Zdenerwowała się, że zaglądam w jej prywatne rzeczy. – A kto ochroni mnie, co?! Wiesz, co oni mi zrobią? Nie obchodzi cię to?! – Nakręcała się tak bardzo, że spojrzałem na nią znad albumu i zauważyłem, że jest roztrzęsiona. – Czy ty wiesz, jak brutalny jest Raki?!

Uderzyły we mnie te słowa. Odłożyłem album na stół, nie spuszczając z niej wzroku. Cała zadrżała i już wiedziałem, co miała na myśli.
– Co on ci zrobił?

– Nic. – Odwróciła głowę w bok, obejmując się ramionami. – Sama jestem sobie winna. Poszłam z nim do łóżka z własnej woli.

– To, że chciałaś iść z kimś do łóżka, nie oznacza, że on mógł zrobić, co zechce.

Wspólnota III - Jestem sobą (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz