jeden

27.2K 1.4K 1.9K
                                    

premierowy dzień, więc szalejemy. kochani, koniecznie zostawcie komentarze czy się wam podoba, czy chcecie więcej... na tt hasztag #LosingGameSoe

jazdaaa
co złego to nie ja
...

teraz, październik 2021

Padał śnieg.

To zdanie powtórzyłby każdy dzieciak w klasie, wstając na moment od ławki i podchodząc do okna, aby przekonać się na własne oczy, że jest to prawda. Ich okrzyki ekscytacji poniosłyby się po całej sali i wywołały kolejne szepty i piski. A stałoby się tak dlatego, że dzieci żyją chwilą, tu i teraz. W dodatku potrafią cieszyć się z tego, że żyją.

Właśnie tym różnią się dzieci od dorosłych. Cieszą się, że żyją, a to dlatego, że nie muszą martwić się utrzymaniem domu, samochodu, pracy, rodziny. Dzieci nie płacą podatków z własnej kieszeni, pracując po osiem godzin dziennie. Jedynie się bawią i są irytujące, zadając miliony bezsensownych pytań.

Panie, chroń mnie przed tym, abym kiedykolwiek miała dziecko.

Westchnęłam, odwracając wzrok od okna i wlepiając go z powrotem w monitor. Miałam do skończenia jeszcze jeden rozdział, ale nigdy, przenigdy nie czytałam czegoś równie kiepskiego. Fabuła nie trzyma się kupy i jest nudna jak flaki z olejem, a wróciła już po korekcie autorskiej. Jednak to się teraz czyta i jest na topie, a wydawnictwo ma gdzieś treść. Liczy się popularność i sprzedaż.

To zabawne, że jako redaktorka, znienawidziłam czytanie książek. To znaczy, znienawidziłam ten jeden, osobliwy gatunek, który doprowadzał mnie do szału swoją infantylnością.

Mowa oczywiście o romansie.

Och, błagam, takie rzeczy nigdy nie dzieją się w prawdziwym życiu.

Nie ma facetów, którzy powiedzą ci, że przyszliby po ciebie, gdy jesteś w niebezpieczeństwie, a gdyby nie mogli chodzić to by się przyczołgali.

Tak, tłumaczyłam na francuski Szóstkę Wron.

I szlag by cię trafił, Kaz Brekker. To twoja wina, że moje standardy względem mężczyzn są usytuowane tak wysoko.

Pochodzę z Francji, a dokładniej z Paryża – miasta miłości. To taki dodatkowy pstryczek w nos dla mojego sceptycznego podejścia do miłości. Kiedy poznałam swojego narzeczonego, przez długie miesiące zastanawiałam się, czy to aby na pewno nie jest żart, że on chce właśnie ze mną spędzić resztę swojego życia.

Miałam poważne problemy z przywiązywaniem się, więc koncept tego, że mężczyzna klęczy przed tobą, prosząc o twoją rękę, był trochę szalony. Mam wrażenie, że wciąż się do tego nie przyzwyczaiłam. A minęły już dwa miesiące od zaręczyn.

Westchnęłam ciężko, przecierając zmęczoną twarz dłońmi.

Był dopiero październik, ale pogoda w tym roku groziła nam już teraz, że może stać się groźna. Każdy kanał z wiadomościami dudnił o tym, że zima przyjdzie w tym roku jesienią i będzie bardzo sroga.

Nienawidziłam zimy, gdyż Nowy Jork stawał się wtedy nie do zniesienia. Jeszcze bardziej niż co dzień. Mówię tu o zasypanych śniegiem drogach, przez co to wiecznie zakorkowane miasto stawało się jeszcze bardziej zakorkowane. O śliskich, oblodzonych chodnikach, mrozie szczypiącym w policzki i tych pieprzonych ozdobach świątecznych. Nowojorczycy nie znają umiaru w strojeniu ulic światełkami, stawianiu choinek za każdym zakrętem i wielkich napisów „WESOŁYCH ŚWIĄT".

I największa zmora zimy: świąteczne zakupy w galeriach. O Panie, dostaję ataku paniki na samą myśl o tych tłumach, ich kolorowych, ozdobnych torbach z Mikołajami i granej z głośników świątecznej muzyce.

The Losing Game [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz