dwadzieścia pięć

20.3K 1.4K 613
                                    

co złego to nie ja

...

Śnieg osiadł na moim czarnym płaszczu i ciemnych włosach, mocząc je, gdy tylko stopniał.

W szpitalu panował chaos. Wielu ludzi kręciło się po długim, chyba niekończącym się korytarzu. Niektórzy poruszali się na wózku, a inni przy pomocy kul. Przewożono też ludzi na noszach.

Nienawidziłem tego miejsca. Przerażało mnie do szpiku kości i tak długo jak mogłem unikać szpitalu, robiłem to.

Pamiętam, jak któregoś lata, gdy byłem dzieckiem, moja matka trafiła do szpitala w Nowym Jorku. Cóż, ojciec niezbyt dobrze dobrał siłę do ciosu i podarował jej wstrząśnienie mózgu. Byłem tak przerażony, że całą noc płakałem, przykryty kołdrą pod łóżkiem i modliłem się do Boga, w którego istnienie powątpiewam, o to, aby nic się jej nie stało i aby nie zostawiała mnie z tym potworem.

Wyszła ze szpitala, wydobrzała i została u jego boku.

Chociaż wiele razy poruszałem temat syndromu, który odczuwała moja matka, nie mogąc porzucić ojca, to wciąż tego nie rozumiałem. Nie rozumiałem wielu rzeczy. Jak na przykład tego, dlaczego byłem taki ciężki jeśli chodzi o budowanie relacji.

Nie miałem znajomych, dosłownie. Spędzałem święta i urodziny sam, to wystarczający dowód.

Pokręciłem głową, odrzucając to od siebie i dobiegając do recepcji. Kobieta w białym kitlu spojrzała na mnie z uniesioną brwią.

— Dobry wieczór — powiedziałem nerwowo, na co kobieta zmarszczyła czoło. — Przywieziono tu dwie kobiety. Wypadek samochodowy.

Kobieta pokręciła głową.

— Proszę Pana, trafia tutaj mnóstwo...

— Marissa Clare. — Przerwałem jej, więc znowu przyjrzała mi się uważnie. — I Britney... Nie znam jej nazwiska. Wyszła teraz za mąż.

— A pan to? — zapytała, wpisując coś w komputer.

— Kenneth Gray — odpowiedziałem, szukając po kieszeni swojego prawo jazdy i położyłem je na blacie recepcji.

— Jest pan tym pisarzem? — zapytała zaskoczona, na co miałem ochotę przewrócić oczami. Skinąłem jedynie głową. — Jestem fanką. Czytałam każdą książkę i..

— Proszę. — Przerwałem jej, spoglądając w oczy. — Proszę, niech mi pani pomoże.

Kobieta patrzyła na mnie przez chwilę nieprzekonana, ale koniec końców wróciła do spoglądania w monitor. Sekundy dłużyły mi się, gdy bębniłem palcami o blat lady.

— Przykro mi, proszę pana. Nikt o takich danych nie został przyjęty na oddział.

— To znaczy?

— To znaczy, że nie ma tu osoby, której pan szuka. Albo jest na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym.

— Dziękuję — powiedziałem mimo wszystkiego, odpychając się od lady. Spojrzałem w górę, na tabliczki, czytając, że SOR znajduje się na parterze, w lewym skrzydle.

Dlatego też zerwałem się z miejsca, biegiem mijając wszystkich tych ludzi, od których było tłoczno na korytarzu. Niechcący kogoś popchnąłem i zapomniałem przeprosić, ale z tego będę się tłumaczył w piekle.

Wpadłem na oddział niczym petarda, rozglądając się po kolejce ludzi, którzy siedzieli, czekając na swoją kolej. Było ich tam mnóstwo. Niektórzy krwawili, inni wyglądali naprawdę kiepsko, a jeszcze inni sprawiali wrażenie zdrowych.

The Losing Game [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz