jeden

16.4K 1.2K 639
                                    

witam w oficjalnym Losing Game, które będzie miało kilka rozdziałów i nie zdziwcie się, że będą one numerowane nie po kolei, bo jest to numeracja w książce Kennetha. czyli jakby... przeczytacie z niej kilka rozdziałów. sami zresztą zobaczycie

wiadomo. co złego, to nie ja

wiecie co robić

....

październik, 2012

Naciągnąłem kaptur na głowę, ściskając jego sznureczki, żeby uniknąć wszystkich i wszystkiego. Udawało mi się to przez cały pierwszy tydzień szkoły, ponieważ najprościej w świecie odpowiadałem nauczycielce, że źle się czuję i muszę na chwilę wyjść, żeby się przewietrzyć. Za każdym razem, gdy moja klasa przedstawiała się i opowiadała o sobie. Na każdej pieprzonej lekcji.

Nie miałem potrzeby ich poznawać. Wiedziałem, że i tak nie będę tam pasował. Nie będą mieli ze mną o czym rozmawiać.

Zatrzymałem się przy szafce, otwierając ją kodem. Rozejrzałem się, czy aby sąsiedzi nie zamierzają podejść do swoich szafek, gdyż nie pałałem do nich sympatią. Szafka z lewej strony należała do dziewczyny z równoległej klasy, która miała na imię Brittany, a po prawej sąsiadowałem z typkiem o imieniu Jace.

Przysięgam, że nie ma drugiej osoby, która tak kurewsko by mnie denerwowała jak on. Chłopak nie uszedłby kroku bez swojej obstawy składającej się z dwóch kolegów i do tego jakiejś laski. Za każdym razem innej.

W bidulu mamy salę telewizyjną i gdy puściłbym sobie jakiś serial dla nastolatków, to on grałby w nim rolę bogatego, popularnego dupka.

Nigdy nie podchodzę zatem do szafki, gdy któryś z moich sąsiadów przy niej jest. Na początku roku szkolnego raz zdarzyło się tak, że Jace obściskiwał się z jakąś dziewczyną przy swojej szafce, więc ja czekałem zasrane pół godziny, spóźniając się na obiad.

To ucieszyło moją ciotkę.

Moja ciotka — bo tak każą nam się nazywać opiekunki w Domu Dziecka — zmusiła mnie do zapisania się na jakieś zajęcia dodatkowe. Chyba po to, abym nie wracał za szybko do swojego pokoju, którego nie opuszczałem aż do następnego dnia rano, gdy musiałem iść do szkoły.

Zatem, gdy wtedy spóźniłem się na obiad, ucieszyła się, pytając, co mi tyle zajęło? Skłamałem coś, bo nie powiem jej, że czekałem aż pewien dupek skończy całować się z jakąś naiwną blondynką.

Wracając do tych zajęć dodatkowych, gdyż moje myśli są odrobinę chaotyczne... Mam na to wszystko proste wyjaśnienie.

Brzmi ono: Marissa Clare.

Nigdy nie myślałem, że mogę interesować się dziewczynami, miłościami i innymi takimi, gdyż to dla mnie dosyć abstrakcyjne pojęcie. Moi rodzice mnie nie kochali, dlatego jestem teraz tu gdzie jestem i bałem się, że przez nich ja również nie będę zdolny do darzenia kogoś uczuciami.

Wtedy, dosłownie znikąd, zjawiła się ta dziewczyna.

Nie zamieniłem z nią ani słowa przez te trzy miesiące, od rozpoczęcia roku szkolnego, ale mam wrażenie, jakbym całkiem dobrze ją znał. Zobaczyłem ją po raz pierwszy w bibliotece szkolnej.

Siedziała na podłodze, oparta o ścianę, trzymając w ręce Crime and Punishment. Była tak pochłonięta tą nietuzinkową lekturą, że nie zwróciła uwagi na idiotę, który przyglądał jej się zza wysokiego regału.

A przyglądałem jej się, gdyż nigdy nie widziałem, aby na czyjejś twarzy pojawiało się tyle przeróżnych emocji. Dosłownie mogłem wyobrażać sobie, który dokładnie moment czyta po jej wyrazie twarzy. Wiedziałem, kiedy działo się coś smutnego w powieści, zabawnego, strasznego i uroczego. Jej uśmiech, grymas, marszczenie oczu mówiły mi wszystko.

The Losing Game [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz