cztery

14.9K 1.2K 349
                                    

co złego, to nie ja...

...

Listopad 2012

Trzasnąłem z całej siły szafką, wzdrygając się, gdy zobaczyłem stojącą obok mnie Britney. Uniosłem brwi, widząc jak podsunęła uprzejmym gestem torbę z cukierkami w moją stronę.

- Czekoladki? - zapytała, uśmiechając się szeroko. Pokręciłem tylko głową, wymijając ją bez słowa.

Ona jednak ruszyła za mną.

Myślałem, że idziemy po prostu w tym samym kierunku, jednak ona najwyraźniej postanowiła być upierdliwa.

- Czego ty tak właściwie chcesz? - zapytałem, spoglądając ostro w oczy blondynki.

- Niczego - odpowiedziała Britney, wzruszając ramionami. - Po prostu chciałam być miła dla szafkowego sąsiada. Zwłaszcza, że nie widziałam go chyba nigdy uśmiechniętego.

- Dlaczego miałbym się do ciebie uśmiechać? Nie znam cię - mruknąłem ponuro. - Nie zamierzam poznawać. Nie szukam przyjaciół.

- Ja też nie.

- Ani niczego więcej od przyjaciół - sprecyzowałem, na co Britney się uśmiechnęła.

- Wyluzuj, Kowboju. Nie jestem tobą zainteresowana - oznajmiła, na co trzasnąłem szafką, sugerując, że to koniec rozmowy. Odwróciłem się, chcąc odejść, ale ona dodała:

- Wiem natomiast kim jesteś zainteresowany ty!

Zatrzymałem się, zamierając na moment. Obróciłem się przodem do niej, absolutnie nic nie rozumiejąc.

Dziewczyna uśmiechnęła się, przechylając głowę.

- Przecież powiedziałam, wyluzuj - powtórzyła. - Nie zamierzam nikomu tego rozpowiadać. Wręcz przeciwnie, myślę, że możemy się dogadać i będzie to początek wspaniałej przyjaźni.

- Ja tak nie myślę. - Ruszyłem dalej, wychodząc ze szkoły.

- Spotykam się z Davidem - powiedziała nagle, co wzbudziło we mnie dziwny niepokój. Spojrzałem na nią, gdy dorównała mi kroku, marszcząc czoło. Wzruszyła ramionami. - Chcąc nie chcąc, usłyszałam parę ciekawych rzeczy o tobie. To znaczy... David opowiadał same pozytywy o swoim przyjacielu z którym dzieli pokój, a ja dopiero po czasie ogarnęłam, że w sumie to go znam, bo chodzi do równoległej klasy.

Świetnie. A więc teraz jeszcze ta wścibska dziewczyna spotyka się z moim współlokatorem z bidula i wie o mnie więcej niż bym chciał.

- Cóż, David poprosił mnie, żebym zagadała do ciebie, bo zawsze chodzisz taki samotny i ponury. Skoro to nasz wspólny znajomy...

- To nie znaczy, że my też musimy być swoimi znajomymi - zauważyłem, przerywając jej i zwalniając kroku, gdy przechodziłem obok boiska szkolnego.

Właśnie trwał mecz i jestem pewien, że Marissa właśnie wysiadywała na trybunach, kibicując Jace'owi.

Nawet nie wiem czemu o tym pomyślałem. Jednak ona pojawiała się w moich myślach w tak bardzo randomowych momentach, że sobie z tym nie radziłem.

- Ale możemy - dodała, uśmiechając się. - Słuchaj... Myślę, że mogłabym ci pomóc. Jak wiesz, jestem dosyć lubiana i wszędzie mnie pełno. To nie problem, żebym szepnęła słówko Marissie o tobie i...

- Nie. - Znów jej przerwałem, tym razem jeszcze ostrzej niż zamierzałem. - Nie waż się nawet.

- Okej, okej - mruknęła, marszcząc czoło. - Więc co zamierzasz? - zapytała, przestępując z nogi na nogę. - Wpatrywać się w nią jak ten zbity pies przez wieki wieków?

The Losing Game [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz