3. Etyka

63 13 17
                                    

Lena, jeśli już raczyła przyjść do szkoły, była zawsze spóźniona. Nie wchodziła jednak zdyszana i z milionem „przepraszam", nie rzucała prostych usprawiedliwień, przyziemnych „byłam u lekarza" i „autobus się spóźnił". Jeśli ktokolwiek raczył spytać, czemu się spóźnia, zaczynała mówić o tym, że była na przejażdżce na koniu, zbierała kwiaty albo miała ważną rozmowę z prezydentem. Na początku to śmieszyło, potem zaczęło drażnić, a w końcu nikt już o nic nie pytał.

Nikt nie wiedział, skąd ona jest. Emilia przeprowadziła małe dochodzenie i nie znalazła jej profilu w necie, przynajmniej tego, które mogłaby prowadzić pod własnym imieniem i nazwiskiem. Nie znalazła jej w spisach uczniów żadnych okolicznych szkół. Nikt, kogo pytała, nie chodził z nią do gimnazjum, podstawówki ani przedszkola.

Emilia rozmyślała o tym podczas religii, na której, niestety, pojawił się nowy ksiądz. Ksiądz, z którym mieli lekcje przez ostatnie dwa tygodnie, zdarł sobie gardło (powszechna przypadłość początkujących pedagogów), więc wysłali nowego, który zapragnął prowadzić swoje rządy silną ręką. Na wstępie wstawił minusy za trzymanie na ławce jakichkolwiek rzeczy prócz zeszytu do religii, a także zaczął grozić, że zgłosi spisywanie prac domowych. Emilia nie była z tego powodu zbyt szczęśliwa, bo świadoma faktu, że pierwszą lekcją będzie religia, nie zawracała sobie głowy odrabianiem matematyki. Ksiądz zaczął dyktować coś o gołębiach, duchach i kazał to wszystko notować. Żaby nie było mu tak łatwo, co chwila ktoś z klasy krzyczał „Niech pan ksiądz powtórzy!", „Nie tak szybko!" „Może pan ksiądz wolniej?", co doprowadzało starszego pana do dzikich ataków krzyku i rozżalenia, że prawie dorośli ludzie nie potrafią pisać. Ględził coś o studiach, że na studiach to od pisania wszystkim ręce poodpadają. Nikt jednak nie chciał pokusić się o pytanie, od czego mają te ręce odpaść w wieku powszechnej dostępności laptopów, telefonów i ksero, więc spokojnie dalej grali w grę „wolniej, wolniej" i w swoim tempie zapisywali mądrości typu Trójca Święta jest Jednością a Jedność istnieje w Trójcy.

Piętnaście minut przed dzwonkiem drzwi się otworzyły. Lena zajrzała do środka.

– Jaka klasa? O, Emilia, widzę cię.

– Dzień dobry? – Ksiądz podniósł głowę i odprowadził wzrokiem Lenę, która próbowała przecisnąć się do wolnego miejsca obok Emilii.

– No taki póki co – Lena pokazała dłonią falę, która miała symbolizować, że mogłoby być lepiej. – Gdzie młody? Fajny był.

– Otwórz zeszyt i pisz. – Ksiądz zacisnął zęby.

– Emilia, spisałaś już? Dasz matę? Co ty tu wypisujesz? – Lena spojrzała na zapiski Emilii. – Uczycie się egzorcyzmów? Mogłam wcześniej wstać...

Ksiądz nie dał się wyprowadzić z równowagi. Zamknął opasłą księgę.

– Wyjmujemy karteczki. Możecie podziękować swojej wyszczekanej koleżance.

Rozległ się jęk, ale każdy posłusznie wyrywał z zeszytu karteczki. Lena spojrzała na Emilię wyczekująco. Emilia miała poważny dylemat, czy wyrwać karteczkę z zeszytu od religii, czy od matematyki. Od religii było jej szkoda, bo na kartkach był Jezus, Maryja, święci i aniołki, ale zeszyt od matematyki był już zapisany prawie do środka, więc jeśli wyrwie teraz, nie starczy na kartkówkę z logarytmów. Wypisywanie ich na Jezusie było dla niej nie do przejścia.

– No co ty tak długo myślisz – ponagliła ją Lena. – Nie widzisz, pan się denerwuje.

Wzięła jej zeszyt i wyrwała sobie kartkę.

– Czemu masz foto księdza nadrukowane w zeszycie?

Emilia wybałuszyła oczy.

– Zwariowałaś? To Jan Paweł II. Polski papież.

– Ale podobny.

– Piszemy! Sprawdzimy, co tam pamiętacie! Pierwsze! Data dwudziestego pierwszego soboru powszechnego Kościoła katolickiego!

– To chyba w 1054. Wielka schizma – szepnęła Lena.

– Drugie. – Ksiądz zapisywał piszczącą kredą polecenia. – Siedem darów Ducha Świętego. Trzecie. Wyznanie wiary. Schować telefony! Zobaczę telefon, do dyrektora od razu i konfiskuję!

Lena westchnęła. Szybko coś zapisała i podeszła do księdza.

– Sprawdzi pan?

– Co to ma być? – spytał ksiądz. – Piotr, Judasz, Mateusz? To miało być wyznanie wiary!

Lena przybliżyła się do stołu księdza, a ten odskoczył jak oparzony.

– Polecenie było nieprecyzyjne.

– Dziewczynko – ksiądz zmarszczył czoło. – Jak nie chcesz chodzić na religię, zapisz się na etykę.

Lena pokręciła przecząco głową.

– Akurat wtedy mam jogę.

– Jogę? – Na jego twarzy pojawił się głupawy uśmieszek. – Wszystko egzotyczne ciekawsze, co? A dusza niech płacze bez Boga? Ej! Telefon! Chować telefony! Nie ściągaj!

Lena uniosła rękę w geście błogosławieństwa.

– Niech się pan tak nie denerwuje. Złość odkłada się w całym organizmie. Warto wypróbować praktykę uwalniania. Zaufaj procesowi życia. – Wzięła głęboki oddech. – Bo inaczej będą pana męczyły hemoroidy.

Ksiądz uderzył ręką w kartkę ze sprawdzianem.

– Czemu bije pan papieża?

Rozległ się dzwonek. Cała klasa wstała i szybko rzuciła karteczki na stół katechety.

– Nie przychodź na religię.

– Co pan będzie robił z tymi kartkami? – spytała, wskazując na stosik karteczek.

– Sprawdzę je. To dowody waszej wiedzy.

– A mogę zabrać mój? Chyba się już nie przyda.

Wyciągnęła gumę i owinęła ją w swój dowód wiedzy.

– Niech pan lepiej sprawdzi śledzionę!

Emilia czekała na Lenę pod salą.

– Robisz coś w piątek? Przyjdź na imprezę.

Lena spojrzała na zgniecioną kartkę papieru.

– Nie wiem. W piątek planuję przeprowadzenie rytuału uwolnienia od długów karmicznych.

– Zrobisz to na imprezie. Możesz nawet dziady odprawić, będzie śmiesznie.

– Dziewczyny! – Nagle znikąd pojawił się jakiś chłopak. – Mówicie o wypracowaniu?

Lena i Emilia spojrzały na niego pytająco. To był Dawid, koleś, którego Lena „zaklepała" pierwszego dnia szkoły.

– Jakim jeszcze wypracowaniu? – spytała Emilia.

– Miałyśmy zadane wypracowanie, nie wiesz? – Lena cmoknęła z niezadowoleniem.

– A TY niby coś napisałaś.

– Tak, ale nie idę na polski. Nie mam ochoty.

– Też pewnie nie pójdę, skoro nie mam wypracowania – stwierdził z żalem Dawid.

Lena otworzyła torbę i wyjęła kartkę w plastikowej koszulce.

– Trzymaj. Niech ci służy.

Nastała chwila ciszy.

– Ty tak serio? – ucieszył się.

– A mi nie mogłaś dać? – Emilia nie kryła oburzenia.

– Nie, bo też nie idziesz na polski.

– A gdzie niby idę?

– Na wagary.

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz