Lena czuła przemożną chęć spotkania się z kimś, a przynajmniej wydłużenia czasu powrotu od Emilii do domu. Po sytuacji z rozwaleniem nosa Dawida książką nie miała zamiaru zostać w szkole, więc błyskawicznie przekroczyła limit dozwolonych nieobecności i prawdopodobnie limit cierpliwości ojca.
– Odprowadzę cię – powiedziała do Magdy, gdy wyszły z bloku.
– A co z twoim kierowcą?
– Chcę się przewietrzyć.
Magda nic nie odpowiedziała.
– Długo się przyjaźnisz z Emilią?
Stare latarnie rzucały żółtawą poświatę. Powietrze pachniało już zimą i, jak zwykle, dymem. Na ulicach nie było nikogo, zupełnie jakby szły przez wymarłe miasto.
– Długo. – Z ust Madzi wydobył się biały obłok pary. – Od przedszkola już.
– I jeszcze nie masz dosyć?
– Czemu miałabym?
– Nie wiem.
– Wnosi trochę radości do życia – stwierdziła nagle. – Byłoby nudno, gdyby wszyscy byli jak ja. A ty? Czemu wybrałaś Emilię?
– Nie sądzę, że ją wybierałam. Po prostu tak wyszło – zamyśliła się. – Przeważnie lepiej wychodzę na tym, czego nie wybieram, a co przychodzi samo. Lubię ją. Nie boi się żyć.
– Myślisz, że tu chodzi o brak strachu? – Madzia lubiła pofilozofować.
Wymieniły się paroma uwagami o szkole i w końcu doszły do bloku Magdy.
– Słuchaj – powiedziała nagle, opierając się ręką o domofon. – Chętnie pomogę ci z tą twoją grupą duchową, czy czego tam. Ale musisz mi obiecać jedną rzecz.
– Tak?
– Nie pisz już tych wypracowań dla Dawida. Wkurza mnie, że on dostaje piątki. On na to nie zasługuje.
– Wiem.
– Ale dobrze, że mu przywaliłaś.
– Nie sądzę.
– Nie wiem, co w nim widzicie, ale on nie jest tego wszystkiego wart.
– Pewnie nie.
– No to tyle.
– Dobranoc.
Magda zamknęła drzwi, a Lena poczuła się jeszcze gorzej. Nie dość, że dostała pogadankę od koleżanki, to zaraz pewnie dostanie od ojca. Zadzwoniła po kierowcę i usiadła na ławce przy placu zabaw. Stała tu tylko jedna, lekko migająca latarnia, ale ta ciemność zupełnie jej nie przeszkadzała. Wcisnęła w uszy słuchawki i napawała się smętnymi piosenkami Green Day, wyobrażając sobie, że jest aktorką w smutnym filmie. Jedyne, czego teraz brakowało, to deszcz albo śnieg, ale niebo nie było dziś widocznie w nastroju do robienia scenografii.
Kierowca w końcu przyjechał, zatrąbił, a ona posłusznie weszła do środka. O dziwo, miał dziś jakiś niezły humor, bo coś gadał sam do siebie. Zastanawiała się czasem, jak to jest, że on zawsze jest dostępny. Mogłaby napisać do niego o trzeciej w nocy, a on by odwiózł ją do domu nawet z Gdańska. Ojciec musiał mu naprawdę dużo płacić. Poczuła się przez to jeszcze gorzej, bo ojciec płaci tyle za kierowcę, by nie musiała dojeżdżać do szkoły trzema busami, a ona nawet tego nie może uszanować i po wejściu do szkoły nagle stwierdza, że jednak to nie dla niej. Łzy napływały jej do oczu, ale mocno wbiła paznokcie w ramię i skupiła się na zadawaniu sobie bólu.
*
– Do mojego gabinetu – rozgrzmiał głos ojca. Starała się wchodzić do domu bardzo cicho, ale i tak usłyszał. Z opuszczoną głową ruszyła do gabinetu.
CZYTASZ
Kawa z automatu [zakończone]
Novela JuvenilEmilia nie jest dobra w trygonometrii, ale ma wiele innych zalet, o których nie mówi koleżankom, ale które chętnie pokazuje kolegom. Lena po kolejnej sprzeczce z księdzem planuje założenie sekty. Magda zastanawia się, czy bycie normalną to nowy stop...