13. Nowe życie, nowy blond

35 7 6
                                    

Lena czuła przemożną chęć spotkania się z kimś, a przynajmniej wydłużenia czasu powrotu od Emilii do domu. Po sytuacji z rozwaleniem nosa Dawida książką nie miała zamiaru zostać w szkole, więc błyskawicznie przekroczyła limit dozwolonych nieobecności i prawdopodobnie limit cierpliwości ojca.

– Odprowadzę cię – powiedziała do Magdy, gdy wyszły z bloku.

– A co z twoim kierowcą?

– Chcę się przewietrzyć.

Magda nic nie odpowiedziała.

– Długo się przyjaźnisz z Emilią?

Stare latarnie rzucały żółtawą poświatę. Powietrze pachniało już zimą i, jak zwykle, dymem. Na ulicach nie było nikogo, zupełnie jakby szły przez wymarłe miasto.

– Długo. – Z ust Madzi wydobył się biały obłok pary. – Od przedszkola już.

– I jeszcze nie masz dosyć?

– Czemu miałabym?

– Nie wiem.

– Wnosi trochę radości do życia – stwierdziła nagle. – Byłoby nudno, gdyby wszyscy byli jak ja. A ty? Czemu wybrałaś Emilię?

– Nie sądzę, że ją wybierałam. Po prostu tak wyszło – zamyśliła się. – Przeważnie lepiej wychodzę na tym, czego nie wybieram, a co przychodzi samo. Lubię ją. Nie boi się żyć.

– Myślisz, że tu chodzi o brak strachu? – Madzia lubiła pofilozofować.

Wymieniły się paroma uwagami o szkole i w końcu doszły do bloku Magdy.

– Słuchaj – powiedziała nagle, opierając się ręką o domofon. – Chętnie pomogę ci z tą twoją grupą duchową, czy czego tam. Ale musisz mi obiecać jedną rzecz.

– Tak?

– Nie pisz już tych wypracowań dla Dawida. Wkurza mnie, że on dostaje piątki. On na to nie zasługuje.

– Wiem.

– Ale dobrze, że mu przywaliłaś.

– Nie sądzę.

– Nie wiem, co w nim widzicie, ale on nie jest tego wszystkiego wart.

– Pewnie nie.

– No to tyle.

– Dobranoc.

Magda zamknęła drzwi, a Lena poczuła się jeszcze gorzej. Nie dość, że dostała pogadankę od koleżanki, to zaraz pewnie dostanie od ojca. Zadzwoniła po kierowcę i usiadła na ławce przy placu zabaw. Stała tu tylko jedna, lekko migająca latarnia, ale ta ciemność zupełnie jej nie przeszkadzała. Wcisnęła w uszy słuchawki i napawała się smętnymi piosenkami Green Day, wyobrażając sobie, że jest aktorką w smutnym filmie. Jedyne, czego teraz brakowało, to deszcz albo śnieg, ale niebo nie było dziś widocznie w nastroju do robienia scenografii.

Kierowca w końcu przyjechał, zatrąbił, a ona posłusznie weszła do środka. O dziwo, miał dziś jakiś niezły humor, bo coś gadał sam do siebie. Zastanawiała się czasem, jak to jest, że on zawsze jest dostępny. Mogłaby napisać do niego o trzeciej w nocy, a on by odwiózł ją do domu nawet z Gdańska. Ojciec musiał mu naprawdę dużo płacić. Poczuła się przez to jeszcze gorzej, bo ojciec płaci tyle za kierowcę, by nie musiała dojeżdżać do szkoły trzema busami, a ona nawet tego nie może uszanować i po wejściu do szkoły nagle stwierdza, że jednak to nie dla niej. Łzy napływały jej do oczu, ale mocno wbiła paznokcie w ramię i skupiła się na zadawaniu sobie bólu.

*

– Do mojego gabinetu – rozgrzmiał głos ojca. Starała się wchodzić do domu bardzo cicho, ale i tak usłyszał. Z opuszczoną głową ruszyła do gabinetu.

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz