30. Wszyscy chcą show

26 5 11
                                    

Natapirowała włosy. Paznokcie pomalowała na czarno. Kreski pociągnęła prawie do skroni. Koronkowa czarna bluzka, na to czarna długa suknia. Błyszczące glany. Wielka skórzana walizka. Kierowca się przestraszył.

– Wyprowadzasz się do Transylwanii?

Ludzie na korytarzu odprowadzali ją wzrokiem.

– Wróciła z 2010 roku?

Jakaś nauczycielka pokiwała palcem.

– Wróć do szatni i natychmiast zmień buty!

Na auli panował chaos. Czerwona bibuła, którymi mieli zakryć okna, ciągle się odklejała. W sali za sceną nie było miejsca, bo leżało tam całe mnóstwo rupieci i starych piłek do siatkówki, więc chór, aniołki i cała reszta skandowała swoje kwestie na auli, tuż obok krzątającej się grupy bojowej Magdy. Grupa bojowa roznosiła fancy stroje wyciągnięte z lumpa i strychów, ustawiała krzesła, które ciągle któryś z wkurzonych aktorów trącał, wspinała się na drabinę, by poprawić bibułę i robiła mnóstwo zamieszania.

– Nareszcie! Lena! – wykrzyknęły jednocześnie Emilia i Magda. Po chwili Lenę otoczył tłum z milionem pytań.

– Lena! A w tym akcie drugim to kto pierwszy wychodzi? Ja czy Ola? Bo Ola mówi, że ona!

– Ta cholerna bibuła się nie trzyma!

– Kocioł jest brudny!

– Świece kiedy będziemy podpalać?

– A Monika nie pamięta swojego tekstu!

– Ja w tym nie będę występować! Mówiłaś, że mogę się ubrać jak zawsze – narzekała Mimi.

– Nikt tak nie mówił! – odkrzyknęła laska z grupy bojowej, która razem z Magdą przemierzyła wszystkie płockie lumpeksy. – Chyba że na co dzień ubierasz się jak Paris Hilton?

Mimi nadęła policzki. Według niej sztuce bliżej było do festiwalu kiczu, niż do Dziadów.

– Lena! Lena, mamy problem z dźwiękiem! Muzyka świszczy!

Lena wspięła się na scenę. Walizka była ciężka, ale nie pozwoliła nikomu jej wnieść.

– Postawcie stół, szybko! – rozkazała. – Tak, przykryć obrusem. Przyniosłyście czarny obrus?

Otworzyła walizkę. Wszyscy wskoczyli na scenę, żeby zobaczyć, co ona tam przywiozła.

– Tablica Ouija. Gotowi?

Zapanowała cisza. Ktoś odchrząknął.

– To bezpieczne?

Lena wywróciła oczami.

– Robimy dziady, do cholery. To antonim bezpieczeństwa.

Zza kulis wyszła Patrycja w białej sukni, z wiankiem na podkręconych ciemnych włosach, z jakimś patykiem w dłoni i pluszakiem-owcą pod pachą. Wyglądała tak, jakby myślała, że wszyscy tylko czekają na jej wyjście. Pachniała na pięć metrów słodkimi perfumami i chyba było jej ciężko od tego zapachu, bo ciągle wzdychała.

Lena czuła, jak cały mozolnie wypracowany spokój wewnętrzny pryska jak bańka mydlana.

– Co. Ty. Kurwa. Założyłaś.

Wszyscy podniecili się wizją nadchodzącej dramy i zupełnie zapomnieli o tablicy Ouija, bibułach i kotłach.

– Jak to co? – Patrycja z trudem unosiła powieki, bo specjalnie z okazji sztuki dokleiła sobie rzęsy. – Myślałaś, że założę te lateksowe wdzianko? Ubiegałam się o rolę Zosi, a nie lambadziary!

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz