16. Tweedowa sukienka

26 6 9
                                    

– Babcia nie puści mnie do salonu, jeśli będę wyglądała jak wieśniara. – Lena wysunęła tweedową sukienkę z wieszaka.

– W tej sukience będziesz tak wyglądała.

Lena pokręciła głową.

– Nie, właśnie ona to nazwie stylem. Pół jej szafy to tweed, drugie pół to bourbon i tabletki na ból głowy.

– Dobry wybór.

– Pomóc wam w czymś, dziewczyny? – Ekspedientka z niezbyt przyjazną miną przeskanowała je z góry do dołu. Obie były w zabłoconych butach i w rozpiętych wielkich kurtkach, w których robiło się już bardzo gorąco, ale Lena obiecywała, że zakupy potrwają pięć minut, więc nie ma sensu nic zostawiać w szatni, a tym bardziej za to płacić.

Emilia poczuła się jak jakiś intruz w tym sklepie dla dorosłych kobiet, czyli sklepie, w którym nie śmierdzi dobrze znaną chińszczyzną, z całym mnóstwem czarnych jegginsów, arafatek, bluzek z „diamencikami", które tak przyjemnie odrywać podczas nudnej lekcji i potem układać z nich coś na stole, wykwitną bielizną po pięć złotych, którą oczywiście się kiedyś kupi, jak się już będzie miało tego jedynego idealnego, i wieloma, wieloma innymi pięknymi rzeczami z New Yorkera. W takich sklepach nikt nie podchodził i nie pytał, czy może pomóc, najwyżej prosił, by nie zrzucać ubrań na ziemię podczas przekopywania sterty w poszukiwaniu swojego rozmiaru.

– Tak – zaczęła Lena. – Potrzebuję czegoś, by wyglądać przy rodzinie jak człowiek.

Ekspedientka nie wyglądała na zadowoloną z tej prośby, dość mocno wyrwała tweedową sukienkę z rąk Leny i odwiesiła na miejsce. Lenę to wkurzyło, zerwała sukienkę z wieszaka i rzucając pełne nienawiści spojrzenie i pewnie jakiś urok na ekspedientkę, ruszyła z kawałem ciężkiego materiału do przymierzalni. Emilia pobiegła za nią, zostawiając na lśniącej podłodze błotniste ślady.

– Co za... – Lena zrzuciła z siebie czarny golf i czarne spodnie, po czym wcisnęła się w różową tweedową sukienkę. – Aż szkoda gadać.

– Właśnie, Lena. Jakie plany na sylwka?

Lena przejrzała się w lustrze.

– Jak jakaś włochata kiełbasa.

– Wyglądasz jak nauczycielka.

– Babci się spodoba. Sylwestra spędzam z rodziną, to rodzinne święto.

Emilia uniosła brwi.

– Nie gadaj, będziesz siedziała na sylwku ze starymi?

– Cała rodzina się zjedzie. Będziemy jeść, pić, słuchać przemówień prezydentów, potem spalimy karteczki z życzeniami, wrzucimy popiół do szampana, ja na pewno znowu zjem za dużą kartkę, no bo wiesz, mam dużo życzeń. Potrzymaj mi tę sukienkę.

– Ale jazda. Cała rodzina zajmuje się czarną magią?

Lena zmarszczyła brwi.

– To nie czarna magia, to wschodnia tradycja. Do kasy.

Ekspedientka widząc, że dziewczyny chcą dokonać zakupu, nagle zaczęła się uśmiechać i podpytywać, czy nie chcą jakiejś jedwabnej apaszki. Na kasie wyskoczyła cena ośmiuset złotych i Lena bez zastanowienia wywaliła zmiętolone banknoty na stół. Emilii zrobiło się trochę słabo.

– No, ja to myślałam, żeby pójść do Patrycji.

– Znowu? Nie nudzi ci się?

Emilia wzruszyła ramionami. Chciała powiedzieć, że pójdzie tam, gdzie idzie Dawid, ale szybko przypomniała sobie, że chyba to nie najlepszy pomysł.

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz