15. Gdy spadasz, spadaj z hukiem

32 7 2
                                    

Chwilę po tym, jak wróciły do klasy, wszyscy zaczęli się zbierać. Lekka, ciepła atmosfera wypełniła przestrzeń. Mieszanka kawy i alkoholu wyostrzyła zmysły: szybkie przejście z nagrzanych oddechami sal w mroźne powietrze dodała zimie jeszcze wyraźniejszego aromatu. Lena dokładnie mogła opisać co czuje: zapach śniegu i pragnienie szybszego bicia serca. Widziała, jak Dawid odchodzi z kolegami w drugą stronę i postanowiła, że koniec tego, nie zamierza czuć się ani chwili dłużej samotna. Zastanowiła się szybko, kto mógłby stać się ofiarą jej nagłego przypływu emocji i, jak się okazało, miała idealnego kandydata.

Damian przez ostatnie dni proponował najróżniejsze rzeczy, a ona wymyślała najróżniejsze wymówki. Proponował kino, ale Lena nie mogła wybrać filmu, skrytykowała każdy z jego wyborów i stwierdziła, że poczekają, aż w kinach zaczną pokazywać prawdziwe filmy. Zaproponował teatr, ale ona w ogóle nie lubiła teatru, bo zawsze uważała, że zrobiłaby to lepiej. Nie jest łatwo czuć się lepszym od innych i nie móc tego udowodnić. On się nie poddawał, zaproponował spacer, ale jej było zimno, zresztą, był grudzień, co oni, w ciemności będą chodzić? To niebezpieczne. Zaproponował restaurację, ale nie była głodna albo akurat miała głodówkę interwałową. Kilka razy wmawiała sobie, że jeżeli Dawid nie napisze przez trzy dni, pójdzie z Damianem choćby na przejażdżkę gokartami, gofry i piwo na schodkach, czyli wszystko to, co plasowało się na najwyższych pozycjach znienawidzonych czynności.

Trzy dni minęły, minęło nawet więcej, a te śmieszne życzenia dzisiaj? Lena oparła się o bramę, nerwowo wypatrując kierowcy. Emilia i Madzia wsiadły już do autobusu i pokazały jej przez szybę języki na znak, że to ona jest przegrywem w te minus dwadzieścia stopni.

Przemarzniętymi czerwonymi palcami napisała, że mogą się spotkać. Odpisał, że akurat jest przeziębiony i nie może, więc dodała, że przyjedzie do niego. Kto by odmówił?

Kierowca podwiózł ją na nowe osiedle, gdzie nawet śnieg jest zawsze biały i rozłożony tak równo, jak rośnie tu trawka latem. Takie osiedla zawsze kojarzyły jej się z młodymi rodzinami i małymi dziećmi: korytarze miały zapach talku i pampersów. Robiło jej się słabo, ale nie była pewna, czy ze stresu, czy od kawy z wódką. Zadzwoniła do drzwi.

– Czego się napijesz? Kawy, herbaty? Soku? Wody? Z cytryną? – Miał mocno ochrypnięty głos, co dodawało mu jakiegoś charakteru.

Na słowo „kawa" poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła.

– Oj, obojętne. Mogę herbaty. Ale nie czarnej.

Przeszli do jego pokoju i grzecznie usiadła na kanapie. Rozejrzała się szybko: biurko, szafka, książki, plakat. Dwie gitary na ścianie, jedna na ziemi.

– Gdzie rodzice? – spytała.

– A, pracują.

– Do której?

– A co?

– Będę się czuła dziwnie.

– Są spoko. Spokojnie. Słuchaj, mogę włączyć film?

– Nie rozumiem?

– No, film.

– Nie rozumiem. Przyszłam do ciebie, a ty chcesz oglądać film?

Chłopak wyglądał na zagubionego. Usiadł obok. Był tak zmieszany, że zrobiło jej się głupio. Posiedzieli chwilę w totalnej ciszy. Zaczął kaszleć. Rzeczywiście wyglądał na chorego. W końcu czajnik zaczął wyć, więc wstali razem do kuchni.

– Gdzie idziesz na studia? – spytała nagle. Chyba się przestraszył, bo wylał trochę wody. Nie poznawała go: na koncercie wydawał się zupełnie inny.

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz