9. Wielki przełom

26 8 5
                                    

Po otwarciu zlepionych, obolałych czerwonych oczu najpierw oceniła, gdzie jest, a potem zastanowiła się, czy warto w ogóle wstawać. Może lepiej byłoby nigdy nie wychodzić z łóżka? Może wyskoczyć przez okno? W tym momencie nie czuła niczego, co mogłoby ją powstrzymać. Wyznaczyła sobie spis zadań: znaleźć telefon, wykąpać się, ogarnąć i pokazać, że niby wybiera się do szkoły. Przylepiła sztuczny uśmiech na twarz i wyszła z pokoju, udając, że nic się nie wydarzyło.

– No i jak zdrówko? – zapytała prześmiewczo matka.

– Alkohol, kapralu, to zguba ludzkości – dodał Szymon.

Dobrze, że żarciki się ich trzymają, pomyślała. Im więcej człowiek w życiu przeskrobał, tym z większą przyjemnością smakuje cudze porażki. Zastanawiała się, czy dostanie jakąś karę, a jak tak, to jaką. Była gotowa na cokolwiek, byleby przestało już nią trząść. Napisała do Leny, czy mogłaby spędzić wagary z nią, ta odpisała, żeby była o dziewiątej w galerii.

Lena się spóźniła. Emilia małymi łykami popijała energetyka o smaku mojito, próbując się nie zrzygać. Siedziała już pół godziny na ławce przy niedziałającej fontannie w galerii. Pustym wzrokiem obserwowała, jak powoli otwierają się kolejne sklepy.

– O, pięknie wyglądasz – Lena była miła jak zwykle. – Co się działo?

– Uczyłam się matematyki. – Otworzyła torbę i pokazała zmięty zeszyt i zbiór zadań z pofalowanymi kartkami. – Potrzebuję nowej torby, bo ta prześmiardła piwem. I zeszytu. I zbioru.

– A nauczyłaś się czegoś? – Koleżanka ruszyła w stronę Empiku. – Bo chyba to była długa noc?

– Daj mi spokój.

Lena nieśpiesznie przeglądała nowości książkowe.

– Kiedyś tu będzie moja – stwierdziła.

– A o czym napiszesz?

– Nie wiem. – Lena wzruszyła ramionami. – Może o tobie.

– To poproszę pięćdziesiąt procent zysków za wykorzystanie wizerunku.

Lena uniosła brwi.

– Wysoko się cenisz. Wbrew pozorom.

Emilia wzięła pierwszy lepszy zeszyt w kratkę i ruszyła do kasy. Po chwili dołączyła do niej Lena, trzymając na rękach wielką księgę „Najpiękniejsze zakątki świata".

– Po co ci to?

– Bo chcę pooglądać.

– Nie masz Internetu?

Usiadły w kawiarni i zamówiły kawę, Lena rozłożyła księgę na stole.

– Tylko nie ubrudź – uprzedziła Emilię. – Przed wyjściem zwrócimy.

– Wiesz, że księgarnia to nie biblioteka?

– Jakoś od roku wymieniam książki i nikt nic do mnie nie miał. Dlatego uważaj, nie zrób z nią tego, co ze swoim zbiorem zadań.

Lena otworzyła książkę na stronie ze zdjęciami jakiejś hinduistycznej świątyni.

– O, tu bym pojechała.

– A gdzie już byłaś?

– Jak byłam mała, matka koncertowała i nigdy jej nie było w domu. Grała na waltorni. Miała swoje pięć minut sławy, a ojciec był na tyle wspaniałomyślny, że woził mnie ze sobą na targi i na spotkania biznesowe po całej Europie. Byłam wiesz, takim dodatkowym bagażem. Jak nie marudziłam, dostawałam cukierki z nazwami firm. Długo nie nazywałam krówek krówkami, a „Boshami" albo „Fordami". Uważałam, że „Fordy" są lepsze. Centrum miasta pokazywał mi tylko przez okno samochodu. Byłam w pięknych miastach, ale ich piękno widziałam przez sekundy. A potem tylko te targi, te masy ludzików, osiedla robotnicze, identyczne ciasne hotele. Jeśli wycieczka trwała dzień, to godzinę poświęcałam na obserwowanie piękna, a resztę dnia na stare, zatłoczone hale na obrzeżach. Dlatego tak bardzo nie chcę już tracić czasu na cokolwiek prócz piękna. Lubię się zrywać ze szkoły, by pobyć w świecie pustym, spokojnym, pozbawionym tłoku, pozbawionym ludzi, którzy w tym czasie powinni siedzieć w pracy, wykonując odwieczne czynności, mające zaspokoić ich podstawowe potrzeby. Lubię wyrwać się z odliczania czasu do końca. Napawać się porannym słońcem tyle, ile chcę. Lubię stać w księgarniach i czytać odwroty książek. Lubię pić kawę na ławce w parku. Lubię stać i patrzeć na wznoszące się budowle, czuć zapach farby, tynku, drewna. Nowość i rozwój – to mi daję nadzieję. Nie lubię starych bloków, żałośnie pomalowanych na zielono, żółto, różowo i niebiesko. Wyglądają jak stare landrynki znalezione w kurtce zimowej z zeszłego roku. Niby te kwiatki na balkonach, niby firanki różnorakie, niby inne, a takie same. Przeraża mnie starość, rozkład, powolne ruchy. Wolałabym identyczne szklane domy. Czyste, pedantycznie czyste, minimalizm, spokój. O czym myślisz?

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz