14. Wigilia, wstępniaczek

25 6 5
                                    

– O, Emilia, zaraziłaś się od koleżanki?

Emilia nie skomentowała, tylko głębiej schowała się między własnymi ramionami, tak jakby dzięki temu mogła sprawić, że ludzie przestaną widzieć jej nadnaturalną platynę. Parę osób się zaśmiało, ale większość nie zrozumiała żartu, więc nauczycielka poczuła się w obowiązku wyjaśnienia wszystkim, o co jej chodziło.

– No, blondyny! Emilia, żebyś tylko teraz tak samo zadań przy tablicy nie rozwiązywała!

– Jak ona mnie wkur... – szepnęła Lena do Emilii, podczas gdy wszyscy śmiali się z bezsensownego żartu.

Nauczycielka uderzyła dziennikiem w stół, ogłaszając koniec zabawy.

– Co tam ode mnie chciałaś, Aniu? – zwróciła się z czułością do jednej z dziewczyn.

– Chciałabym podać klasie listę, by każdy zaznaczył, co przyniesie na wigilię klasową – zaszczebiotała Ania.

– Czy wigilia klasowa jest obowiązkowa? – Lena szybko próbowała uciec od dodatkowych obowiązków.

– Tak, Lena! Jest w godzinach lekcyjnych! Aniu, proszę, podaj klasie listę.

Tak się niezbyt szczęśliwie złożyło, że lista poszła od przeciwległego krańca klasy, co doprowadziło do tego, że wszystkie najprostsze rzeczy typu „serwetki", „cola", „sok", „barszcz", „śledź" zostały już pozajmowane. Lena i Emilia miały tylko wolną sałatkę jarzynową. Wszyscy wiedzieli, że kupne sałatki jarzynowe śmierdzą octem na kilometr, więc jedyną logiczną opcją było przygotowanie sałatki samemu. Emilia zaczęła już w głowie przygotowywać spis zakupów, a Lena tylko stwierdziła, że kupi herbatniki. Tak właśnie chciała okazać swój szacunek do klasy.

Na przerwie standardowo wyruszyły do automatu. Lena wyglądała na lekko przybitą.

– Ale super – zaczęła Emilia. – Wigilia to jedno z moich ulubionych świąt! Czemu się nie cieszysz?

– Nie jestem religijna.

– Przecież to i tak pogańskie święto, co ci. Zresztą, to wigilia klasowa.

– Słyszałam przecież, mam uszy. Przecież nie lubisz swojej klasy, co ci?

– Oj, uspokój się. Po klasowej idziemy do klubu. Miała być domówka, ale Maryśka, czy jak ta laska się nazywała, ma do dziś szlaban po tym, jak wypaliłaś dziurę w trawniku.

– I tak jest zima. Śnieg przykryje.

– Co taka jakaś dziwna jesteś? Nie wyszło na koncercie?

– Hm? Nie, spoko. Aż za spoko.

– O. Lena in love?

– Nie! – Szybko zaprotestowała. – Jak kino?

– Omg – Emilia wywróciła oczami. – On nawet nie wybrał wcześniej filmu. Poszliśmy na coś Woodego Allena. A Allen się skończył po „Vicky Cristina Barcelona".

– Jesteś Vicky czy Cristina?

– Ja? Ja oczywiście, że Maria Elena!

– A kto jest naszym Juan Antonio? Dawid?

– E, coś w tym jest.

– No i co? Nie całowaliście się?

– Nie, no wiesz, jakoś nie było chemii. Ale kupił popcorn karmelowy.

– U. A odprowadził do domu?

– Jak miał mnie nie odprowadzić, skoro mieszka naprzeciwko?

– Romantycznie.

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz